Home » Wiara » Thomas Aquinas » Św. Tomasz z Akwinu

Dodano: 2012-02-01

Św. Tomasz z Akwinu

"Modliłem się i dano mi zrozumienie, przyzywałem i przyszedł na mnie duch Mądrości. Przeniosłem ją nad berła i trony i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównywałem z nią drogich kamienie, bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota. Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność i wolałem mieć ją aniżeli światło, bo nie zna snu blask od niej bijący" (Mdr 7, 7-10). Słowa te pochodzą z liturgii mszalnej przeznaczonej na dzień 28 stycznia. W tym dniu Kościół wspomina św. Tomasza z Akwinu. Kim był ten człowiek? I czym sobie zasłużył na pamięć Kościoła?

Triumf św. Tomasza z Akwinu nad Awerroesem. Św. Tomasz siedzi na tronie pomiędzy Arystotelesem i Platonem. U jego stóp arabski uczony Awerroes, którego pisma obalał.
Benozzo Gozzoli (1420-1497). Muzeum w Luwrze.

Urodził się około roku 1225 w Roccasecca w hrabstwie Aquino, należącym do królestwa Sycylii. Był najmłodszym dzieckiem rycerza Landulfa z Akwinu i jego drugiej żony Teodory z Teate. Gdy skończył pięć lat, rodzice oddali go jako oblata do klasztoru benedyktyńskiego na Monte Cassino. Tam przez lat dziesięć pobierał nauki oraz "wzrastał w łasce u Boga i ludzi". W wieku lat piętnastu, w związku z niepokojami politycznymi, opuścił klasztor. Później wyjechał do Neapolu, gdzie zaczęły się dwie największe przygody jego życia: Chrystus i Arystoteles. Chrystus przyszedł do niego w białym dominikańskim habicie. W Neapolu bowiem zetknął się Tomasz z nowo założonym Zakonem Braci Kaznodziejów. Zakon był nie tylko nowy, ale i nowoczesny. Dawne bowiem zakony zakładały swe siedziby bliżej Boga niż ludzi: na górskich szczytach czy w odludnych, pustynnych okolicach. Dominikanie zakładali swoje klasztory w miastach. Wierzyli bowiem, że będą bliżej Boga będąc w sercu ludzkich problemów. Głosili ubóstwo, ale również je praktykowali. Nauczali, ale również uczyli się. Młody Tomasz zapragnął stać się jednym z nich. Chciał bowiem być ubogim, mądrym i... świętym. Około 1244 roku przywdział biały - bo mający symbolizować blask świętości - habit i przykrył go czarną kapą, będącą symbolem nie szukającej ziemskiej chwały pokory. Była to wiosna jego zakonnej miłości. Wiosną jednak młody pęd czasami zostaje objęty lodowatym uściskiem mrozu. Wtedy nadchodzi czas próby. I tak było również w wypadku Tomasza.

Rodzina, która oddała go na Monte Cassino nie tylko dla chwały Bożej, ale również dla zaspokojenia swoich ziemskich ambicji, przyjęła jego decyzję jak mezalians. Ten, który - z biegiem czasu - miał zostać opatem jednego z najbogatszych klasztorów ówczesnej Europy, został żebrakiem. A na to dumni hrabiowie z Akwinu nie mogli przystać. Uzbrojeni żołdacy pod wodzą brata Tomasza, Rinalda, porywają młodego zakonnika. Porywacze więżą swoją ofiarę na zamku Montesangiovanni. Próbują metodą kija i marchewki zmusić nowicjusza do zmiany decyzji. Bezskutecznie. Rodzina postanawia więc złamać powołanie Tomasza. Sprowadza na zamek prostytutkę.

