"Mentalnie Polacy na Ziemiach Zachodnich znaleźli się na bardzo niewygodnym gruncie"
Szczecińska konferencja naukowa - polska myśl zachodnia
W dniach 21-22 października 2011 r. w Szczecinie w Hotelu Willa West-Ende przy ul. Wojska Polskiego 65 odbyła się ogólnopolska konferencja naukowa na temat: "Myśl zachodnia: twórcy - koncepcje - realizacja do 1989 r.". Organizatorami byli: Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Szczecinie i Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. Patronat honorowy objął Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, a honorowy mecenat - Miasto Szczecin. Celem konferencji było przedstawienie:
- Koncepcji myśli zachodniej i jej realizacji od II połowy XIX wieku do 1989 r.;
- Różnych koncepcji ideowo-politycznych odnoszących się do rodzimej myśli zachodniej, także w szerszym, międzynarodowym i geopolitycznym kontekście.
Zwracają też uwagę bardzo szerokie ramy programowe konferencji zaczynające się od określenia roli ideologów, uczonych, publicystów, Kościoła katolickiego aż do roli kultury i sztuki. Organizatorzy zachęcili swych uczestników również do podjęcia próby odpowiedzi na pytanie na ile wymiar ideowy myśli zachodniej wpływał na funkcjonowanie propagandy PRL-owskiej i na ile "legitymizował" on jej system? Przypomniał o roli postulatów wysuwanych przez przedwojenny obóz narodowy oraz o pewnej zbieżności celów, które w odniesieniu do granicy zachodniej "stanowiły swoistą rację stanu". Przewodniczącym konferencji był prof. Adam Wątor. Wykłady inauguracyjne wygłosili profesorowie: Marian Mroczek, Jan Żaryn, Eugeniusz Ponczek, Romuald Turkowski, a w dalszej części profesorowie: Anna Siwik, Grzegorz Strauchold, Arkadiusz Adamczyk, Zenon Romanow i inni. Ogólnie wygłoszono ponad 50 referatów (zgłoszono 54). To tyle tytułem formalności.
Kilka słów wstępu
Każda tego typu konferencja ma zwykle jakiś swój kontekst polityczny, kulturowy lub naukowy. Nasza, miała wszystkie razem wzięte i na tym polega jej szczególne znaczenie. Być może ważniejsze od samej konferencji jest to, co dzieje się wokół niej lub obok, bo właśnie te czynniki zadecydują o jej randze.
Kontekst polityczny podpowiadał, że odbywa się ona w okresie szerokiego kryzysu ekonomicznego i politycznego Unii Europejskiej. Uświadamia nam on, że musimy zadbać o własne interesy państwowe, oraz że szczególnej roli zaczynają nabierać niedawno zniesione granice. Chcemy czy nie, mamy więc do czynienia z diametralną zmianą jakości i priorytetów. Może przy okazji warto zweryfikować dotychczasowe ścieżki awansu i metody nauczania? Przed oczami stanęła nam bowiem przyszłość państwa, narodu i ich warunek powodzenia - wzajemna solidarność. A więc coś, co przychodzi już nam z trudnością.
