Niemcy nie chcą mieć nic wspólnego z hitlerowcami
W najnowszym wydaniu tygodnika „Spiegel” ukazał się obszerny artykuł pod wymownym tytułem na okładce: „Wspólnicy. Europejscy pomocnicy Hitlera w mordzie na Żydach” („Die Komplizen. Hitlers europäische Helfer beim Judenmord”). Tytuł ten sugeruje, że za Holokaust odpowiedzialny jest Hitler wraz z europejskimi wspólnikami. Według dziennikarzy „Spiegla” byli nimi: „ukraińscy żandarmi i łotewscy policjanci pomocniczy, rumuńscy żołnierze i węgierscy kolejarze. Również polscy chłopi, holenderscy urzędnicy katastralni, francuscy burmistrzowie, norwescy ministrowie, włoscy żołnierze - oni wszyscy brali udział w tej zbrodni, w Holokauście”.
W samym tekście jest co prawda mowa, że za Zagładę odpowiedzialni są w pierwszej kolejności Niemcy, lecz liczbę niemieckich i austriackich sprawców szacuje się w nim na 200 tys. Stanowi to jakieś 0,22 proc. ówczesnej niemieckiej i austriackiej ludności, a więc procentowo jest to udział wręcz znikomy. Równocześnie autorzy artykułu „Wspólnicy” podają liczbę europejskich wspólników w podobnej wysokości, czyli także ok. 200 tys. Wychodząc z takich obliczeń formułują tezę, że Holokaust nie był wyłącznie zbrodnią niemiecką, lecz europejską.
Teza ta nie jest nowa. Już w 2001 r. usłyszałem ją na konferencji naukowej w Dachau z ust uznanego niemieckiego specjalisty Gerharda Paula. W swoim wystąpieniu stwierdził on mianowicie: „Holokaust był zbrodnią europejską pod niemieckim kierownictwem”. W wielu innych publikacjach niemieckich autorów znajdujemy podobne stwierdzenia i tezy formułowane od lat. Christoph Dieckmann pisze np., że wymordowanie Żydów litewskich było wspólną litewsko-niemiecką zbrodnią. Faktem jest, że tysiące Litwinów brało udział w zbrodni na Żydach, jednak państwo litewskie wtedy nie istniało, więc nie może ono ponosić odpowiedzialności za tę zbrodnię. Z kolei Klaus-Peter Friedrich doszukuje się odpowiedzialności Słowian za zbrodnię Holokaustu, ponieważ Odilo Globocnik, organizator zagłady Żydów na terenie okupowanej Polski, miał jakoby słowiańskie korzenie. Do takiego wniosku doszedł na podstawie jego nazwiska. Faktycznie Globocnik był od pokoleń Austriakiem. Frank Golczewski, Peter Duffy i inni przywołują sfałszowany rozkaz Armii Krajowej, aby „udowodnić”, że brała ona aktywny udział w prześladowaniu żydowskich uciekinierów z gett. Takie przykłady można podawać w nieskończoność.
Artykuł „Spiegla” nie jest zatem dla specjalistów żadnym zaskoczeniem. On wisiał wręcz w powietrzu. Każdy, kto w miarę uważnie obserwował zamieszanie medialne i niemiecką debatę przy okazji ekstradycji Iwana Demjaniuka z USA, czuł, że taka teza będzie wkrótce sformułowana na szerszym forum. Śledząc niemieckie media piszące o tej sprawie, można było wręcz odnieść wrażenie, że sami Niemcy ze zbrodniami w obozach zagłady nie mieli nic wspólnego. Zaczęło wyglądać na to, że niemiecki wymiar sprawiedliwości to ostatni sprawiedliwi, którzy nieubłaganie ścigają żyjących jeszcze sprawców Holokaustu.
Jest to jednak wrażenie mylące, ponieważ w ściganiu etnicznie niemieckich zbrodniarzy tenże niemiecki wymiar sprawiedliwości nie jest już tak gorliwy. Wielu z nich dożywa w spokoju swoich lat, jak np. członkowie brygady Dirlewangera, odpowiedzialni między innymi za masakry na ludności cywilnej Warszawy podczas Powstania Warszawskiego. A materiał dowodowy w tym przypadku nie jest wcale gorszy niż w sprawie Demjaniuka. Podobne przykłady można mnożyć.