Jest ciemna noc. Tomasz śpi zamknięty w swojej celi. Nagle otwierają się drzwi - dalej oddajmy głos legendzie: "Wchodzi dziewczyna nieprzyzwoicie ubrana i zaczyna dręczyć go na wszelki sposób: rozpustnym spojrzeniem, słowem i dotykiem. Ponieważ odczuł poruszenie ciała, podniecenie to zasmuciło go. Wzmocniony ogniem duchowym, wyrwał z paleniska głownię, rzucił nią z całej siły w rozpustnicę, wypędził ją z pokoju i zamknął drzwi. Wówczas naznaczył głownią w rogu pokoju znak zbawienia, upadł na ziemię i modlił się ze łzami (...) Kiedy zakończył modlitwę, twardy sen spadł na niego. I oto dwaj aniołowie stanęli obok niego, mówiąc, że jego modlitwa została wysłuchana. I przepasali go sznurem, jaki przynieśli ze sobą. Ścisnęli go zaś tak mocno, że zaczął z bólu krzyczeć. Odtąd - jak mówi tradycja - nie odczuwał najmniejszych nawet poruszeń ciała". Próba i... zwycięstwo. Zwycięstwo chrześcijańskie, bo zwycięstwo nad samym sobą. Sukces płynący z dwu źródeł: z ziemi i nieba. Sukces woli karmionej łaską.

Mimo jednoznacznej postawy Tomasza rodzina nie daje za wygraną. Jeszcze rok brat Tomasz będzie internowany. W niewoli czyta, pisze. Jak powiada kronikarz, "wczytywał się w tekst "Sentencji", zaś z błędów Arystotelesa wyciągał prawdę. Tym wszystkim dzielił się ze swoimi siostrami. Starszą siostrę nawrócił do tego stopnia, że wkrótce porzuciła świat i wstąpiła do klasztoru...".

Wreszcie rodzina zwraca mu wolność. Tomasz powraca do swojej rodziny zakonnej. Zaczyna się okres jego studiów. Najważniejsze to pobyt u boku św. Alberta zwanego Wielkim. "Jego wykłady bardzo cieszyły brata Tomasza, zawsze bowiem pragnął znaleźć człowieka, który by mu otworzył głębiny wiedzy. Nastawiony na zdobywanie wiedzy, przykładał się pilnie do nauki i modlitwy tak, że stał się dziwnie małomówny. Przez długi czas był podobny do niemowy." Różnił się, więc był nienormalny. Tak bowiem najczęściej rozumie się inność. Nikt nie dostrzegał, że milczenie nie jest niemotą. "Żaden z kolegów nie spostrzegł jego mądrości, toteż zwykli go nazywać niemym wołem."

Ale "nie zapala się światła i nie stawia go w ukryciu ani pod korcem, lecz na świeczniku" (Łk 11,33). Ten bowiem, który krzesa ogień w duszach, roznieca go z czasem w wielki płomień, przy którym grzeją się inni. Tak było i z bratem Tomaszem. Zdarzyło się, że brat Albert objaśniał księgę Dionizego "O Bożych imionach". Mąż Boży Tomasz słuchał tego uważnie i wprost - jak mówi kronikarz - "łapczywie". Jeden z kolegów – zapewne z gatunku tych poczciwców, co dokuczają miłością – przypuszczając, że nie odzywa się z powodu braku zdolności, ze współczucia ofiarował się, że mu powtórzy wykład. Tomasz "z pokorą przyjął propozycję, podziękował i zaczął z uwagą słuchać powtórki. Wszakże brat ów sam niezbyt zrozumiał wykład i mówił inaczej, niż to uczył brat Albert. Wówczas Tomasz uznał, że Bóg pozwala mu odezwać się i wyłożył rzecz gruntowniej jeszcze i jaśniej, niż uczył mistrz".

Pierwszym, który zdał sobie sprawę z talentu brata Tomasza, był jego nauczyciel - mistrz Albert. Podobno powiedział o nim: "Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat".

W roku 1252 Tomasz przybywa na dalsze studia do Paryża. Znajduje się blisko Uniwersytetu, tego - jak to nazwał jeden z papieży - "pieca, w którym piecze się chleb intelektualny świata łacińskiego". Uniwersytet to sprawa ludzi dojrzałych, bo "gdzie indziej karmi się mlekiem niemowlęta, na nim zaś żywi się duchy silne". Dla Tomasza zaczyna się - trwający prawie do końca życia - okres pracy intelektualnej, którego owocem będą niezliczone pisma. Wśród nich słynna "Summa teologii", "Summa filozofii" czy mały, lecz ważny traktacik "De ente et essentia".

Jednostajne, lecz piękne życie uczonego mącą - wzbierające wraz ze sławą - pozauniwersyteckie pokusy. A to zaproszenie na ucztę do króla, a to propozycja kardynalskiego kapelusza lub objęcia któregoś z biskupstw. Tomasz jednak nie daje się wodzić na pokuszenie - pozostaje wierny swemu powołaniu. Powołaniu wyrażonym w dewizie zakonu kaznodziejskiego jednym słowem: "Veritas" (prawda). Czasami jednak ulega, choć jedynie pozornie.

"Święty Ludwik, król Francji, lubił go zapraszać do swego stołu. On się pokornie wymawiał, gdyż pracował właśnie nad Summą. Ponieważ jednak król nastawał, z rozkazu paryskiego przeora poszedł do króla, z głową pełną myśli, nad którymi właśnie pracował. Siedząc przy królu, nagle uderzył pięścią w stół: To jest argument przeciw herezji manichejskiej! Przeor go trącił i powiada: Mistrzu opamiętaj się! Jesteś przecież przy stole króla Francji! I pociągnął go mocno za płaszcz, aby go sprowadzić na ziemię. Ten wróciwszy do siebie, skłonił się przed królem i poprosił o przebaczenie. Król mocno się tym zdziwił i zbudował, zawołał sekretarza i życzył sobie, żeby myśl została zapisana w jego obecności."

Tomasz był jednak nie tylko uczonym, był - a właściwie stawał się - świętym. Świętym nie dla cudów, które czynił - wyjąwszy cuda jego nauki - lecz po prostu: dla bliskości z Bogiem. Jego sekretarz brat Reginald z Piperno takie dał o nim świadectwo: "Często duch go porywa, kiedy ogląda jakieś sprawy boskie". Tradycja przekazuje również pamięć zdarzeń tak cudownych, że aż - może się wydawać - niewiarygodnych. Mianowicie brat Jakub z Caserty, "zakrystianin, mąż pobożny, pracowity i cnotliwy widział wielokrotnie błogosławionego Tomasza, jak w nocy wychodził ze swojej pracowni do kościoła, a kiedy dzwoniono na jutrznię, szybko wracał, tak żeby go nikt nie zauważył. Pewnego razu z ciekawości, przyszedł ukradkiem do kaplicy świętego Mikołaja, gdzie brat Tomasz był pogrążony w modlitwie, i zobaczył, jak unosił się w powietrzu na dwa łokcie. Zdumiony usłyszał od strony krucyfiksu, przed którym błogosławiony doktor się modlił, te słowa: Dobrze napisałeś o Mnie, Tomaszu! Jakiej nagrody oczekujesz ode Mnie za swój trud? Ten odpowiedział: Panie, tylko Ciebie!"

Tomasz dojrzewał. Jego życie duchowe pogłębiało się. Ogień miłości Bożej rozpalał go. Ale przebywając w bliskości Ognia można poparzyć się miłością.

6 grudnia 1273 roku podczas odprawiania Mszy świętej, brat Tomasz doznał jakiegoś wstrząsu. Przeżycie to dogłębnie go zmieniło. Miał powiedzieć Reginaldowi: "Zbliża się kres mojego pisania. Bo takie rzeczy widziałem, że wszystko co napisałem i czego uczyłem, wydaje mi się słomą w stosunku do tego, co zostało mi odsłonięte. Toteż ufam w Bogu, że kończy się nie tylko moje nauczanie, ale niedługo nastąpi też koniec mojego życia".

Przeczucie go nie myliło. Zmarł 7 marca 1274 roku w drodze na II Sobór w Lyonie, gdzie udawał się na wezwanie papieża Grzegorza X. Został po nim sława świętości i księgi.

Mariusz Węgrzyn


Autor prowadzi swój blog Mariusz Węgrzyn na niezależnym forum publicystów Salon24.pl Redakcja portalu koszalin7.pl serdecznie dziękuje za udzielenie zgody na przedruk tekstu.


TOMASZ z AKWINU (1225-1274) - był obok Augustyna, tym myślicielem, który miał największy wpływ na kształt teologii chrześcijaństwa zachodniego. Głębia myśli, a także niezwykle bogaty wachlarz podjętych przez niego filozoficznych i teologicznych zagadnień sprawia, że pozostawił po sobie tego rodzaju spuściznę, która musi zapierać dech w piersiach każdego czytelnika jego dzieł.

Tomasz urodził się około roku 1225 w Roccasecca, niedaleko Akwinu, w północnej części Królestwa Neapolu. Jego rodzice byli szlachcicami i pozostawali na służbie cesarza Fryderyka II. Był najmłodszym z siedmiorga rodzeństwa. Od piątego do jedenastego roku życia wychowywał się w benedyktyńskim klasztorze na Monte Cassino, gdzie opatem był wówczas jego wuj. W 1239 cesarz, ekskomunikowany przez papieża, w ramach represji wypędził benedyktynów z Monte Cassino, a Tomasz powrócił do swej rodziny.

W tym samym roku został wysłany na Uniwersytet w Neapolu, gdzie ukończył studia z filozofii, stanowiące wstęp do teologii. W Neapolu, w 1244, przywdział habit dominikański. W maju 1244, gdy ruszył do Rzymu z zamiarem udania się wraz z grupą dominikanów do Paryża, został porwany przez własną rodzinę i przetrzymywany aż do lata 1245. Chciano go w ten sposób odwieść od zamiaru życia w zakonie żebrzącym. Kiedy powrócił wreszcie do zakonu, zaczął studia w Paryżu (1245-1248), a następnie kontynuował je w Kolonii, gdzie kształcił się do 1252 roku pod kierunkiem św. Alberta Wielkiego.

Stamtąd powrócił do Paryża, gdzie rozpoczął karierę naukową. W 1256 roku uzyskał tytuł mistrza. Z tego pierwszego okresu paryskiego (1252-1259) pochodzą następujące dzieła: komentarz do Sentencji Piotra Lombarda, kwestie wraz z odpowiedziami De veritate oraz dziełko De ente et essentia. Opuścił Paryż w 1259 i przeniósł się do Włoch. W okresie włoskim, który spędził najpierw w Neapolu (1259-1261), a potem w różnych miastach Państwa Papieskiego, powstały: Summa contra gentiles, pierwsza część Summae Theologiae i kwestie z odpowiedziami, z których najważniejsze to: De malo i De potentia. W 1269 znalazł się na powrót w Paryżu. Był to najbardziej płodny okres jego życia. Wtedy powstały wielkie komentarze do Arystotelesa, także znaczna część komentarzy do Pisma Świętego. Tutaj zredagował też drugą część Summae Theologiae.

W lecie 1272, zakończywszy pobyt w Paryżu, wyruszył do Neapolu, kontynuując pisanie trzeciej części Summae Theologiae, którą pozostawił jednak nie ukończoną. Rozpoczął Compendium Theologiae, którego nie zdołał dokończyć, a także serię dzieł typu ascetyczno-duszpasterskiego, aż w końcu w grudniu 1273 przestał pisać w wyniku głębokiego wyczerpania psychicznego, któremu towarzyszyły wielkie doświadczenia mistyczne. Zmarł w 1274 roku w klasztorze Fosanova, w drodze na II Sobór Lyoński.

Na podstawie: Ks. Tadeusz Dzidek, Mistrzowie teologii, Wydawnictwo M, Kraków.


Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie