Trzy ważne zdania o ziemiach zachodnich.
Przyszły los Polski zadecyduje się na ziemiach zachodnich
Przekaz medialny opisujący ziemie odzyskane w III RP jest wciąż fatalny: "ziemie te nie są piastowskie, bo tak głosiła komuna"; "ziemie zachodnie podarował nam Stalin"; "są niemieckie, bo kiedyś należały do Niemców"; "Wrocław, kiedy był polski?", "Polska jest na Wschodzie, a nie na Zachodzie"; "i tak ziemie te odbiorą nam Niemcy"; "Mamy się jednoczyć, a nie dzielić!"; "Trzeba znieść wszystkie granice, bo przeszkadzają w podróżowaniu"; "Mam to wszystko gdzieś, chcę dobrze żyć"; "To jakieś nacjonalizmy" itd.
Przykro pisać, ale opinie te można usłyszeć nie tylko w mediach, ale, ogólnie rzecz biorąc, od ludzi z wyższym wykształceniem - w każdej części Polski, nie wyłączając ziem odzyskanych. Co się za tym kryje, lepiej nie pytać...
|
W okresie kryzysu ekonomicznego (dot. cywilizacji łacińskiej) i nowego rozdania w ramach Unii Europejskiej, a być może i świata, taka postawa (dużej części) Polaków to nic innego, jak rozmiękczenie świadomości, a co za tym idzie i samego terytorium. Więcej, taka postawa jest nie tylko zanikiem poczucia państwa, identyfikacji z własną kulturą (tą wyższą), ale także porażką na wielu strategicznych poziomach: edukacyjnym, politycznym, gospodarczym. Raz coś podobnego przerabialiśmy już w historii.
Było to na kresach wschodnich w XVIII w. Oczywiście ktoś może się żachnąć, że kresy i ziemie zachodnie to dwa nieporównywalne ze sobą światy; że inna własność lub jej brak; że tam dokonał się najwyższy wzlot polskiej kultury, tu natomiast mamy do czynienia z postpeerelowską mieszanką pańszczyźniano-proletariacko-mieszczańską; że ziemie odzyskane to akt polityczny, a kresy to dzieło wielkiej polskiej demokracji itd., ale nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że choć mamy do czynienia z odmiennym położeniem geograficznym i innymi uwarunkowaniami kulturowymi, łączy je zbliżona do siebie demoralizacja struktur i postaw (szczegóły niżej).
Z jednej strony mamy więc do czynienia z naporem propagandowym ukierunkowanym na rozmycie poczucia przynależności kulturowej i państwowej, a z drugiej ze skutkami płytkiego zakorzenienia większości tamtejszych mieszkańców.
Pierwsze zdanie - czym są ziemie zachodnie
Pierwsze należy do dra Waldemara Grabowskiego (IPN Warszawa):
Mówiąc o wysiłku państwa polskiego w latach II wojny światowej, powtarzamy informacje o rządzie polskim najpierw we Francji, a następnie w Londynie; o Polskich Siłach Zbrojnych oraz o Polskim Państwie Podziemnym. Do tych ogromnych zadań mniej więcej w połowie okresu wojny doszło jeszcze jedno - przygotowanie polskiej administracji dla tzw. ziem postulowanych, obejmujących wschodnie tereny III Rzeszy.
W przypisach Autor dodaje:
Było to zadanie realizowane równolegle, często w łączności z innym zadaniem – odbudową administracji w uwolnionej spod okupacji Polski ... Zadanie to wymagało zaangażowania 293 tys. żołnierzy.
A więc sił około trzykrotnie większych niż posiada obecna polska armia. A był to - przypomnijmy - okres powojenny.
Rzecz w tym, że w polskiej świadomości nie istnieje wiedza o skali wysiłku, jakiego musiało dokonać polskie państwo i wszyscy nowi osadnicy. Więcej, ziemie zachodnie wciąż łączone są z PRL-em, a więc z negatywnym opisem. Trudno dziś znaleźć refleksję, że w tym wypadku ustrój i władze mają mniejsze znaczenie, niż sam fakt konieczności zagospodarowania ziem, na których miało zamieszkać kilkanaście milionów Polaków.
