Home » Obywatel » Państwo » Protest ubezwłasnowolnionych

Dodano: 2010-05-29

Protest ubezwłasnowolnionych

Podobno Leonid Breżniew, udzielając w swoim czasie wywiadu zachodniemu dziennikarzowi stwierdził, że mimo wysokiej oceny demokracji w zachodnim stylu nie zostanie ona wprowadzona w ZSRR, ponieważ posiada zasadniczą wadę, polegającą na tym, że nigdy nie wiadomo, kto zostanie wybrany do władz. Wypowiedź ta, jeśli jest prawdziwa, urzeka swą trafnością i prostotą... Demokracja z natury rzeczy wprowadza element niepewności, którego można uniknąć, stosując ordynację proporcjonalną. Taką jaka obowiązuje obecnie w Polsce.

Polska demokracja a la Breżniew & Honecker.

Demokracja obywatelska polega na swobodnym wyborze przez społeczeństwo swoich władz publicznych. W tym celu społeczeństwo obywatelskie posługuje się ordynacją wyborczą, zapewniającą wolne wybory swoich przedstawicieli do parlamentu. Wolność wyborów do najwyższego organu władzy państwowej daje się opisać przy pomocy zasady "każdy wybiera każdego", ponieważ każdy obywatel może wybrać każdego obywatela, który zdecyduje się kandydować, z uwzględnieniem pewnych ograniczeń formalnych, takich jak okręg wyborczy, wiek czy niekaralność. Wolne wybory zapewnia większościowa ordynacja wyborcza, która umożliwia wyłonienie w jednomandatowych okręgach wyborczych, o stosunkowo niewielkiej liczbie mieszkańców (zwykle poniżej 100 tys.), dobrze znanych wyborcom swoich przedstawicieli spośród kandydatów zgłaszanych praktycznie bez ograniczeń przez obywateli, organizacje społeczne czy partie polityczne. Opisane w wielkim skrócie wolne wybory posłów na podstawie ordynacji większościowej nie występują w naszym kraju, a także nie są szeroko znane polskiemu społeczeństwu.

Ordynacja tzw. proporcjonalna

Proporcjonalna ordynacja stosowana w wielomandatowych okręgach wyborczych jest przeciwstawna wolnym wyborom większościowym. Mechanizm funkcjonowania proporcjonalnej ordynacji wyborczej daje się zawrzeć w formule "niewielu wybiera nielicznych, spośród już wybranych", ponieważ niezbyt wielu wyborców głosuje na kandydatów już wybranych przez kastę przywódczą i "odgórnie" umieszczonych na listach ich komitetów wyborczych w ściśle określonej kolejności ważności w porządku hierarchicznym. Proporcjonalna ordynacja wyborcza jest kompletnie nieznana naszym obywatelom i nawet wielokrotny udział w wyborach parlamentarnych przeprowadzanych według jej zasad nie spowodował także u zdyscyplinowanych wyborców zrozumienia reguł jej funkcjonowania, przez co akt głosowania ogranicza się zwykle do mechanicznego zachowania przy urnie wyborczej.

Mimo wpisania kilkunastu, a nawet więcej osób na poszczególne listy wyborcze do Sejmu, w praktyce wybory proporcjonalne tracą swój wolnościowy charakter, ponieważ ograniczają się do zaledwie 2-3 wytypowanych osób, które na podstawie suwerennych decyzji politycznych elit "obsadziły" tzw. miejsca mandatowe, czyli zwykle trzy pierwsze pozycje na konkretnej liście kandydatów na posłów. W efekcie tej manipulacji wybory proporcjonalne faktycznie dotyczą nielicznej i przed właściwym głosowaniem już "wybranej" wąskiej grupy kandydatów. Dlatego nader skromny udział niewielkich grup zwolenników konkretnych partii i ugrupowań politycznych w wyborach na "swoich" kandydatów jest całkowicie naturalny. Tym samym niska frekwencja wyborcza i mała aktywność obywateli w wyborach parlamentarnych według proporcjonalnej ordynacji wyborczej jest nieuchronnym skutkiem jej stosowania, gdyż w społecznej skali tak naprawdę nie ma kto, na kogo głosować. Rytualne narzekania na niską frekwencję wyborczą w ustach autorów i zwolenników proporcjonalnej ordynacji, a więc bezpośrednich sprawców bierności społeczeństwa w czasie wyborczym brzmią fałszywą nutą. Ta sytuacja wyraźnie lokuje nasze życie polityczne na antypodach wolnych wyborów demokratycznego społeczeństwa i jest znakiem jego politycznego ubezwłasnowolnienia.

Obecnie praktykowana w wyborach parlamentarnych w Polsce proporcjonalna ordynacja wyborcza w okręgach wielomandatowych została wypracowana w ramach ustalonej po Okrągłym Stołem koncepcji politycznej. Osiągnięte porozumienie doprowadziło do ukształtowania państwa quasi-demokratycznego o parafeudalnym charakterze w ramach elekcyjnej monarchii konstytucyjnej, opartej na funkcjonariuszach służb mundurowych (w tym Kościoła), cywilnej administracji państwowej, gospodarczej i aparacie partyjnym (z licznym udziałem kadry profesorskiej i szeroko pojętej społeczności akademickiej) oraz świata wielkiego biznesu (w tym mediów, zwłaszcza elektronicznych).