Proces „europeizacji” odpowiedzialności za zbrodnie na Żydach obserwujemy w Niemczech od lat, natomiast artykuł „Spiegla” wypromował tę tezę po raz pierwszy w sposób tak spektakularny. Równolegle do procesu „europeizacji” Holokaustu obserwujemy także proces „odniemczania” zbrodni niemieckich dokonanych w okresie II wojny światowej. Proces ten jest dużo bardziej zaawansowany w porównaniu z „europeizacją”, a ma on miejsce głównie na płaszczyźnie językowej. Otóż pisze się i mówi, że w Niemczech w latach 1933-1945 rządzili nie Niemcy, lecz naziści, narodowi socjaliści lub zgoła Hitler i jego wspólnicy. Natomiast Niemcy jako naród zostali wyzwoleni od ich tyranii w maju 1945 r.
Do pierwszych, którzy posłużyli się taką argumentacją, należał Richard von Weizsäcker, który 8 maja 1985 roku, sprawując wówczas funkcję prezydenta RFN, oświadczył: „8 maja był dniem wyzwolenia. W tym dniu wszyscy zostaliśmy wyzwoleni spod ucisku gardzącego człowiekiem systemu narodowosocjalistycznej przemocy”. Ten zapoczątkowany przez Weizsäckera swoisty proces reinterpretacji niemieckiej totalnej klęski oraz kapitulacji z 8 maja 1945 r. w wyzwolenie narodu niemieckiego był systematycznie kontynuowany w następnych latach. Dziś przewartościowanie to należy do podstawowych elementów niemieckiej polityki historycznej.
Proces owego „wynaradawiania” dotyczy nie tylko ówczesnego niemieckiego rządu, lecz także niemieckich sprawców. Dlatego występują oni jako „narodowo-socjalistyczni” lub „faszystowscy” sprawcy, „oprawcy z SS”, „naziści”, „gestapowcy” lub tym podobni. Na pierwszy plan wysuwana jest ich polityczna, względnie instytucjonalna przynależność, natomiast przynależność etniczna spychana jest w cień. Taki paradygmat dominuje dziś nie tylko w mediach, nacechowane są nim również naukowe dysputy.
Tworzony jest więc wizerunek, w którym za zbrodnie Holokaustu odpowiedzialni są etnicznie niezidentyfikowani bliżej „naziści” oraz ich europejscy wspólnicy: Ukraińcy, Litwini, rumuńscy żołnierze, „polscy chłopi” itd., którzy są jednak etnicznie już rozpoznawalni.
Rzecz cała nie kończy się jednak na tym. Niemieckie obozy zagłady czy obozy koncentracyjne utworzone na ziemiach polskich zostają nie tylko „odniemczone”, lecz nierzadko wręcz „spolonizowane”. Ale nie jest to tylko fenomen wyłącznie niemiecki. Takie zakłamanie ma miejsce w debatach w wielu innych krajach, i to nie tylko na poziomie powierzchownie medialnym. W taki sposób powstają owe „polskie obozy śmierci”, „polskie obozy zagłady”, „polskie obozy koncentracyjne”.
Co ciekawe, nikt nie pisze o czeskim obozie koncentracyjnym w Teresinie, bawarskim w Dachau, dolnosaksońskim w Bergen-Belsen czy też austriackim w Mauthausen. Natomiast Polacy mają problem i muszą się tłumaczyć z „polskich obozów zagłady”, muszą interweniować i protestować, narażając się przy tym nierzadko na niewybredne ataki. Wiele to jak na razie nie pomaga. Ostatnie „wpadki” niemieckich mediów są tego przykładem. I tak dobrze, że autorzy artykułu „Wspólnicy” napisali o „obozie zagłady SS w dzisiejszej Polsce” („SS-Vernichungslager im heutigen Polen”), a nie o „polskim SS obozie zagłady w Sobiborze”, jak to napisała „Saarbrücker Zeitung” kilka dni temu. Że był to niemiecki obóz zagłady w okupowanej przez Niemcy Polsce, czytelnicy „Spiegla” natomiast się nie dowiedzieli.
Równolegle do przemianowania niemieckiej klęski w wyzwolenie, a także „odniemczenia” ówczesnego niemieckiego rządu i niemieckich zbrodni wojennych oraz „europeizacji” odpowiedzialności za Holokaust wzrasta w Niemczech uwaga poświęcana niemieckim ofiarom II wojny światowej. Z początku dyskutowano o milionach wypędzonych, potem przyszła kolej na ofiary nalotów bombowych. Oczywiście, w tych przypadkach podkreśla się, że chodzi o niemieckie ofiary.
Dzisiaj można się pokusić o następującą syntezę niemieckiej pamięci historycznej: zbrodnie II wojny światowej zostały już przed laty zredukowane do wymordowania Żydów, dokonanego przez europejskich sprawców pod kierownictwem nazistów. Niemcy jako naród zostali wyzwoleni spod terroru tych ostatnich. Obok Żydów ofiarami wojny byli niemieccy wypędzeni. I tak dzięki nader zręcznej i obliczonej na dłuższą metę polityce historycznej udało się Niemcom praktycznie zdjąć z siebie odium narodu sprawców.
Niemcy są dzisiaj przekonani, że przezwyciężyli swoją ciemną (nazistowską) przeszłość wręcz wzorcowo. Zdają się nie zauważać wypaczeń i przekłamań w obecnie kreowanym, politycznie poprawnym obrazie własnej przeszłości. Do tego konieczne jest spojrzenie z zewnątrz. Równocześnie są oni przeświadczeni, że inne narody powinny iść za ich śladem, przejąć odpowiedzialność za zbrodnie Holokaustu, dokonać rachunku sumienia i pokuty. A że większość Żydów została wymordowana na terenach okupowanej Polski, więc automatycznie to Polacy są najczęściej wymieniani jako współsprawcy i zarazem adresaci takich żądań.
Przecież wszystkie niemieckie obozy zagłady znajdowały się na terenie Polski. Dziennikarze „Spiegla” piszą: „Francuzi, Holendrzy lub Belgowie mogli poddać się iluzji, że Żydzi z Paryża, Rotterdamu lub Brukseli deportowani gdzieś na Wschód jakoś tam sobie poradzą. Natomiast pomiędzy Wisłą a Bugiem rozniosło się, co czekało ludzi w Oświęcimiu czy też Treblince”. Ani słowem nie pisze się przy tym o niemieckiej polityce okupacyjnej w Polsce, nieporównywalnej z niemiecką polityką okupacyjną w krajach zachodnich. Polacy występują tutaj jako współsprawcy czy nawet jako sprawcy. Natomiast jako ofiary II wojny światowej Polacy nie funkcjonują lub też odgrywają marginalne znaczenie.
Polacy są zatem na najlepszej drodze, by stać się głównymi współodpowiedzialnymi za Holokaust - obok etnicznie bliżej niezidentyfikowanych „nazistów”.
Bogdan Musiał
Artykuł ukazał się pierwotnie w czasopismie „Polska” z 21 maja 2009
Bogdan MUSIAŁ (ur. 1960) jest historykiem specjalizującym się w tematyce niemieckiej. W latach 1985-1998 studiował na uniwersytetach w Hanowerze i Manchesterze (historia, politologia i socjologia).
Pod koniec lat 90. wziął udział w debacie wokół głośnej niemieckiej wystawy „Wojna wyniszczająca. Zbrodnie Wehrmachtu 1941-1944”.
Od 2007 r. pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej.
Autor książek „Rozstrzelać elementy kontrrewolucyjne!: brutalizacja wojny niemiecko-sowieckiej latem 1941 roku” oraz „Na zachód po trupie Polski”.
Foto: www.dradio.de
Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum. W dziale Państwo możesz podyskutować o zagadnieniach państwowych i międzynarodowych, Unii Europejskiej, relacjach polsko-niemieckich, stosunkach z innymi państwami. Dział Obywatelskość obejmuje takie zagadnienia jak: społeczeństwo obywatelskie, wolność słowa, patriotyzm, cywilizacja łacińska. Z kolei w dziale Jednomandatowe Okręgi Wyborcze możesz podyskutować o systemach wyborczych i wyborach do organów przedstawicielskich różnych szczebli.