Ekspatriacja i migracja była wynikiem wyrównania owego balansu kulturowego, który zawrócił nas z kresów. I nie ma już czego żałować. Na tamtym terenie, prędzej czy później, musiały powstać trzy państwa. I powstały. Świat łaciński nie był przygotowany, i nadal nie jest, do pełnej unifikacji kulturowej. PRL była państwem takim, jakie w danym momencie mogło zaistnieć. Najważniejsze, że było polskim. Nie oznacza to oczywiście, że praca zwłaszcza Narodowej Demokracji, "Ojczyzny", czy Rządu londyńskiego, który zaczął szkolić przyszłe kadry administracyjne dla ziem odzyskanych, była działaniem bezowocnym. Przeciwnie, ta praca dopiero dzisiaj nabiera właściwego znaczenia. Nabiera znaczenia też dzieło Żołnierzy Wyklętych, którzy "zmartwychwstają" ze swoich nieznanych grobów. W dialektyce marksistowskiej oznacza to, że baza zaczyna być wasza, a nadbudowa nasza. Bo taka jest logika dziejów.
Tysiącletnich dziejów Polski nie sposób zawrócić PRL-em. Walka toczy się o tę próżnię, która tkwi w głowach: jedni za wszelka cenę chcą ją utrzymać dla skuteczności politycznej, a drudzy ją zapełnić dla skuteczności obronnej... No i tutaj (można się domyśleć), że spadnie lawina pustych słów i popisów "oratoryjnych".
Z tego względu, dla zobrazowania problemu, trzeba odwołać się do bardzo szerokiej skali porównań:
Gdy szlachta polska wprowadzała na tron Władysława Jagiełłę, Polska była państwem dobrze zorganizowanym z własną Akademią Krakowską. Pod Grunwaldem (1410) zatrzymaliśmy krzyżacką ekspansję militarną, a na soborze w Konstancji (1414-1418) rozprawiliśmy się z cesarsko-niemieckim naporem intelektualnym. Polska piastowska płynnie przeszła w epokę jagiellońską i na pograniczu dwóch cywilizacji (!) stworzyła takie dzieło pokoju, które do dziś nie znalazło sobie równego. Skierowując swoje zainteresowania na Wschód mieliśmy potężnego sojusznika - Wielkie Księstwo Litewskie.
Rzeczpospolita w okresie ekspansji kulturowej (nie militarnej) była znakomicie zorganizowanym państwem. Gdy formuła I RP kończyła się i utraciliśmy państwowość w XVIII w., cała polityka rosyjska i pruska ukierunkowane zostały na ostateczne zniszczenie idei Rzeczypospolitej. Uderzono jednocześnie w dwa najczulsze punkty: Rosja w szlachtę (deklasacja) oraz pogłębienie podziałów narodowych, Prusy także w szlachtę (warstwę kulturotwórczą) i polskiego chłopa, z tym, że w chłopa w taki sposób, aby oddzielić go od kultury polskiej. Proces ten trwał przez pięć pokoleń. Polska, nie tylko zniknęła z mapy świata, ale też przestała mieć sojuszników. Odzyskanie niepodległości spoczęło więc wyłącznie na barkach Polaków. Stąd takie trudności w okresie zaborów i zadaniowe ukierunkowanie polskiej kultury. Rzeczpospolita Utracona, aby móc odzyskać drugie życie, musiała się najpierw policzyć, a potem wygenerować z siebie nową spójną ideę. Za Mickiewiczem można powiedzieć, że była w okresie "pielgrzymowania".
Gdy w 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, była już państwem zależnym od układu sił w Europie: po I wojnie od interesów Francji, po II, od Rosji. W obu przypadkach przeciwko Niemcom - sprawcom obu wojen. Ale II RP, dzięki pokonaniu bolszewików, zdobyła na tyle mocną pozycję w powersalskim świecie, że mogła pozwolić sobie na pełną niepodległość. Była jednak jeszcze państwem jakby nie do końca uformowanym politycznie: w jednej części jeszcze pojagiellońskim a w drugiej już popiastowskim.
W ciągu dwudziestu lat (jednego pokolenia) potrafiła zbudować silną gospodarkę i wykształcić bardzo dojrzałą inteligencję, stwarzając w ten sposób, jak się później okaże, punkt społecznego odniesienia dla przyszłych (komunistycznych) czasów. Nie zdążyła się jednak umocnić. Rozbito ją w klasyczny sposób - poprzez porozumienie, tym razem bolszewicko-hitlerowskie. Elity też tradycyjnie - wymordowano. W tym nieszczęściu mieliśmy jednak trochę szczęścia - a więc wojnę niemiecko-rosyjską i w konsekwencji kolejne ukaranie Niemiec. Tak powstał PRL. Ale nie terytorium jest naszym wrogiem (przyszliśmy tam, skąd wyszliśmy), lecz jest nim ideologia komunistyczna, która miała zakończyć proces rozpoczęty przez Katarzynę II i Fryderyka II pruskiego. Dotyczyła likwidacji polskich elit i polskiej idei.
Dopiero przeniesienie granic po II wojnie pozwoliło Polakom odzyskać swoje położenie macierzyste (termin prof. Z. Wojciechowskiego). I nie był to żaden podarunek Stalina. Stalin z zajętego przez siebie terytorium pozbywał się "polskiej zarazy", a więc tej demokracji, którą Rosjanie nazywali polską cywilizacją, a która rozbijała im własne państwo. Polskie "pielgrzymowanie" skończyło się, ale w warunkach geopolityki piastowskiej - a więc konfliktu z Niemcami. Wróciliśmy do swoich domów niemal bez tradycyjnej inteligencji (nośnika kulturowego 1000-letnich dziejów), bez przygotowania i na bagnetach obcych. Część osadników (kresowianie) uciekała przed kołchozami, ale w nowym krajobrazie kulturowym dopadły ich PGR-y. Tak, ze Wschodu wraca się z niczym. Wiedzą to Polacy i Niemcy. Natomiast ludność polska wychowana w warunkach pruskich i demonstracyjnej pogardy do wszystkiego co wschodnie, także nie była w stanie zaakceptować nowej rzeczywistości. W taki sposób powstały dwa wykluczające się obrazy: syndrom "Samych swoich", a więc Kargula i Pawlaka oraz niema odpowiedź tych, którzy przywieźli ze Wschodu nośniki niezależnej kultury. Do dziś nie ma między nimi porozumienia.
* * *
Ziemie odzyskane stanowią 1/3 polskiego terytorium państwa. W ostatnim okresie II wojny były one najpierw rujnowane przez działania wojenne (Niemcy zdawali sobie sprawę, że je tracą), potem sojusznik naszego sojusznika wywoził wszystko, co się dało do ZSRR, a nam pozostawił PGR-y, Spółdzielnie Produkcyjne, własne prawo, własne nowe elity i system rządzenia. Do 1993 r. stacjonowały tam wojska sowieckie z przekonaniem, że je "zawojowali", ziemie te miały więc status jednoznacznie podległy. Jakby tego wszystkiego było mało, przez kilka powojennych lat wciąż działała tam niemiecka propaganda, a po lasach krył się Wehrwolf czekając na III wojnę światową. Zapis w układzie poczdamskim brzmiał: ziemie przekazane w administrację polską oraz, że regulacja statusu byłych ziem nastąpi w osobnym traktacie pokojowym. Tak więc ani polski rząd komunistyczny, ani polskie społeczeństwo, ba, nawet sama Moskwa - wszyscy nie mieli pewności, czy ziemie te zostaną w polskich granicach. Nic dziwnego, że stan psychiczny zamieszkałej tam ludności ulegał postępującej apatii.
I właśnie w takim kontekście kulturowym, na 1/3 terytorium spotkały się trzy polskie etosy: wielkopolski, kresowy i śląski. I nic z tego nie wynikło. Zdławiło je komunistyczne getto. Okres osadniczy zakończył się dopiero w 1970 r. podpisaniem porozumienia granicznego z RFN. Dopiero wówczas zaczęto budować tam domy. Traktat graniczny z Niemcami podpisano w 1990 r. zamiast stabilizacji, przyniósł następną falę niepewności, którą zaczęła coraz bardziej tłumić bieda. Dziś tam do Berlina jest o wiele bliżej niż do Warszawy.
Druga Rzeczpospolita ze swoimi trudnościami poradziła sobie doskonale. PRL, bez suwerenności prawnej i państwowej, nie był w stanie tego dokonać, choć trzeba przyznać, że Gomułka dla ziem zachodnich i północnych zrobił wiele. Najlepiej, z wszystkich I sekretarzy i prezydentów, rozumiał ich znaczenie. Myśl zachodnia i same ziemie odzyskane są nadal zakładnikiem politycznym. Nie mają ciągłości, a ich temat popodnoszony jest zawsze w okresach kryzysowych.
Drugie zdanie - jaki mają status
Drugie zdanie należy do autora niniejszego artykułu: "Kto panuje nad Szczecinem i Gdańskiem/Gdynią, ten panuje nad ziemiami odzyskanymi - 1/3 polskiego terytorium. Kto panuje nad ziemiami odzyskanymi, ten panuje nad Polską. Kto panuje nad Polską, ten panuje nad Europą Środkową". Dodajmy, terytorium pomiędzy Niemcami a Rosją.
Tu w zasadzie nie ma wiele do wyjaśnienia. Eugeniusz Kwiatkowski w "Dysproporcjach..." zauważył, że na terenie "słowiańsko-polskim" cywilizację łacińską tylko Polacy mogli wprowadzić w sposób pokojowy, Krzyżacy musieli zrobić to mieczem. Wojciech Wasiutyński dodaje, że gdy ktokolwiek spojrzy na mapę musi zauważyć, że tylko dwa czynniki są dość silne, aby mogły ten obszar zorganizować - Niemcy i Polska. Ponadto, na tym terenie albo Warszawa, albo Berlin mogą być wielkimi stolicami - wiedzą o tym geopolitycy. Z tych samych względów dziś granicą bezpieczniejszą jest granica na Bugu niż Odrze. Przyszłe losy państwa polskiego zadecydują się właśnie na ziemiach zachodnich. Kto panuje nad Szczecinem i Gdańskiem/Gdynią...
Trzecie zdanie - w jaki sposób je tracimy
...należy do prof. Jarosława Marka Rymkiewicza: "Rzeczpospolita od początku XVIII w., traciła swoje ówczesne Kresy Wschodnie - traciła, początkowo jeśli nie nominalną, to polityczną, faktyczną władzę nad wschodnimi i północnymi województwami, bo chodziły po nich obce armie - ale wielkie polskie rody nadal miały tam swoje majątki. Ziemia była polska, lecz władza obca. I taki oto sposób w XVIII w. otworzyła się droga zdrady. Kto chciał utrzymać swoją kresową własność, kto chciał tam jakoś żyć, mieć tam swoje władztwo, swoich chłopów i swoje bydło musiał kolaborować z tymi, którzy - powoli, powoli, bo to wszystko trwało bardzo długo - stawali się faktycznymi władcami tamtych ziem. Wprzód z oficerami moskiewskiego imperium, dowódcami stacjonujących tam wojsk, a potem z dworem w Petersburgu. W Ten sposób zdrada stała się sposobem na utrzymanie bogactwa."
Na ziemiach odzyskanych dziś nie ma ani wielkich rodów, ani wielkiej własności - są o tyle słabsze, a mimo to działa tam podobny mechanizm do tego, który opisał Rymkiewicz. Warto tu powołać się na słowa Adenauera, że przeniesienie stolicy Niemiec do Berlina wskrzesza ideę pruską. Żaden rząd posolidarnościowy nie znalazł właściwego zrozumienia dla fundamentalnej kwestii tych ziem: statusu własności, a więc zamiany prawa wieczystego na prawo własności. Mecenas Jerzy Podbielski, radny miejski z Zielonej Góry, który pierwszy w Polsce upomniał się o tę sprawę, przewraca się w grobie. Chodziło mu o to, aby polski chłop dostał ziemię na takich warunkach i z takim zastrzeżeniem, aby mógł się jej nauczyć i czerpać z niej zyski.
W 1990 r. podpisano traktat o potwierdzeniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej i niemal natychmiast pojawiły euroregiony, które zdumiewały swoją ilością. Jeden przy drugim, szczelnie, pokrywały całą granicę zachodnią w stopniu, w jakim nie spotykało się nigdzie indziej. Lawinowy upadek zakładów pracy, a także samych PGR-ów spowodował taką biedę, że dużą ilość mieszkających tam ludzi zmusił do życia z przemytu (cały pas do 30-50 km od granicy), prostytucji (zjawisko powszechne), a niekiedy ze zbieractwa runa leśnego (osada obok Bornego Sulinowa). Przykłady, o różnej skali zasięgu i konsekwencji, można mnożyć.
Dziś granicę zniesiono i tamtejsza ludność przyzwyczaja się mentalnie do jej braku i jest wciągana w podobny mechanizm, który towarzyszył powstawaniu Prus (likwidacji elit dokonano w czasie II wojny). Świadomość kształtują bezimienne rozrywkowe media oraz polskojęzyczna prasa wykupiona głównie przez koncerny niemieckie - na całym pasie zachodnio-północnym. Z człowieka zachodniego, którego chciał zbudować wczesny PRL, a było to skuteczne przedsięwzięcie, pozostał niezidentyfikowany człowiek berliński, czekający na niemieckie pieniądze - bez Niemców.
Zakończenie
Pierwsze zdanie podkreśla jak w pierwszej fazie wielką pracę włożyliśmy w odbudowanie ziem zachodnich i północnych i jak dziś nie potrafimy docenić tego wysiłku. Dotyczy to sfery nie tylko materialnej, ale także intelektualnej. Zasługi Instytutu Zachodniego za kierownictwa prof. Z. Wojciechowskiego i Instytutu Kultury Materialnej są do dziś nieocenione. Potem była już głównie polityka ze Związkiem Sowieckim i Niemcami w tle. Oczywiście, Polacy nie wyobrażają sobie ich utraty, ale stopień świadomości obecnego polskiego społeczeństwa daje się porównać do tego z XVIII w. - oni też nie wyobrażali sobie... Ale może jeszcze bardziej obrazowo: do ziem odzyskanych mamy podobny stosunek, jak Zachód do niezbędnego istnienia Polski.
Drugie zdanie stara się pokazać jaki ziemie zachodnie i północne mają status i czym są dla istnienia polskiego państwa.
Trzecie zdanie - w jaki sposób je tracimy.
Przyszły los Polski zadecyduje się na ziemiach zachodnich. Właśnie tam, gdzie najsłabsze są polskie media.
Ryszard Surmacz
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu wPolityce.pl (3 grudnia 2013). Wytłuszczenia tekstu - koszalin7.pl
Ryszard SURMACZ (1950), historyk, przez 11 lat był dziennikarzem reportażystą w kilku polskich czasopismach. Pisze na tematy Ziem Odzyskanych, głównie w kontekście polskiej racji stanu. Na tematy śląskie publikował w "Kulturze" paryskiej, za którą otrzymał nagrodę POLCUL-u. Autor pięciu książek (szósta w przygotowaniu). Mieszka w Lublinie, obecnie, pracownik IPN O/Lublin. Jeden z najlepszych znawców problematyki zachodniej i śląskiej. Autor serii artykułów na temat Ziem Odzyskanych, w których z niezwykłą przenikliwością i znajomością rzeczy omawia uwarunkowania historyczne, polityczne i kulturowe oraz trudną sytuację mentalną w jakiej znaleźli się Polacy zamieszkujący te tereny.
Na podstawie: wPolityce.pl
wPolityce.pl - czołowy polski polityczny portal internetowy założony przez Jacka i Michała Karnowskiego. W czerwcu 2012 roku portal miał miesięcznie 8,5 mln odsłon i 650 tys. unikalnych użytkowników. W grudniu 2011 roku twórcy portalu powołali Stowarzyszenie Edukacji Medialnej i Społecznej im. Jana Liszewskiego, którego celem jest budowa niezależnych mediów. Zalicza się do najbardziej opiniotwórczych portali internetowych w Polsce. Redaktor naczelny: Jacek Karnowski. Zespół: Łukasz Adamski, Artur Bazak, Michał Karnowski, Marzena Nykiel, Marek Pyza, Piotr Zaremba, Stanisław Żaryn. Link do portalu: wPolityce.pl
Na podstawie: Wikipedia.pl
Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum. W dziale Państwo możesz podyskutować o zagadnieniach państwowych i międzynarodowych, Unii Europejskiej, relacjach polsko-niemieckich, stosunkach z innymi państwami. Dział Obywatelskość obejmuje takie zagadnienia jak: społeczeństwo obywatelskie, wolność słowa, patriotyzm, cywilizacja łacińska, myśl zachodnia. Z kolei w dziale Jednomandatowe Okręgi Wyborcze możesz podyskutować o systemach wyborczych i wyborach do organów przedstawicielskich różnych szczebli.