W tej koncepcji państwa jakkolwiek pojmowane wolne wybory nie dają się umieścić, ponieważ ich obecność sprzyja żywiołowym tendencjom kształtowania życia politycznego, które w języku reżimowej propagandy określane są dosadnie jako "anarchia". Formuła "każdy wybiera każdego" ma dobrą opozycyjną tradycję, chociażby z czasów Peerelu, jeśli przypomnieć, że już w 1979 roku Komitet Porozumienia na rzecz Samostanowienia Narodu zbierał podpisy pod apelem o przeprowadzenie wolnych wyborów i, jak należy rozumieć, z nader ważkich powodów nie jest do dzisiaj realizowana.

Kierownicza rola partii

Zasadniczą przeszkodą uniemożliwiającą sprawne wprowadzenie w naszym kraju wolnych wyborów jest kwestia, używając modnego narzecza środowisk biznesowych, "ograniczoności zasobów", czyli materialnych korzyści związanych ze sprawowaniem władzy państwowej. Ujmując sprawę najprościej jak jest to tylko możliwe, należy przyjąć, że jeśli poseł Kowalski zapewni sobie na jak najkorzystniejszych warunkach dostęp do atrakcyjnego wynagrodzenia, luksusowych mieszkań, samochodów, gruntów, kamienic czy jakichkolwiek innych dóbr materialnych, a także rozmaitych intratnych posad oraz uczestnictwa w korzystnych interesach, to nie uczyni tego ewentualny poseł Nowak.

Warto do tego dodać pożytki płynące ze wspierania w załatwianiu rozlicznych spraw o charakterze biznesowym w rozmaitych urzędach zaprzyjaźnionych przedsiębiorców, którzy wiedzą jak się za to odwdzięczyć Panu Posłowi i jego Partii, której zresztą nasz parlamentarzysta od samego początku i w pierwszej kolejności jest wielce zobowiązany. Dzięki temu powstaje interesująca sieć wzajemnych powiązań i zobowiązań parlamentarzystów z szeroko pojętym światem biznesu z jednej strony oraz administracji państwowej i samorządowej różnych szczebli z drugiej.

Naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest stały przyrost dochodów i majątków wielu posłów czy senatorów, co uwidacznia obszerna lista milionerów, znajdujących się w gronie zasiadających na Wiejskiej wybrańców Narodu. Być może nawet istnieje pewien subtelny, aczkolwiek z trudem uchwytny dla niewprawnego obserwatora, związek między przyrostem średniej bogactwa na głowę parlamentarzysty a rosnącą pauperyzacją naszego społeczeństwa, czyli przyrostem biedy na głowę mieszkańca naszej ojczyzny. Kwestię tę jednak należy odłożyć na bok, ponieważ nie jest ona w stanie nawet w najmniejszym stopniu zaprzątać uwagi elity politycznej naszego Narodu.

Zrozumiałe, że nad tym splotem skomplikowanych interesów i osobistych karier panuje znana nam dobrze "kierownicza rola", w przeszłości "partii", a współcześnie akcji, bloku, frontu, koalicji, konfederacji, kongresu, obozu, porozumienia, ruchu, sojuszu, stronnictwa, unii, wspólnoty, zjednoczenia a nawet platformy, co jednak w praktyce wychodzi na to samo. Nie dziwi, że po trudnym okresie "Rzeczypospolitej Drugiej i Pół" unika się terminu "partia" w nazwie ugrupowania politycznego, która, jako swego rodzaju imię własne, pełni zarazem funkcję logo firmy.

W tej sytuacji, jak to w rodzinie, spór a nawet swego rodzaju konkurencja między Kowalskim a Nowakiem w zabiegach o zdobycie fotela parlamentarzysty, zwłaszcza wówczas, gdy należą oni do różnych ugrupowań politycznych jest nieuchronna. I w tej nader skromnej postaci można mówić o częściowo "wolnych" wyborach w bardzo ograniczonym zakresie, do czego świetnie nadaje się ordynacja proporcjonalna i w tym celu została powołana do życia. Jeśli Kowalski jest "nasz", a Nowak "wasz", to liderzy partyjni znajdą sposób, aby uzgodnić swoje, często rozbieżne interesy, ale zawsze postarają się wspólnymi siłami nie dopuścić do władzy "niczyjego" trzeciego pretendenta.

Podobno Leonid Breżniew, udzielając w swoim czasie wywiadu zachodniemu dziennikarzowi stwierdził, że mimo wysokiej oceny demokracji w zachodnim stylu nie zostanie ona wprowadzona w ZSRR, ponieważ posiada zasadniczą wadę, polegającą na tym, że nigdy nie wiadomo, kto zostanie wybrany do władz. Wypowiedź ta, jeśli jest prawdziwa, urzeka swą trafnością i prostotą, bowiem znakomicie streszcza problem demokratycznych wyborów, ponieważ zawsze trzeba wiedzieć, kto będzie rządził państwem. Demokracja z natury rzeczy wprowadza element niepewności, który jednak dzięki stosownej ordynacji wyborczej, w tym przypadku proporcjonalnej, można skutecznie minimalizować.

Swego czasu przemysłowiec John Ford dowcipnie zauważył, że Amerykanin może kupić dowolny samochód, jaki tylko mu się spodoba, pod warunkiem, że będzie to określony model czarnego Forda. I tak miały się rzeczy do czasu, póki nie zaczęła się nowa epoka wolności konsumenckiej, którą świetnie ilustruje, w zupełnie innej branży, swoboda wyboru między Coca-Colą a Pepsi-Colą. Ten postęp nie oszałamia, ale jest niewątpliwy, chociaż wyraźnie ograniczony.

Biznes polityczny i grupy interesów

"Demokracja proporcjonalna" zakłada istnienie wielu partii politycznych, co fachowo określa się mianem pluralizmu. Kierowniczą rolę w strukturach władzy państwowej i samorządowej spełniają partie polityczne i na nich należy skoncentrować uwagę jako na głównych podmiotach życia politycznego. Ta oczywista konkluzja rodzi jednak proste pytanie dotyczące statusu funkcjonowania partii politycznych w naszym kraju, jeśli zważyć, że ich aktywność koncentruje się na wszelkiego rodzaju akcjach wyborczych. Wówczas to przyszli parlamentarzyści zabiegają o eksponowane miejsca na partyjnych listach wyborczych, a w przypadku zwycięstwa wyborczego wstępują do określonych klubów parlamentarnych, czyli frakcji partyjnych. Zresztą już sama nazwa "klub" ma posmak pewnej elitarności i przyjemnie kojarzy się z działalnością zamkniętego kręgu pewnej starannie dobranej grupy osób, czym u nas zajmują się właśnie partie polityczne.

Ten sposób funkcjonowania partii oznacza jednak, że są one w pierwszej kolejności działającymi w permanencji "komitetami wyborczymi", służącymi do zdobywania władzy i stanowisk w wyborach do różnych ciał i instytucji państwowych, zwłaszcza do parlamentu. Skoro podstawowym zadaniem komitetu wyborczego jest uzyskanie jak największego funduszu wyborczego i zwycięstwo wyborcze, to troska o kształt ideowy i programowy ugrupowania politycznego, jakim jest partia, spada na dalszy plan, a z czasem wręcz zanika. W efekcie pod szyldem partii politycznej rozkwita "komitet wyborczy", czyli swego rodzaju ogólnokrajowa machina wyborcza, w której kierownictwo partyjne faktycznie pełni funkcje właścicielskie i zarządcze wobec, traktowanego jako swego rodzaju przedsiębiorstwo, funduszu wyborczego i partyjnego.

W tym sensie kosztem życia politycznego ukształtował się swoisty biznes polityczny, który wprowadził do partii szeroko pojmowaną, dostosowaną do sfery polityki, przedsiębiorczość z nieuchronną korupcją włącznie. Polityka, której treścią były zawsze partyjne spory ideowe i programowe, polegające na konfrontacji rozmaitych interesów, różnych metod analizy problemów i rozlicznych sposobów widzenia rzeczywistości społecznej stopniowo stała się narzędziem biznesu politycznego, służącym doraźnym sukcesom ekonomicznym partii w sensie powiększania jej osobliwie rozumianych "zasobów" ludzkich i materialnych, najlepiej przez posiadanie "udziałów" w rządzie, szerzej w państwie. Ta mało odkrywcza strategia sprowadza się, jak napisze publicysta, do tego, aby wszędzie gdzie tylko jest to możliwe mieć "swoich ludzi" i to na liczących się, co nie zawsze znaczy eksponowanych stanowiskach.

Po latach miłościwie nam panującej "demokracji proporcjonalnej" okazało się, że w bardzo nikłym stopniu sprzyja ona kształtowaniu i rozwojowi infrastruktury życia politycznego w postaci partii. "Proporcjonalna" ordynacja wyborcza na naszym rodzimym gruncie wymusza ich tak daleko idącą redukcję do "komitetów wyborczych", że w praktyce w Polsce partii politycznych w ścisłym tego słowa znaczeniu po prostu nie ma. Wystarczy jako punkt odniesienia w tej kwestii dla naszej powojennej rzeczywistości przyjąć PPS czy PSL Mikołajczyka, by sobie uświadomić, że tego typu partii o szerokim profilu działalności politycznej i społecznej obecnie nie tylko nie ma, ale i w najbliższej przyszłości nie będzie.

Na przykład, stosunkowo liczne w okresie swoich rządów SLD zdecydowało się na przeprowadzenie czysto formalnej "weryfikacji" swoich członków, ograniczonej praktycznie do ponownego wypełnieni ankiety personalnej potwierdzającej przynależność do organizacji. W efekcie ta partia ze swoich około stu pięćdziesięciu tysięcy członkiń i członków w ten prosty sposób straciła około jednej trzeciej stanu osobowego. Z drugiej strony, wkrótce po zawiązaniu, liczące w 2001 roku grubo poniżej stu członków PiS, czyli tyle, co średniej klasy krajowy komitet wyborczy, przystąpiło niejako "z marszu" do swoich pierwszych wyborów parlamentarnych i zdobyło niemal pół setki mandatów poselskich, stając się jednym z wiodących opozycyjnych klubów parlamentarnych.

Przykłady te nie dają się sprowadzić do wspólnego mianownika, pokazują natomiast, że w naszym kraju na poziomie politycznym organizują się grupy interesów i komitety wyborcze a nie partie w ścisłym sensie tego słowa. W tej perspektywie nieco zaskakuje brak rzetelnych analiz dotyczących partii, ilości ich członków, struktury społecznej i organizacyjnej, charakteru władz, lokalizacji itp., co zdaje się świadczyć o sporej bezradności uczonych i zarazem skupieniu się badaczy na bardziej dochodowej wąsko rozumianej problematyce wyborczej.

Zgoda ponad podziałami

Jednak przyjęcie poglądu, że działające obecnie w naszym kraju ugrupowania polityczne nie posiadają faktycznego statusu partii politycznych nie powinno prowadzić do pomniejszania ich znaczenia. Wręcz przeciwnie, poprzez nader aktywne uczestnictwo w rozmaitych strukturach władzy państwowej i samorządowej na różnych ich poziomach owe grupy polityczne, a zwłaszcza ich elity kierownicze, odgrywają pierwszorzędną rolę w podejmowaniu kluczowych decyzji zarówno kadrowych, jak i merytorycznych, czy finansowych, chociaż faktycznie w podstawowym planie działają jako podmioty prowadzące, pod politycznym szyldem, swoiście rozumianą działalność gospodarczą.

Pochylając się nad konkretnymi działaniami naszych quasi-partii zwraca uwagę fakt, że w wielu kluczowych kwestiach zajmują tak dalece jednolite stanowisko, że jest ono równoznaczne z odrzuceniem pluralizmu politycznego. Wiadomo już, że w zasadniczej sprawie ustrojowej, dotyczącej ordynacji wyborczej, wszystkie ugrupowania polityczne w praktyce stoją na gruncie akceptacji obowiązującej "proporcjonalnej" ordynacji wyborczej, a ich liderzy zgodnie wypowiadają się przeciwko wprowadzeniu w Polsce wolnych wyborów większościowych w jednomandatowych okręgach wyborczych. Analogiczną zgodę powszechną naszych elit politycznych należy odnotować w odniesieniu do podstawowego zagadnienia polityki zagranicznej, jakim był udział w wojnie w Iraku i obecnie w Afganistanie.

Warto zauważyć, że w obydwu tych zasadniczych kwestiach polityka rządów i parlamentu całkowicie rozmija się ze społecznymi odczuciami opinii publicznej. Dominująca większość społeczeństwa polskiego domaga się zarówno wprowadzenia ordynacji większościowej w wyborach do Sejmu, jak i wycofania polskich wojsk z Afganistanu. Na dodatek, żadna z obecnych w parlamencie sił politycznych nie zażądała przeprowadzenia stosownego dochodzenia w kompromitującej sprawie lądowania w Polsce domniemanych terrorystów Al-Kaidy oraz podejrzenia o ich torturowanie na terenie naszego kraju przez oficerów CIA.

Oczywiste, że tak dalece jednolita polityka nader odmiennych ugrupowań jest nie tylko zaprzeczeniem pluralizmu politycznego, ale także odrzuceniem podziału na władzę o opozycję, ponieważ każda "partia" niezależnie od tego czy rządzi, czy znajduje się w opozycji, zajmuje zasadniczo te same stanowiska w kluczowych kwestiach politycznych. Skoro rozmaite partie prowadzą zasadniczo tę samą politykę i w kluczowych kwestiach ich stanowiska nie odbiegają od siebie, to jeśli odrzucić drugorzędne powierzchowne, a nawet wręcz pozorne różnice, należy faktycznie traktować je jako tożsame.

Podobnie jest w kwestii kształtowania polityki dochodowej i systemu podatkowego oraz związanego z nimi rozwarstwienia społecznego w naszym kraju, które prowadzone są tym samym zgodnym rytmem ciągłości i następstwa kolejno rządzących ekip politycznych z bardzo odmiennych na pozór ugrupowań, zawsze z poparciem zmieniającej się opozycji.

Państwo opiekuńcze dla... uprzywilejowanych

Z tego punktu widzenia dobrym przykładem może być analiza przeciętnych zarobków obywateli różnych krajów z użyciem stosownej skali porównawczej pod kątem ich zróżnicowania. W tej kwestii można posłużyć się, datowanym na 20 listopada 2008 r., raportem Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), do której wstąpiło trzydzieści najbardziej rozwiniętych krajów świata. Jego autorzy zestawili przeciętne zarobki netto 10% najlepiej i 10% najgorzej zarabiających pracowników w krajach członkowskich. W rezultacie okazało się, że w Polsce płaca najlepiej wynagradzanych była czternastokrotnie wyższa od najniższej płacy, dając największe rozwarstwienie płacowe w całej Unii Europejskiej. Tymczasem w Wielkiej Brytanii najwyższa płaca była dziesięciokrotnie wyższa od najniższej, gdy w Niemczech zróżnicowanie dochodów wynosiło siedem i pół do jednego. Z kolei na Węgrzech najwyższa płaca była siedmiokrotnie wyższa od najniższej, na Słowacji sześć razy, w Czechach pięć i pół raza, a najbogatsza grupa w Danii i Szwecji przewyższała swoimi zarobkami najuboższą zaledwie pięciokrotnie. Jakby tego było zbyt mało w Polsce tempo wzrostu płac znacząco pogłębia dramatyczne zróżnicowanie społeczne, ponieważ wynagrodzenia prezesów firm rosną ponad dwa razy szybciej niż średnie płace ogółu zatrudnionych.

W ramach tej samej zgodnej polityki dochodowej znakomicie mieści się ostatnia obniżka podatków. I tak, wprowadzenie nowej skali podatkowej zwiększa pracownikowi zarabiającemu tysiąc pięćset złotych miesięcznie zasobność jego portfela zaledwie o dwieście złotych rocznie, gdy pracownikowi o zarobkach w wysokości dziesięciu tysięcy złotych miesięcznie daje wzrost dochodów już o osiem tysięcy dwieście złotych rocznie, czyli o kwotę czterdzieści jeden razy większą. Jeśli przyjąć, że obniżka podatków ma przysporzyć naszym obywatelom około ośmiu miliardów złotych rocznie, widać wyraźnie, że podział tej kwoty będzie sprzyjał dalszemu pogłębienie społecznego zróżnicowania dochodów.

Podobne efekty przynosi obniżka składki rentowej, która także utrwala istniejące w naszym kraju rozpiętości poziomu życia, pozostawiając w portfelach podatników aż dwadzieścia cztery miliardy złotych. Jednak pracownik zarabiający netto tysiąc złotych miesięcznie zyskuje, dzięki tej obniżce, zaledwie czterdzieści sześć złotych miesięcznie, gdy zarabiający ponad dziesięć tysięcy złotych miesięcznie wzbogaca się już o tysiąc sto złotych miesięcznie, czyli kwotę dwadzieścia cztery razy większą.

Ważnym elementem polityki państwa jest jego wpływ na kształtowanie dochodów społeczeństwa. Polska jest dobrym przykładem ścisłego związku gospodarki z polityką z punktu widzenia społecznego zróżnicowania poziomu życia obywateli. Przytoczone dane statystyczne z raportu OECD dowodzą, że w polityce naszego państwa, niezależnie od sprawowania władzy przez konkretne partie polityczne, zawarta jest trwała tendencja do zwiększania dochodów lepiej sytuowanych klas i warstw społecznych w znacznie większej skali, niż to ma miejsce w bogatszych od nas krajach europejskich. Problem jednak polega nie na tym, że taki rozkład dochodów można i należy uznać za niesprawiedliwy, ale przede wszystkim na tym, że jest on ekonomicznie bezzasadny, stanowiąc rezultat świadomej polityki interwencjonizmu państwowego w dziedzinie gospodarczej, polegającej na praktycznej realizacji niejawnej doktryny "państwa opiekuńczego" dla uprzywilejowanych i bogatych warstw społecznych.

Podobną rolę pełni, również zgodnie wstrzymywane od lat przez kolejne zmieniające się ekipy rządzące, wprowadzenie ewidencjonowania obrotu z użyciem kas fiskalnych przedstawicieli zawodów prawników, lekarzy i księgowych oraz ochrona przed wprowadzeniem całościowego systemu podatkowego w stosunku do: z jednej strony sfery produkcji rolnej, z drugiej kościołów i związków wyznaniowych.

Należy zaznaczyć, że wzrost nierówności w dochodach społeczeństwa jest rezultatem współcześnie realizowanej w globalnej skali polityki gospodarczej przez rządy wiodących państw kapitalistycznych ze Stanami Zjednoczonymi na czele, chociaż w tym kraju w ostatnim czasie są podejmowane skuteczne próby odwrócenia tej historyczni utrwalonej tendencji kształtowania, określanego w uproszczeniu, "państwa opiekuńczego dla bogaczy".

Jedna partyjna rodzina

Sedno sprawy, także i w tym punkcie, nie dotyczy jednak kwestii, czy nasze państwo jest, wyrażając się metaforycznie, dla biednych czy dla bogatych, lecz tego faktu, że bez względu na sprawującą władzę "opcję polityczną" i stosowną wobec niej opozycję polityka podatkowa i dochodowa ma w naszym kraju ten sam charakter, i co nie powinno dziwić, niekorzystny dla gorzej sytuowanych grup społecznych. Tym samym słusznie wskazywana, jako fundament demokracji i wolności, zasada pluralizmu politycznego, jak wskazują przywołane przykładowe, ale kluczowe punkty odniesienia, nie znajduje w naszym społeczeństwie pełnego rozwinięcia.

Zatem, skoro nie ma u nas partii politycznych z liczną rzeszą działaczy, członków, aktywistów, zwolenników, doradców i kadrowego aparatu, którzy wedle określonych wartości i zasad ideowych oraz założeń programowych uczestniczą w życiu społecznym, to konsekwentnie nie może też być pluralizmu. Ale i z drugiej strony brak pluralizmu politycznego czyni niemożliwym kształtowanie się opartego na autentycznych partiach systemu i życia politycznego, powodując swego rodzaju zamknięty krąg niemożności.

Jednak życie nie znosi próżni i jeśli w miejscu rzeczywistych partii politycznych pojawiają się ich mniej lub bardziej udane atrapy, to nie należy pomniejszać ich znaczenia, ponieważ pozór partii jest także realnym bytem społecznym, aczkolwiek innego rzędu niż jego autentyczne podmioty. Słabe kadrowo, organizacyjnie i merytorycznie "partie", zbudowały swoją polityczną siłę dzięki swoistemu zespolenia w jeden ogólnopartyjny organizm, którego poszczególne ugrupowania – PO, PiS, SLD, PSL i pomniejsze – stały się częściami składowymi. Ta osobliwa formacja polityczna musiała powstać jako realny instrument sprawowania władzy, w rezultacie umiejętnie wzmacnianych żywiołowych procesów społecznych.

Jedna, zbiorcza, nowego typu, z dużej litery Partia, jest jak niewolna od sporów i synów marnotrawnych, walk bratobójczych i skazanych na banicję wielka Rodzina, zawsze jednak zgodna i zjednoczona przy podejmowaniu kluczowych decyzji, od których zależy jej byt i funkcjonowanie. Rozliczne, centralne i lokalne, "partyjne" porozumienia, sojusze i koalicje oraz łatwość czasami nawet wielokrotnej zmiany barw partyjnych pokazują jak dalece dopuszczalne są wszelkie możliwe układy niemal na zasadzie "każdy z każdym", w jedynie szlachetnym celu utrzymania władzy we wszelkich jej postaciach. Centrum tej rozbudowanej struktury politycznej stanowi oczywiście państwo z jego rządem i licznymi, często zaskakującymi rozgałęzieniami. Półtora wieku wcześniej Alexis de Tocqueville wyraził cenną myśl, że "nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niesprawiedliwości, której nie mógłby popełnić skądinąd łagodny i liberalny rząd – jeśli zabraknie mu pieniędzy". Jak trafnie wskazał klasyk demokracji, władza zawsze zapewni godziwy dochód i zabezpieczenie bytu swoim utrzymankom.

Partia władzy

Na bazie Państwa i Partii żywiołowo ukształtowała się wielobarwna "partia władzy", której zadaniem stało się kompleksowe ogarnięcie życia społecznego oraz zapełnienie pustych miejsc na politycznej mapie kraju. Na przykład, brak obecności w życiu politycznym autentycznej partii chrześcijańskiej demokracji, na powstanie której pod wodzą Tadeusza Mazowieckiego bardzo liczył Jan Paweł II, spowodował przejęcie jej funkcji w ramach "partii władzy" przez inne ciała społeczne. W tej sytuacji Kościół z konieczności przejął funkcję nieobecnej partii chadeckiej, zajmując wiodące miejsce w kluczowej trójcy „partii władzy”, obok Państwa i Partii. Jednak zastępcze spełnianie przez Kościół "partyjnej" roli i brak autentycznej chadecji, której naturalnym składnikiem ideowym jest antyklerykalizm, uruchomiło dynamiczny proces kształtowania się Partii i Państwa o wyznaniowym charakterze oraz ich wzajemnego przenikania i stopniowego zlewania w całościową strukturę polityczną.

Ten sam mechanizm polityczny, tym razem braku w partiach własnych, silnych aparatów ideologicznych i propagandowych podniósł do rangi "partii politycznej" działalność wiodących publicznych i prywatnych mediów. Mimo merytorycznych odmienności i wielości właścicieli mediów ich sztaby polityczne wypracowały całościowe koncepcje programowe i uzyskały znaczący pływ na władzę, pełniąc zastępczo, ale z wielkim zaangażowaniem funkcję rządzącej partii politycznej. Powstał osobliwy mechanizm polityczny, w którym media nie tylko wiernie służą "partii władzy", ale zarazem w jej ramach dzielnie wypełniają własną polityczną misję z wielką troską o swoje interesy.

"Partia władzy" układa się zatem w pewien dobrze zorganizowany system polityczny, zbudowany na fundamentach Państwa i Partii z wiodącą rolą Kościoła i mediów. Wśród jej udziałowców, co oczywiste nie mogło zabraknąć politycznych reprezentacji biznesu, jego kadr zarządzających oraz aparatów związkowych, których oczywiste spory i kontrowersje kiepsko skrywają przed szerszą publicznością, rzeczywiste ścisłe współdziałanie dla zabezpieczenia wzajemnie korzystnych interesów. Podstawowym zadaniem wykonywanym przez "partię władzy" jest zabezpieczenie jej udziałowcom realizacji ekonomicznych korzyści, co widać wyraźnie w sytuacji pojawienia się jakichkolwiek zagrożeń osłabienia ekonomicznych podstaw ich funkcjonowania.

Partyjny biznes

W polskich warunkach ugrupowania polityczne dotąd nie sprawdzają się zatem jako partie polityczne, natomiast nieźle sobie radzą jako komitety polityczne oraz biura karier zawodowych i swoiste podmioty gospodarcze, w sensie osobliwego typu spółdzielni czy spółek z o.o., ale raczej jednak z nieograniczoną nieodpowiedzialnością należących do nich osób. Poprzez uczestnictwo w strukturach władzy "partie" uzyskały szerokie pole do prowadzenia, na pierwszy rzut oka niewidocznej, szczególnego rodzaju działalności gospodarczej o profilu doradczo-usługowym, bez posiadania własnego majątku, ale z potężnym kapitałem politycznym, którym jest wpływ na podejmowanie kluczowych decyzji w państwie czy samorządzie. Z tego punktu widzenia grupa osób prowadząca działalność polityczną faktycznie zachowuje się jak podmiot parający się, nastawioną na uzyskiwanie własnych dochodów, działalnością gospodarczą, a nazwa ugrupowania politycznego, jako "logo firmy" pełni funkcję swego rodzaju "regonu".