Kontekst kulturowy jest tu niezwykle ważny, a może nawet decydujący o losie Polaków i Polski. On zadecyduje o naszej motorycznej sile lub strukturalnej słabości, a także o gotowości do walki z własnym kryzysem. Natomiast kontekst naukowy jest odpowiedzią na hasło "sprawdzam" i dotyczy on jakości polskich elit, ich zrozumienia i właściwej oceny obecnej sytuacji oraz zgody wewnętrznej na wyrzeczenia i solidarne działanie. Nauka, wbrew pozorom, na temat ziem odzyskanych nie ma aż tak dużo do powiedzenia. Po wydzieleniu NRD i śmierci Wojciechowskiego w 1950 r. Instytut Zachodni zaczyna powoli zmieniać swój program badawczy. Centralny ośrodek przestaje istnieć, a tematyka ziem zachodnich zanika lub pojawia się w rozstrzeleniu. Dziś mimo, że od tamtego czasu minęło około pół wieku ziemie te nie mają jednoznacznie określonego nazewnictwa. Jedni piszą je małą literą, drudzy, dużą, jedni w cudzysłowie, a jeszcze inni poprzedzają określeniem "tzw". Identycznie jest z ziemiami odzyskanymi. Więcej, temat stał się z czasem tak nieobecny, że wśród niektórych prelegentów dało się zauważyć pewien zanik obiektywizmu, a w niektórych przypadkach nawet brak umiejętności historycznego myślenia. W swoim referacie Katarzyna Rembacka wielokrotnie tłumaczyła rzeczy oczywiste, podkreślała, że powojenna polska dyskryminacja Niemców wynikała ze straszliwych doświadczeń II wojny światowej. To samo czynił dr Tomasz Ślepowroński. No, jeżeli takie rzeczy nie są oczywiste dla badaczy i prelegentów, to warto zapytać wobec jakiego wyzwania staje nauka historii? Więcej, w oparciu o jakie kryteria oceniane są źródła? Gdzie wiedza pozaźródłowa? Zaskakiwało też, że interpretacja niemiecka jest przyjmowana przychylniej niż własna, polska. To wnioski, które nasuwały się same.
Nie ma co ukrywać, że to właśnie polskie elity zadecydują o jakości polskiego życia społecznego i o losach samego państwa. One dadzą odpowiedź na pytanie, czy potrafią nawiązać do swoich poprzedników z okresu Komisji Edukacji Narodowej, Konstytucji 3 Maja, czy okresu II RP? Szczecińska konferencja może być początkiem czegoś dobrego, bo już sam pomysł jej zorganizowania budzi szacunek. Konferencja przełamuje pewne bariery poprawności politycznej i po bardzo długim okresie niebytu dopuszcza do głosu zagadnienia, bez których nie może normalnie funkcjonować państwo polskie. Ziemie odzyskane muszą zacząć żyć własnym życiem, a nie, jak dotychczas sztucznym lub pożyczonym. Wiele referatów było znakomitych, uwzględniających nakreślone przez organizatorów ramy, ale były też jednostronne i słabe. Ważne było to, że ścierały się na niej dwie tendencje: historyczna (biorąca pod uwagę polskie doświadczenia historyczne) i ahistoryczna (nie uwzględniająca polskich doświadczeń, zwłaszcza z okresu II wojny). Nie jest to wprawdzie powód do dumy, ale należy mieć nadzieję, że historycy z tego pojedynku wyjdą zwycięsko. Ważnym natomiast jest pytanie, w jakim kierunku pójdzie dorobek tej konferencji?
Kilka słów wprowadzenia
Warto uświadomić sobie, że u źródeł myśli zachodniej nie leży pytanie: dlaczego Polska upadła, lecz zupełnie inna: co robić, aby się odrodziła? Nie rozpacz nią kierowała, lecz konkretne działanie i czyn. Myśl narodowa, która wyznaczyła ten kierunek nie opierała się na chciejstwie, lecz na racjonalnym przesłaniu: Polska jest tam, gdzie są Polacy. Policzono się i wyszło, że najwięcej rdzennych Polaków jest na dawnych ziemiach piastowskich. Stąd odwołania do tej idei i tradycji. Stąd też uznanie Niemców za największego wroga. Myśli narodowej nie sposób wyciąć z ogólnego dorobku polskiej myśli, tak samo zresztą, jak nie sposób odłączyć Kościoła katolickiego z polskiej kultury. Myśl ta jest częścią całości.
Od połowy XIX w. trwa więc wytężona praca w tym kierunku. Podejmuje ją nie tylko Narodowa Demokracja, ale też nurt ludowy i w mniejszym stopniu socjalistyczny. Odnajdujemy tu najwybitniejsze polskie nazwiska: Jan L. Popławski - z niego Dmowski i Piłsudski (imponderabilia), Eugeniusz Romer, Wysłouchowie, Balicki, Daszyński, Z. Wojciechowski i wielu innych. W czasie II wojny światowej w oparciu o myśl zachodnią programy pisali: Rząd londyński i komuniści. Wreszcie na mocy układu poczdamskiego otrzymujemy granice na Odrze i Nysie Łużyckiej. I jest to powrót do źródeł (wg Wojciechowskiego, do ziem macierzystych) W taki sposób wróciliśmy do uwarunkowań piastowskich.
Uwarunkowania piastowskie w obliczu dominacji sowieckiej nie są widoczne. Na ziemiach odzyskanych usadawiają się sowieckie wojska, ich prawem jest zawołanie: "My je zawojowali!" I koniec. Scenariusz został więc napisany na 47 lat. Po wymarszu tych wojsk (1993) kurtyna spada i okazuje się, że mamy do czynienia z 116 paragrafem konstytucji niemieckiej, brakiem traktatu pokojowego, z traktatem granicznym, w którym mowa nie o ostatecznym uznaniu granicy, lecz "o potwierdzeniu", z mniejszością niemiecką, istnieniem bardzo silnych ziomkostw w Niemczech, itd. To wszystko do 1993 r. było poza wyobraźnią statystycznego Polaka.
Ale trzeba zaznaczyć, że od samego początku ziemie te stały się przedmiotem szantażu: ani mieszkający tam ludzie, ani nawet komunistyczny rząd, nie mieli pewności, czy w momencie niełaski, nie zostaną w jakiejś części, lub nawet w całości, oddane NRD? Wyrazem tej nieufności jest brak inwestycji. Jak wykazały źródła, pierwsze prywatne domy postawiono przed 1970 r. Propaganda PRL-owska stara się w jakiś sposób integrować te ziemie z pozostałymi, głosząc, że są piastowskie. Instytut Zachodni w Poznaniu pod kierownictwem prof. Zygmunta Wojciechowskiego, na szeroką skalę, prowadził badania i propagował ideę piastowską. Zgodnie z tym, co jeszcze przed II wojną pisał Józef Kisielewski w swej niezwykłej książce pt.: "Ziemia gromadzi prochy", że wystarczy zdjąć wierzchnią politurę, a odsłonią się słowiańskie pokłady. Dziś, niestety, nie chce się ich zauważyć. Poprawni politycznie, brniemy w owo zakłamanie. To droga donikąd.
I teraz społeczeństwo ziem zachodnich. Mieszkańcy tych ziem dość powszechnie kwestionują piastowsko-słowiańskie ich pochodzenie. Argument jest prozaiczny, bo komunistyczna propaganda je tak nazywała... No tak, po niespełna 70 lat władania nimi, polskie społeczeństwo (w trzecim pokoleniu) przekonane jest, że są ziemiami niemieckimi, zupełnie nie zauważając, iż w ten sposób wysuwają sobie dywan spod własnych nóg. To dość niezrozumiałe zachowanie wymaga nie tylko badań naukowych, ale też działania służb specjalnych. To rzecz niebywała. Niemcy natomiast nigdy nie mieli problemu z przynależnością poszczególnych pruskich członów (Prus Wschodnich, Zachodnich, Książęcych itd.), czy marchii przyłączanych na podobnej zasadzie. Mentalnie jesteśmy więc znakomicie przygotowani do ich utraty.
Zupełnie nie zauważamy, że po obu stronach Odry grupują się duże masy ludzi niezadowolonych. Ziemie byłego NRD i ziemie zachodnie zaczynają ciążyć ku sobie, i kto wie, czy nie przeżywają przyspieszonego kursu na coś w rodzaju nowych Prus? Dziś tych ludzi więcej dzieli, niż łączy, ale jutro mogą stworzyć jakąś nomarchię w samym środku Europy. Jest to o tyle zastanawiające, że na ziemiach odzyskanych żyją jeszcze dwa wielkie etosy: wielkopolski i kresowy. Synteza ich obu pozwoliłaby połączyć w jedno to, co piastowskie z tym, co jagiellońskie. Komuniści bardzo dbali o to, aby owe etosy skłócić, zdestabilizować a na końcu zniwelować zupełnie. I dziś skutek jest taki, że obydwa odwrócone są do siebie plecami. Jedni zapamiętale trwają na swoich pozycjach uważając się za lepszych, drudzy żyją w milczeniu, bo wciąż nie są u siebie. PRL i czerwone sztandary tryumfują, a dąsy niszczą to, co mogłoby zaowocować. Warto tu przytoczyć rozmowę Andersa z Mikołajczykiem, wspomnianą przez prof. R. Turkowskiego, która skończyła się stwierdzeniem Andersa, że "Stalin wybierze Bieruta, nigdy pana". Spełniło się połowicznie, dostaliśmy Odrę, ale Mikołajczyk musiał uciekać, a Anders "stracił" nie tylko kresy, ale również i polskie obywatelstwo. Zachował jednak legendę. Trzecie pokolenie uznaje się już za swoich, ale ile przejęło swojego, jest zagadką.
Jedno z największych miast ziem zachodnich, dość powszechnie określane jest jako Breslau. Na początku mówiono to w sposób żartobliwy, potem powstawały jakieś dziwaczne propozycje zmiany nazwy na Breslaw, a obecnie w kierunku niemieckim idzie już nie tylko symbolika heraldyczna, ale też sama chwiejna świadomość. Mało kto z mieszkających tam ludzi zauważa, że wschodnia granica ich województw na długiej linii pokrywa się z zachodnią granicą Polski z 1939 r. oraz, że tablice rejestracyjne w Lubuskim i Frankfurcie mają już tę sama literkę "F". Takich drobnych przykładów jest tam wiele. No, ale to jest bardzo śmieszne i rodem ze spiskowych teorii.
Ziemie zachodnie i północne to 1/3 terytorium państwa polskiego. Są najbardziej zmanipulowanymi i zakłamanymi ziemiami w Polsce. Polacy mentalnie tam znaleźli się na bardzo niewygodnym gruncie, a właściwie wobec jego braku - już nie jagiellońscy, a jeszcze nie piastowscy. Fakt ten może budzić zdziwienie, bo od 60-ciu kilku lat stąpają po tej ziemi i zupełnie nie zdają sobie sprawy z jej geopolitycznych uwarunkowań. W jaki więc sposób z tego wszystkiego można sklecić państwo?
W obliczu groźby rozpadu Unii Europejskiej, albo jej zamknięcia się w "strefie szybszego rozwoju" lub "twardego rdzenia", na samym pograniczu mamy grupę ludzi ze świadomością tutejszych. Aby nie być gołosłownym odwołam się do pewnego faktu. Jadąc na wycieczkę z Kołobrzegu do Berlina, od przewodnika usłyszałem następujący dowcip: ktoś tam spotyka Juranda na drodze i pyta, kto ci to zrobił? Jurand kreśli znak krzyża na swoich piersiach. Pytający odpowiada: nie pier...l, że PCK… Dowcip opowiadał człowiek w średnim wieku z dużą wiedzą faktograficzną i wyższym wykształceniem. Trudno nie nazwać tego kulturowym i politycznym analfabetyzmem.
Wszystko co mamy jest nasze
Po tym koniecznym wstępie przejdźmy do wydarzeń jakie miały miejsce na konferencji. Temat jest tak ważny, że sucha relacja mija się z celem, bowiem niczego nie wnosi. Ta konferencja wymaga głębokiej dyskusji i kontynuacji. Zwróćmy uwagę na zagadnienia, jakie wyłoniła.
1. "Granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej dał nam Stalin". Określenie to (przeświadczenie, pewien skrót) można spotkać dość często, również w opracowaniach uważających się za naukowe. Ale co znaczy "dał"? Po pierwsze Stalin był Rosjaninem (Gruzinem), nie Polakiem; po drugie, załatwiał nie nasze, lecz swoje sprawy; a po trzecie, dlaczego w 70 lat po wojnie ziemie te mamy łączyć ze Stalinem? Czyżby Stalin ważniejszy był od naszej racji stanu, a Armia Czerwona nadal tkwiła na ziemiach odzyskanych? Logika jest tu następująca: skoro Stalin był zły, to i prezent musi być zły, czujemy się z nim źle; albo skoro Stalin dał te ziemie nam, to chciał pognębić nas lub Niemców, my dobrzy Polacy nie chcemy w tym uczestniczyć.
Trudno natomiast spotkać interpretację odróżniającą intencje polityczne od kulturowych. A jeżeli już, to ponownie stajemy się w nich ofiarą. Jak kwestie polityczne nadal krążą wokół Stalina, to kulturowe wokół Niemiec: "wypędzenie", przeżywanie śladów niemieckiej kultury, kult Berlina, krzywda niemiecka w oderwaniu od krzywdy polskiej itd. A gdzie tu miejsce na własny dom, na własną perspektywę, na własną myśl?
Rzeczpospolita Obojga Narodów na pograniczu cywilizacji zachodniej i bizantyńskiej wypracowała własną szczególną specyfikę. Dla państw zachodnich była to część składowa cywilizacji łacińskiej, natomiast dla Stalina, była to pełna cywilizacja polska. Przesuwając granice Polski na zachód, z jednej strony zakończył łączenie ziem ruskich, a z drugiej - ostatecznie pozbył się polskiej cywilizacji ze swojego terytorium. Zakończył to, co rozpoczęła Katarzyna II. I dalej: uzależnił PRL od swojej woli, strasząc ją Niemcami, a Niemców, poprzez stacjonowanie swoich wojsk, zachęcał do starań o ich odzyskanie. Paragraf 116 konstytucji niemieckiej przez cały ten czas był paragrafem żywym. Nawet kształt traktatu granicznego z 1990 r. miał tu swoje przełożenie (o czym była mowa wcześniej).
Polska myśl zachodnia w swoich pracach i koncepcjach wielokrotnie postulowała granicę na Odrze i Nysie, choć z tą ostatnia było różnie. Wprawdzie dla decyzji jałtańskich, czy poczdamskich nie miało to znaczenia, ale biorąc pod uwagę dorobek myśli zachodniej, nie możemy mówić, że Stalin nam je "dał". Dobrze uzasadniał to właśnie prof. Zygmunt Wojciechowski. Można by natomiast mówić o granicy zachodniej w kategoriach "dania", gdybyśmy otrzymali ją np. na Łabie - dlatego, że nie była obecna polskiej myśli. W kuluarach, podczas rozmowy z prof. M. Mroczko dowiedziałem się, że wraz z prof. Wapińskim doszli do wniosku, że zamach na Hitlera był tym momentem, który zadecydował o kształcie naszej granicy i przynależności Szczecina. Po prostu Stalin uznał Niemców za słabych.
2. Brak kryteriów oceny PRL-u. Tu najwięcej do powiedzenia ma IPN. Choć dorobek jego jest wielki, to czas wciąż dyktuje mu warunki. A brak jasnych kryteriów oceny stanowi wyraźny czynnik destabilizujący szerszą ocenę i samo myślenie o tym okresie. Ale na tym nie koniec, problem natrafia na wiele dodatkowych barier. Jedną z nich jest "gruba kreska", którą postawił jeszcze PRL na roku 1945.
Wychowani jesteśmy na antysanacyjnej nagonce i jakby automatycznie skłonni jesteśmy bagatelizować znaczenie II RP. To błąd merytoryczny. Następny: w ocenie PRL-u zazwyczaj nie stawia się punktu odniesienia, jakim powinna być właśnie II RP - państwo w pełni niezależne. Kolejnym czynnikiem, który hamuje wypracowanie kryterium oceny, jest brak zrozumienia dla polskiej racji stanu, a także zbyt słaba obecność myślenia kategoriami państwa. Do młodzieży bardzo mocno przemawia likwidacja granic i wolność poruszania się po świecie. PRL jest dla nich państwem, które było złe. I koniec. Nie biorą pod uwagę rzeczy zasadniczej, że likwidacja granic jest eksperymentem, a podróżowanie po świecie jest czymś naturalnym. Wypracowanie więc obiektywnych kryteriów oceny PRL-u powinno być priorytetem, zwłaszcza dla IPN-u. Pozwoli to również ziemie odzyskane mentalnie włączyć w obszar myślenia o państwie.
3. Oceny socjologów. Zdarza się, że mają one zbyt krótką perspektywę, czasami bywają pomocne, ale jeżeli nie towarzyszy im wiedza historyczna, bywają po prostu nonszalanckie. Socjologia, a zwłaszcza dziś, nosi w sobie pokusę łatwej interpretacji, i tę łatwość się wykorzystuje - w różnych celach. Socjologia może być samodzielną nauką, ale o jej samodzielności decyduje klasa indywidualnego badacza, jego wyjątkowa rzetelność i intuicja wykształcona na bazie szerokiej wiedzy. Istnieje pilna potrzeba współdziałania historyków z socjologami, ale muszą mieć wspólny cel, i razem powinni zrezygnować z sensacyjnych wątków.
4. Widzenie polskiej myśli i polskiej historii przez pryzmaty partyjne. Na tej konferencji nie było to zauważalne. Problem ten jest dość stary, choć zgłaszany był już w okresie międzywojennym, to indoktrynacji komunistyczej znacznie się nasilił. Destabilizuje on syntetyczne myślenie.Takich zagadnień towarzyszących można nakreślić jeszcze kilka, jednak cztery wymienione należą do kluczowych. Bardzo pozytywnym zjawiskiem były dwie rzeczy: duża ilość referatów (nie były płatne) oraz rzucająca się w oczy dobra znajomość języka niemieckiego. Ogólnie, spotkanie można potraktować jako odzyskiwanie przyczółków. Czas pokaże na ile jest to trafna prognoza. Jeżeli tak, to dobrze wróży polskiej historiografii, która jeszcze, a może już, nie daje sobie rady z ziemiami zachodnimi i północnymi. Pomysłodawcom i organizatorom należy się podziękowanie za wytrwałość. Wypada też wyrazić nadzieję, że to tak ważne zagadnienie dla nas wszystkich, nie zamknie się na poziomie jednej sesji. Proces, który został przerwany w PRL-u musi doczekać się swojej sanacji.
Ryszard Surmacz
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu wPolityce.pl (30 października 2011). Przedruk służy wyłącznie celom edukacyjnym.
wPolityce.pl - czołowy polski polityczny portal internetowy założony przez Jacka i Michała Karnowskiego. W czerwcu 2012 roku portal miał miesięcznie 8,5 mln odsłon i 650 tys. unikalnych użytkowników. W grudniu 2011 roku twórcy portalu powołali Stowarzyszenie Edukacji Medialnej i Społecznej im. Jana Liszewskiego, którego celem jest budowa niezależnych mediów. Zalicza się do najbardziej opiniotwórczych portali internetowych w Polsce. Redaktor naczelny: Jacek Karnowski. Zespół: Łukasz Adamski, Artur Bazak, Michał Karnowski, Marzena Nykiel, Marek Pyza, Piotr Zaremba, Stanisław Żaryn. Link do portalu: wPolityce.pl
Na podstawie: Wikipedia.pl
Ryszard SURMACZ (1950), historyk, przez 11 lat był dziennikarzem reportażystą w kilku polskich czasopismach. Pisze na tematy Ziem Odzyskanych, głównie w kontekście polskiej racji stanu. Na tematy śląskie publikował w "Kulturze" paryskiej, za którą otrzymał nagrodę POLCUL-u. Autor pięciu książek (szósta w przygotowaniu). Mieszka w Lublinie, obecnie, pracownik IPN O/Lublin. Jeden z najlepszych znawców problematyki zachodniej i śląskiej. Autor serii artykułów na temat Ziem Odzyskanych, w których z niezwykłą przenikliwością i znajomością rzeczy omawia uwarunkowania historyczne, polityczne i kulturowe oraz trudną sytuację mentalną w jakiej znaleźli się Polacy zamieszkujący te tereny.
Na podstawie: wPolityce.pl
Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum. W dziale Państwo możesz podyskutować o zagadnieniach państwowych i międzynarodowych, Unii Europejskiej, relacjach polsko-niemieckich, stosunkach z innymi państwami. Dział Obywatelskość obejmuje takie zagadnienia jak: społeczeństwo obywatelskie, wolność słowa, patriotyzm, cywilizacja łacińska, myśl zachodnia. Z kolei w dziale Jednomandatowe Okręgi Wyborcze możesz podyskutować o systemach wyborczych i wyborach do organów przedstawicielskich różnych szczebli.