Kategoria dochodów ugrupowania politycznego daje się opisać przy pomocy standardowych określeń, obejmujących zarówno jego majątek wspólny, jak i poszczególnych członków oraz ich najbliższych, w pierwszej kolejności będących jednak w posiadaniu przywódczych elit. Są to zarówno atrakcyjne posady i określone dobra luksusowe, takie jak samochody, mieszkania, rezydencje czy inne nieruchomości, ale także wymierne korzyści materialne za wspieranie w rozmaitych urzędach określonych przedsiębiorców. Opłacalne jest także organizowanie intratnych interesów oraz nowych firm i przedsięwzięć gospodarczych z udziałem wskazanych osób na z góry ustalonym polu na przykład w celu wygrywania "ustawionych" przetargów czy operacji prywatyzacyjnych.

Traktowanie przez nasze elity polityki na sposób biznesowy oznacza zatem, że poszczególni politycy i działacze, rozliczne ugrupowania i instytucje polityczne zachowują się jak podmioty nastawione w pierwszej kolejności na prowadzenie działalności gospodarczej. Zatem wynagrodzenia, diety czy szerzej oficjalne dochody związane z funkcjonowaniem – osób, grup czy instytucji – w tej perspektywie nie powinny być traktowane jako ich najważniejsze źródło dochodu, bo i dla nich samych tak nie jest.

Celem i sensem uprawiania polityki, jako biznesu, jest więc uzyskiwanie dodatkowych korzyści, w postaci dóbr materialnych i pieniędzy, związanych z udziałem w sprawowaniu władzy, które wielokrotnie przekraczają podstawowe wynagrodzenia i dochody. Takie możliwości pojawiają się jedynie dzięki szerokiemu współdziałaniu osób, grup czy instytucji, mafii nie wyłączając, prowadzących masowe praktyki korupcyjne związane z bezustannym nadużywaniem władzy. Tak powstaje szczególnego rodzaju polityczna Organizacja o gospodarczym charakterze, którą wygodnie jest nazywać "holdingiem", żeby wskazać na fundamentalne i bezpośrednie odniesienie polityki do jej ekonomicznych podstaw. Ale jak gdyby z drugiej strony, tenże nietypowy "holding" staje się opoką szeroko i specyficznie pojmowanej "partii władzy", dla której korzyści materialne i uzyskiwane dzięki politycznym zabiegom ekonomiczne źródła utrzymania odgrywają pierwszorzędne znaczenie. Udziałowcy "holdingu" i szerzej "partii władzy", jako beneficjenci tego stanu rzeczy, mają zatem czego bronić i łatwo swojej skóry nie oddadzą.

Holding władzy

Bogata sieć wzajemnych powiązań i zobowiązań polityków z szeroko pojętym światem biznesu oraz administracji państwowej i samorządowej różnych szczebli, w której ugrupowania polityczne, a zwłaszcza ich liderzy, pełnią rolę swoistego spoiwa tego szczególnego typu "holdingu", sprawuje rzeczywistą władzę w całym kraju. Wskazany "holding" działa jak klasyczny podmiot gospodarczy nastawiony na powiększanie zasobów i dochodów, ale jego części składowe nie są łatwe do opisania. Jądro "holdingu" stanowią bez wątpienia szeroko pojęte struktury państwa z jego budżetem i majątkiem, obejmujące rząd oraz jego rozliczne agendy centralne i terenowe, parlament, urząd prezydenta, samorządy terytorialne i wiele innych instytucji władzy państwowej, a także liczne ugrupowania polityczne. Nie tylko te ostatnie, ale wszystkie części składowe, jak w prawdziwym holdingu, konkurują między sobą o jak największe zdobycze majątkowe, a działające w nim osoby o uzyskanie osobistych korzyści w maksymalnej skali.

W dalszej perspektywie zwycięża jednak zawsze troska o wspólny interes, czego dobrą ilustracją jest zgodne przeprowadzenie przez zintegrowane elity polityczne reformy samorządowej, dzięki której powstały powiaty, zapewniające cały szereg całkowicie zbędnych, ale intratnych posad oraz rozległe możliwości korzystania z apanaży władzy. Siłę "holdingu" najlepiej rozpoznaje się po sposobie jego funkcjonowania, gdy bez względu na krytyczny stan gospodarki, nikłe zasoby kasy państwowej oraz mizerię społeczeństwa z całą konsekwencją bezustannie rozwija się kadrowo, dochodowo, materialnie. Innym przykładem mogą być takie prywatyzacje majątku państwowego, w wyniku których przedsiębiorstwa przechodzące w prywatne ręce pozostają nadal de facto, chociaż nie bezpośrednio, w zasobach "holdingu" jako własność należących do niego z góry wytypowanych osób.

Brak w naszym kraju partii politycznych w ścisłym sensie ułatwił ugrupowaniom politycznym i strukturom władzy, zorganizowanie wokół siebie "holdingu", który stał się trzonem szeroko pojętej "partii władzy", podejmującej rzeczywiste decyzje odziane w szaty rozmaitego typu państwowych aktów prawnych. W tym kontekście spory między rządem a opozycją posiadają nader ograniczone znaczenie i to jedynie w krótkiej perspektywie czasowej, a ich spektakularny obraz obliczony jest wyraźnie na doraźny użytek publiczny. W kluczowych kwestiach szeroko pojęty "holding" czyli "partia władzy", by wyrazić się językiem publicystycznym, "ma się dobrze", a kierując się wspólnym interesem zabiega przede wszystkim o zapewnienie sobie stabilnych warunków funkcjonowania i długiej perspektywy rozwojowej.

Partia protestu

"Partia władzy" musiała zrodzić naturalną przeciwwagę w postaci "partii protestu", której ideowym i intelektualnym liderem jest Ruch na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Z czasem Ruch stał się żywiołowym i autentycznym wyrazem radykalnego obywatelskiego sprzeciwu i protestu społecznego wobec rządzących Polską elit władzy, mechanizmów ich kształtowania i masowych praktyk korupcyjnych. W praktyce Ruch na rzecz JOW idzie jednak dalej, bowiem wprowadzenie większościowej ordynacji wyborczej w jednomandatowych okręgach wyborczych zagraża funkcjonowaniu "holdingu". Wolne wybory w istocie prowadzą do powstania rzeczywistych partii autentycznych, które spowodują upadek "partii władzy". Tym samym Ruch na rzecz JOW jest radykalnym reprezentantem antysystemowej opozycji, wymierzonej de facto w ustalony na salonach władzy układ polityczny.

"Partia protestu", o rozproszonym i żywiołowym charakterze, przejawia się w rozmaitych działaniach rozlicznych komitetów protestacyjnych, których funkcjonowanie zainicjował w 2002 roku Komitet Protestacyjny Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. Organizował on spontaniczne protesty w postaci blokad dróg, ulicznych manifestacji, pikiet, wieców czy innych form akcji bezpośredniej. Protesty te przyjmowały także formy bardziej pokojowe, takie jak organizowanie petycji, prowadzenie akcji ulotowych i informacyjnych przez różne grupy społeczne i komitety. Ich wspólnym mianownikiem było występowanie w postaci opozycji antysystemowej, która odrzucała niedemokratyczne metody sprawowania władzy i porzucenie przez nią żyjących w biedzie obywateli. W tym kontekście sporadycznie zaczęły pojawiać się także antyreżimowe inicjatywy medialne czy ugrupowania polityczne o antysystemowym charakterze, w tym także ruchy antyklerykalne wyraźnie zmierzające do zakwestionowania "partii władzy".

Ruch na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych w istocie jest społecznym działaniem na rzecz wolnych wyborów. Jego zwolennicy z uporem upowszechniają w społeczeństwie wiedzę o mechanizmach niedemokratycznych funkcjonowania naszego państwa i oligarchicznym sposobie sprawowania władzy. Wskazując na szkodliwy z punktu widzenia demokracji kształt ordynacji "proporcjonalnej", dają wyraz politycznemu ubezwłasnowolnieniu obywateli i postulują konieczność wprowadzenia wolnych wyborów na podstawie większościowej ordynacji.

Kluczowym mechanizmem działania Ruchu staje się zatem połączenie sprzeciwu obywatelskiego z protestem społecznym. W tym punkcie zasadnicze znaczenie ma doświadczenie Sierpnia, w którym, wyrosły z obywatelskiego sprzeciwu, kluczowy postulat powołania wolnych związków zawodowych został złączony z wieloma konkretnymi żądaniami bytowymi, sformułowanymi w ramach społecznego protestu. W kontekście obecnego kryzysu prywatnych finansów, który przekształcił się w kryzys finansów publicznych, należy oczekiwać kolejnego ataku elit władzy i pieniądza na płace, emerytury i usługi publiczne. Taka polityka będzie wzmacniać nastroje społeczne sprzyjające nasileniu protestów społecznych, których uczestnicy w coraz większym stopniu będą sobie uświadamiać, że muszą porzucić rolę petentów władzy. Po prostu, domagając się wprowadzenia wolnych wyborów na bazie JOW, obywatele sami muszą podjąć się rozwiązywania palących ich problemów. Z drugiej strony dla uczestników obywatelskiego sprzeciwu w coraz większym stopniu staje się jasne, że w wyniku wprowadzenia wolnych wyborów demokratyczne państwo i autentyczne partie wezmą na siebie obowiązek działania na rzecz rozwiązywania żywotnych problemów swoich obywateli.

Dr Marek Zagajewski
Uniwersytet Szczeciński/Uniwersytet Ekonomiczny Wrocław

Sucha Beskidzka, 5-6 marca 2010


Śródtytuły oraz wytłuszczenia tekstu pochodza od redakcji portalu koszalin7.pl


Dr Marek Zagajewski pracuje w Zakładzie Filozofii Kultury Instytutu Filozofii Uniwersytetu Szczecińskiego, wykłada również na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu.


Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum. W dziale Państwo możesz podyskutować o zagadnieniach państwowych i międzynarodowych, Unii Europejskiej, relacjach polsko-niemieckich, stosunkach z innymi państwami. Dział Obywatelskość obejmuje takie zagadnienia jak: społeczeństwo obywatelskie, wolność słowa, patriotyzm, cywilizacja łacińska. Z kolei w dziale Jednomandatowe Okręgi Wyborcze możesz podyskutować o systemach wyborczych i wyborach do organów przedstawicielskich różnych szczebli.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie