Home » Pomorze » Słowiańszczyzna » Wspomnienie o Słowianach Połabskich - Drzewianie

Dodano: 2011-03-25

Wspomnienie o Słowianach Połabskich - Drzewianie

Po mnogich zaś latach siedli byli Słowianie nad Dunajem, gdzie teraz ziemia węgierska i bułgarska. I od tych Słowian rozeszli się po ziemi i przezwali się imionami swoimi, gdzie siedli na którym miejscu [...] Także ciż Słowianie przyszedłszy siedli nad Dnieprem i nazwali się Polanami, a drudzy - Drewlanami, dlatego że siedli w lasach... (Kronika Nestora).

(Kliknji na obrazek i powiększ)
Od lewej: (1) Położenie regionu Wendland na mapce pochodzącej z portalu Urlaub im Wendland (www.urlaub-wendland.de). Na konturze współczesnych Niemiec (w prawym rogu) uwidoczniono niezwykłe położenie regionu niemal na styku pięciu krajów związkowych (landów): Dolnej Saksonii (do której Wendland przynależy), Szlezwiku-Holsztyna, Meklemburgii-Pomorza Przedniego, Brandenburgii i Saksonii-Anhalt. (2) Region Wendland w niemieckim atlasie internetowym Atlas der Welt (www.welt-atlas.de).

Powyższy tekst choć opisuje Drewlan ruskich mógłby równie dobrze dotyczyć Drzewian połabskich. Ich dawne siedziby także rozsiane były wśród nie byle jakich lasów. Jeszcze dziś można to sobie wyobrazić przemieszczając się przez Wendland, gdzie w przeciwieństwie do wielu niemieckich krain zajętych przeważnie przez uprawne pola, łąki i sady, lasy zajmują wciąż znaczne przestrzenie. Autostrada z Hamburga kończy się tuż przy Lüneburgu czyli na samym skraju dawnego obszaru zasiedlenia Słowian, a dalej prowadzą już tylko zwykłe drogi; wprawdzie porządne lecz wąskie i tylko z lekka obciążone ruchem. Poza Dannenbergiem i Lüchowem większych ośrodków miejskich brak a w krajobrazie dominują niezbyt duże i zwykle oddalone od szos wsie.

Dawnymi czasy przeprawa przez kraj Drzewian musiała przypominać prawdziwą egzotyczną ekspedycję. Przepastne bory, bagna, liczne strumienie i trzęsawiska oddzielały niewielkie osady jedna od drugiej. Zamieszkiwał je lud słowiański, którego przybycie w te okolice nastąpiło - według opinii uczonych - pomiędzy VIII a X stuleciem. W sytuacji zagrożenia chłopi, rybacy i bartnicy chronili się do specjalnie przygotowanych na taką okoliczność grodów. Pozostałości umocnień odkryto do tej pory wzdłuż rzeki Jeetzel (Jasnej ?) oraz nad zachodnim brzegiem Łaby. Odkopane ślady domostw nie wskazują za to na jakąś szczególną koncentrację osadnictwa wiejskiego. Przeciwnie, potwierdzają dawne spostrzeżenia, że siedliska ludzkie aż po wiek XII rozrzucone były dość chaotycznie po całym omawianym terenie. Dodać trzeba, iż od osad germańskich sąsiadów osady załabskich Słowian różniły się m.in. tym, że liczyły zwykle kilka domostw przeważnie zwróconych "czołami" do środka (tzw. okolnice). Doskonale ilustruje to znacznie późniejszy lecz zachowujący dawne schematy plan wsi z późnego średniowiecza.

(Kliknji na obrazek i powiększ)
Od lewej: (1) Wendlandzka wieś okolnicowa na mapie z 1830 roku (Wikipedia). (2) Lübeln, widok współczesny (2011) typowej wendlandzkiej wsi okolnicowej (Google Maps).

Z najwcześniejszego okresu brak znaczniejszych znalezisk, które pozwoliłyby na dokładniejsze określenie poziomu oraz charakteru kultury materialnej słowiańskich mieszkańców Wendlandu. Wykopaliska datowane na XI stulecie umożliwiły przykładowo rekonstrukcję wczesnośredniowiecznego domostwa drzewiańskiego. Przypominać miało ono w swym kształcie klasyczny namiot, którego boki zamiast tkaniny tworzyły grube warstwy wysuszonej trzciny umocowane na szkielecie wykonanym z drewnianych bali. Znaczna część chaty miała być zagłębiona w ziemi. Uzyskiwano dzięki temu oszczędność ciepła w zimie i przyjemny (?) chłód w skwarne dni. Ścianę przednią i tylną dodatkowo uszczelniano gliną i mchem.

Materiał archeologiczny (resztki narzędzi, naczyń itd.) zchronologizowany na XIII w. dowodzi nikłych wpływów germańskich na stylistykę, ornamentykę i ogólny charakter rzeczy używanych w życiu codziennym oraz sposób ich wykonywania. Jak się wydaje decydujące znaczenie miał tu fakt, że aż do XIV stulecia ziemie Wendlandu wolne były od znaczniejszego napływu kolonistów z krajów północnoniemieckich. Główne bowiem fale chłopów germańskich kierowały się od drugiej połowy XII w. na ziemie Wagrii, dzisiejszej Meklemburgii, Brandenburgii i Łużyc. Potem przyszła kolej na Pomorze Zaodrzańskie i Środkowe, a także tzw. Nową Marchię i Śląsk. W okresie gdy ostatnie większe grupy mieszczan i chłopów z Zachodu osiadały w państwie Zakonu Krzyżackiego, część Wendlandu poczęły zasiedlać rodziny przybywające z Saksonii, Szlezwiku, Frankonii i Holandii.

Od tego mniej więcej czasu poczęły następować znaczące zmiany w życiu Drzewian. Polegały one na wzroście znaczenia uprawy zbóż, upowszechniła się hodowla/chów krów, kóz i owiec, pojawiły się pierwsze bardziej skomplikowane urządzenia gospodarcze (np. młyny wodne), zmalała rola dziczyzny w menu ludności, domostwa rozrosły się i "wygrzebały" z ziemi. Trudno orzec jaki udział we wspomnianych przemianach miał przykład kolonistów, a jak wiele zawdzięczali słowiańscy mieszkańcy Wendlandu własnemu doświadczeniu, pomysłom i przemyśleniom. W każdym razie postęp w zakresie szeroko rozumianych: kultury i gospodarki, nastąpił. Wciąż jednak tradycyjne formy gospodarowania miały się całkiem dobrze. Rybołówstwo i bartnictwo nie utraciły swego znaczenia, a narzędzia gospodarskie utrzymywały starą formę. Wprawdzie gospodarka towarowa została pod wpływem miast znacznie ograniczona na rzecz gospodarki pieniężnej, ale wymiana dóbr na zasadzie towar za towar (np. zboże za miód) nie stała się czymś wyjątkowym.

Rozwój, choć powolny, trwał przez następne trzy stulecia. Dopiero rok 1618 stał się cezurą, od której rozpoczął się kilkudziesięcioletni regres. Wojna Trzydziestoletnia przyniosła prócz innych negatywnych skutków znaczne cofnięcie się poziomu kultury gospodarczej. Ogromne zniszczenia, pożary, rekwizycje, kontrybucje, przemarsze różnojęzycznych wojsk i epidemie spowodowały, że dopiero pod sam koniec XVII w. możemy mówić z pewną ostrożnością o powrocie gospodarki do stanu sprzed wojny. Kolejne stulecie to czas "lizania ran" i naporu nowoczesności. Objawiało się to poprzez generalne upowszechnienie narzędzi żelaznych, powstawanie we wsiach drzewiańskich potężnych warsztatów kowalskich, kołodziejskich, bednarskich i innych. Domostwa otrzymały kształt i wygląd przetrwały do dziś. Poczęto uprawiać len na skalę prawie przemysłową, hodowano duże stada owiec z przeznaczeniem na produkcję wełny, wiele nieużytków zamieniono na pola ziemniaczane. Gotowe wyroby i półprodukty sprzedawano do miast, w których odbywały się regularne targi, a kupcy tłumnie nawiedzali swych wendyjskich dostawców. Ostateczne odejście od starożytnych tradycji gospodarowania nastąpiło wraz z dziewiętnastowieczną akcją melioryzacji, dzięki której powiększono obszary zdatne pod uprawę zbóż oraz innych roślin uprawnych. Stworzono wtedy także z grubsza sieć istniejących do dziś dróg, ułatwiając tym samym docieranie do nawet najbardziej zapadłych osad i stawiając pierwszy krok na drodze do przekształcenia Wendlandu w "zagłębie" turystyczne.

(Kliknji na obrazek i powiększ)
Od lewej: (1) Wieś wendlandzka w 1865 roku. (2) Współczesny widok okolnicowej wsi wendlandzkiej (Urlaub und Erholung im Heidehof - www.haus-heidehof.de).

Jak przebiegały polityczne dzieje obszaru? Otóż, nie możemy przyjąć bezdyskusyjnie jednej wersji zdarzeń dotyczącej najwcześniejszego okresu w historii Wendlandu. Nie jest bowiem pewne czy Słowianie pojawili się na omawianych ziemiach jeszcze przed ekspansją państwa Franków za Karola Wielkiego czy też przekroczyli Łabę w jakiś czas po śmierci tegoż władcy. Zagadnienie jest o tyle ważne, iż wczesne przybycie Słowian do Wendlandu wskazywałoby na spontaniczną i dobrowolną akcję osiedleńczą (być może nawet zdobywczą). Natomiast późne zasiedlenie oznaczać może skutek planowego czy raczej celowego osadzania słowiańskiej ludności przez feudałów saskich. Jakby nie było pierwszą wzmiankę dotyczącą Drzewian znajdujemy w przywileju Henryka II z roku 1004. Prawdopodobnie zależność od państwa niemieckiego nie była początkowo zbyt uciążliwa i ograniczała się do płacenia trybutu, pewnych świadczeń na rzecz instytucji kościelnych oraz formalnej (?) chrystianizacji. W roku 1145 władzę nad Krajem Słowian obejmują hrabiowie lüchowscy, którzy kontynuowali wobec swych poddanych kurs obrany w poprzednich stuleciach. Powstawały co prawda umocnione ośrodki władzy jak Dannenberg (ok. 1153 r.) czy Lüchow (XII w.), ale pełniły one rolę "posterunków policyjnych" i "urzędów skarbowych". Wspomniani hrabiowie nie prowadzili też jakiejś znaczącej akcji kolonizacyjnej czego skutkiem było utrzymanie substancji słowiańskiej na większości terytorium. Wraz z przejęciem władzy przez Welfów (ok. 1317) sytuacja uległa znaczącej odmianie. Wspomniana wyżej kolonizacja na prawie niemieckim objęła znaczne obszary. Jakkolwiek osadnictwo chłopskie objęło tereny pogranicza słowiańsko-germańskiego to ośrodki miejskie powstawały w centrum ziem Drzewian. Zwykle skupiska ludności germańskiej o charakterze miejskim koncentrowały się wokół zamków i warowni z wolna nabierając typowo miejskiego charakteru z wszelkimi atrybutami urbanistycznymi, prawnymi i gospodarczymi. Ludność Wendlandu doświadczała losu pozostałych ziem Rzeszy. Były więc okresy wojen, prosperity, moru, nieurodzaju, przekształceń politycznych... W końcu w roku 1866 Wendland stał się częścią Prus.

Słowianie z Wendlandu stanowili pewnego rodzaju ewenement w dziejach Słowiańszczyzny Połabskiej. Gdy ostatni zwrot słowiański gasł bez odpowiedzi w Meklemburgii czy w państwie brandenburskim mowa ojców wciąż rozbrzmiewała w okolicach położonych znacznie dalej na zachód. W Bielicach (Belitz), Bytowie (Beutow), Jabłoni (Jabel), Kleniu (Klennow), Krzemieniu (Kremlin), Małomyślu (Mammoißel), Predołach (Predöhlsau), Łące (Lensian), Ręce (Reetze), Sutyniu (Süthen), Wołczkowie (Volzendorf) oraz wielu innych wsiach i osadach Wendlandu w czasie naszych wojen kozackich ludność na co dzień posługiwała się mową ojców. Jeszcze w XVI stuleciu podobnym językiem porozumiewali się mieszkańcy krainy Dertzink w południowo-zachodniej Meklemburgii, Przegnicy w Marchii Brandenburskiej oraz część ludności Starej Marchii (Altmark) lecz w wiek XVII na zachód od Odry ze swą mową - poza Serbołużyczanami - wchodzili już tylko Drzewianie.

Na szersze rozpatrywanie przyczyn upadku żywiołu słowiańskiego brak nam w tym miejscu czasu, ale kilka słów ku pamięci Drzewian jesteśmy gotowi skreślić.

W wyniku badań ustalono, że omawiane przez nas terytorium dzieliło się ze względu na specyfikę etniczna i językową na kilka mniejszych obszarów. Zajmowały je takie grupy lokalne jak: Dolanie, Droganie, Zagoranie, Krywicze. Prawdopodobnie dawne regionalne podziały w zakamuflowanej formie egzystowały aż do początków XX w. kiedy to istniało 8 okręgów naprawy dróg: Górna i Dolna Drawenja, Gain, Noring, Lemgow, Haiden, Bröcking, Lucje i Schweinmark. Dla zobrazowania wielkości terytorium dodamy, że u schyłku XVI i w początkach XVII stulecia Drzewianie zajmowali obszar porównywalny z nieco więcej niźli trzema wyspami Wolin, a w tymże czasie ich populacja liczyła od 12 000 do 15 000 osób (ponad 120 wsi + częściowo mieszkańcy miast). Biorąc pod uwagę fakt, iż wcale nie liczniejsi fińscy Liwowie zamieszkujący dzisiejszą Łotwę przetrwali w obcym otoczeniu do dziś można by pokusić się o twierdzenie, że tych kilkanaście tysięcy ludzi miało także szansę przetrwać do czasów współczesnych. Stało się jednak inaczej. Dlaczego? W celu uzyskania odpowiedzi musimy cofnąć się o dobrych kilkaset lat. Wiemy mianowicie, że do XIV w. ziemie Drzewian znajdowały się właściwie pod całkowitym panowaniem Słowian. Ziemia uboga, bogactw naturalnych brak, główne szlaki handlowe przebiegają w znacznej odległości (prócz szlaku z Hamburga do Lipska), położenie kraju po podboju Obodrytów i Wieletów straciło swe znaczenie strategiczne. Dodatkowo, o ile wiemy, Drzewianie nie stawiali mocnego oporu zdobywcom saskim i nie stali się już w średniowieczu poddanymi władców Brandenburgii. Uchroniło ich to od eksterminacji, która stała się udziałem Wagrów i Stodoran. Mimo to wraz z nadejściem epoki miast dobry los odwrócił swe oblicze od tej grupy Słowian załabskich. Wzrastające w liczbę, bogactwo i znaczenie mieszczaństwo ówczesnej Europy, w tym i Niemiec, pilnie strzegło swych praw. Niejeden hrabia, graf czy książę połamał sobie zęby na konflikcie z tą grupą społeczną. W toku zmagań ze światem feudalnym mieszczaństwo wypracowało pewien system solidarności grupowej. To co miejskie jest moim światem, a to co za murami jest obce i wrogie. Takie zachowanie służyło nie tylko komfortowi psychicznemu, ale także - a może przede wszystkim - interesom prowadzonym przez mieszczan.

Ofiarami takiego rozwoju wydarzeń stali się także Drzewianie, którzy za sprawą przepisów wydawanych przez rady miejskie (często w porozumieniu lub za zgodą lokalnego władcy) zostali odcięci prawie całkowicie od korzyści płynących z pełnoprawnego uczestnictwa w życiu miast. Wolny dostęp do życia miejskiego mógłby w konsekwencji doprowadzić do podniesienia poziomu zamożności, kultury i obycia. Tak się jednak nie stało. Już w roku 1409 rada miejska Lüneburga odmawia obywatelstwa miejskiego Wendom (Drzewianom), a w 1421 r. w Salzwedel wykluczono Słowian od udziału w przeważnej części stowarzyszeń i cechów. Jak się zdaje odgrodzenie Słowian od mikroświatów miejskich w owym okresie spowodowane było głównie zazdrosnym strzeżeniem przywilejów i praw mieszczan czyli działo się to głównie z powodów ekonomicznych. Niechęć narodowa zapewne występowała, ale w dużo mniejszym natężeniu niźli w następnym stuleciu. Niepokoje religijne wywołane wystąpieniem M. Lutra, a potem zwycięstwo protestantyzmu w Północnych Niemczech uderzyło w Drzewian niezwykle boleśnie. Sam "kodyfikator" nowego wyznania tak naprawdę reprezentował tendencje narastające w łonie klasy mieszczańskiej od kilku dziesięcioleci, nadał im ostateczną formę i wyeksponował. Jedną z istotnych cech ówczesnej myśli protestanckiej była wiara w posłannictwo. Opierała się ona na założeniu, że jedynymi godnymi dostąpienia zbawienia są ci, którzy przyjmują lutrowe posłanie a pozostali (tzn. także, a nawet głównie katolicy) nie zasługują na miano chrześcijanina i bliźniego. Aspekt religijny (Drzewianie z natury konserwatywni poczęli przechodzić na protestantyzm dużo później niż ich niemieckojęzyczni sąsiedzi) w zestawieniu z różnicami etnicznymi, językowymi i społecznymi stworzył prawdziwie niebezpieczną mieszankę. Wend stawał się już nie tylko innym ale obcym, i to wrogim oraz pogardzanym. Już w roku 1528 jeden z katolickich księży apelował do wiernych w Lüneburgu o nie porzucanie rzymskiej wiary, ponieważ spowoduje to wiele nieszczęść, na brak których i tak nie można narzekać bo wielka jest nienawiść pomiędzy Niemcami i Wendami, pomiędzy bogatymi i biednymi. Na skutki nie trzeba było czekać zbyt długo, gdyż obok dawnych ograniczeń o podłożu ekonomicznym pojawiły się zakazy w swej treści wręcz - użyjmy tu nowoczesnego określenia - rasistowskiej. W Uelzen (Olszynie) jeszcze do roku 1619 niedopuszczalnym było branie sobie za żony Wendyjek. W tymże mieście istnieje również zakaz odzywania się w języku słowiańskim (1672). Nie znamy dziś wielu dokumentów mogących rzucić więcej światła na prawa ograniczające aktywność Drzewian. Możemy tylko przypuszczać, iż tak jak i na ziemiach wielu innych podbitych plemion słowiańskich obostrzenia eliminowały z uczestnictwa w głównych prądach przemian społecznych te jednostki, które trwały przy tradycji ojców (zakaz przebywania w miastach lub ograniczanie czasu przebywania w nich do wyznaczonych dni w miesiącu, kara nakładana na mieszczan niemieckich za kupowanie jakichkolwiek towarów od Wendów itd.). W tak trudnej sytuacji nastąpił kolejny cios.

(Kliknji na obrazek i powiększ)
Od lewej: (1) Chłopki oraz ich dzieci płci męskiej z okolic Güstritz, rok 1865. (2) Wendlandzkie wesele w roku 1928, inscenizacja (Autor: Hans Pusen. Quelle: Sammlung Joachim Schulz/www.wendland-archiv.de).

Bez wielkiej przesady można stwierdzić, iż Wojna trzydziestoletnia była dla krajów niemieckich tym czym II Wojna światowa dla naszej Ojczyzny. Dość powiedzieć, że według historyków badających to zagadnienie istnieje zgoda na tezę, iż ludność Niemiec zmniejszyła się w jej wyniku o okokoło 20 procent (są tacy, którzy uznają tę liczbę za zbyt niską!). Rzezie, zniszczenie wielu mniejszych i większych ośrodków miejskich (np. całkowita ruina Magdeburga), pożary, kontrybucje, bitwy, pacyfikacje całych regionów. Takie "przygody" musiały odbić się na sytuacji resztek załabskich Słowian. Weźmy pod uwagę fakt, że o ile ludność miejska często wychodziła cało lub lekko poszkodowana z wojennych tarapatów dzięki murom obronnym, składaniu okupów dowódcom oblegających wojsk czy też zdolnościom regeneracyjnym (w sensie ekonomicznym), o tyle mieszkańcy wiosek na takie rozwiązania liczyć nie mogli. Na marginesie dodam, że muzeum w Lübeln mocno eksponuje wydarzenia z lat 1618-1648 jako te, które znacznie przyczyniły się zaniku Drzewian. Możemy przyjąć, że straty materialne i ludnościowe poważnie nadszarpnęły potencjał mieszkańców okolic Dannenbergu, Lüneburga, Lüchowa... Być może powinniśmy również zwrócić uwagę na, jak mi się wydaje, niedoceniane wcześniej zjawisko. Otóż, w sytuacjach kryzysowych w rodzaju klęski naturalnej czy właśnie wojny pojawia się często głębsza lub płytsza współpraca, współczucie, czasem pomoc i w konsekwencji integracja. Wyobraźmy sobie zatem jak regimenty różnojęzycznego żołdactwa przyjmowane były przez niemieckich i słowiańskich mieszkańców Wendlandu? Dla obu grup był to dopust boży, nieszczęście i tragedia. Obie nacje poczuwać się musiały w jakimś stopniu do wspólnoty przeżywającej ciężkie chwile. Różnice językowe i kulturowe ustępowały miejsca poczuciu wspólnoty lokalnej. Strona słowiańska jako doświadczona ciężej i dużo słabsza ekonomicznie po zakończeniu krwawych wydarzeń przyjmowała orientację, wzorce i mowę strony silniejszej, niemieckiej.

Część Drzewian przetrwała. Na przełomie XVII i XVIII stulecia jeszcze w takich wsiach jak: Kremmlin, Klenow, Süthen, Belitz, Küsten większość mieszkańców posługiwała się językiem przodków, a w Trebel, Dolgow, Suhlendorf mowa Drzewian trzymała się mocno. Istniejące świadectwa potwierdzają, iż w wielu innych osiedlach (przynajmniej kilkunastu) były osoby i rodziny znające ją dobrze. Wprawdzie znaczna część osób posługujących się mową słowiańską mówiła też po niemiecku, ale nawet ci pielęgnowali dawne obyczaje. Wesela, chrzciny, pogrzeby, święta i wielkie wydarzenia wciąż otrzymywały tradycyjną oprawę.

Powszechnym jest twierdzenie, że działalność pastorów, wpływ szkół i ożywienie gospodarcze w drugiej połowie XVIII w. przyniosło całkowitą asymilację słowiańskojęzycznych resztek za Łabą. Czy aby na pewno?

Krótko po przeprowadzeniu w Niemczech spisu powszechnego z roku 1890 Polska Akademia Umiejętności z Krakowa delegowała łużyckiego uczonego A. Mukę do Wendlandu w celu potwierdzenia lub zaprzeczenia doniesieniom o ciągłym jeszcze wegetowaniu nielicznej grupy Drzewian. Wyprawa doszła do skutku na skutek analizy spisu powszechnego, z którego wynikało, iż ponad 500 osób z powiatu lüchowskiego zadeklarowało jako swoją mowę ojczystą... język wendyjski! Dużo wcześniej badacze-amatorzy zebrali pewną ilość materiałów na temat ginącego ludu. Byli wśród nich rodowici Niemcy jak Chrystian Henning (1649-1719) oraz Jan Henryk Jungler (1758-1812). Ten pierwszy obcował jeszcze z żywą mową wendyjską, z którą zetknął się podczas swych podróży po Wendlandzie, ten drugi już tylko zebrał i opracował dostępne materiały porozrzucane w różnych pismach. Inną jednostką zasłużoną dla zachowania świadectw drzewiańskich był rodowity Słowianin, Jan Parum Schultze (1677-1740), który pozostawił po sobie opis obyczajów i żywych wśród ludu tradycji. Dodatkowo sporządził niewielki słowniczek drzewiańsko-niemiecki stanowiący do dziś obok materiałów opracowanych przez J. H. Junglera główne źródło wiedzy o wymarłym języku. Nie możemy pominąć tu naszego rodaka, Jana hr. Potockiego, który przebywał w latach 90-tych XVIII m.in. w Lüchowie, a w swoich "Podróżach" podkreślił, iż w kraju wendlandzkim nie słychać już mowy słowiańskiej. Ślady tej ostatniej dostrzegał tylko w lokalnej gwarze ("einen Jargon") zawierającej słowa i zwroty oraz po części gramatykę niespotykane w okolicach czysto niemieckich. Spostrzeżenia polskiego arystokraty potwierdził norweski naukowiec E. Westerlund prowadzący około roku 1914 badania terenowe nad językiem ludności omawianych terenów. Wspomniany wyżej A. Muka na podstawie własnych obserwacji i poszukiwań doszedł do wniosku, iż Drzewianie odeszli do historii. Ogłosił, zgodnie zresztą z twierdzeniami osób zajmujących się przed nim tą tematyką, że nastąpiło to ostatecznie w drugiej połowie XVIII stulecia. Świat oficjalnej nauki uznał te wnioski za obowiązujące.

Musimy w tym miejscu zaznaczyć, iż wolni jesteśmy od ograniczeń wymagających przyjmowania poglądów głoszonych ex catedra za jedyne i niepodważalne. Z drugiej strony czcze fantazjowanie jest zajęciem mało przydatnym. Dlatego też przyglądając się w dalszej części kontrowersyjnym co do pokrycia w rzeczywistości informacjom będziemy pamiętać, że historia zna przypadki fałszerstw ale także niewiarygodnych odkryć potwierdzających fakty nie przyjmowane wcześniej przez naukowców do wiadomości. Poniżej zamieszczamy zebrane z różnych materiałów wzmianki o przypuszczalnie ostatnich dniach drzewiańskiej mowy:

  1. W roku 1751 wg zapisów jednej z ksiąg parafialnych umrzeć miała ostatnia Słowianka biegle władająca językiem wendyjskim.
  2. W roku 1798 odszedł do świata zmarłych ostatni starzec potrafiący odmówić po wendyjsku modlitwę "Ojcze nasz". Według kronikarza umiejętność ta była jakoby jedynie mechanicznym recytowaniem bez zrozumienia sensu modlitwy.
  3. Lokalne czasopismo lüneburskie ("Neues vaterländisches Archiv") z roku 1825 donosi, że niektórzy chłopi znają jeszcze do pewnego stopnia język słowiański.
  4. Około roku 1845 pojawiają się wieści, iż w odległych stronach Wendlandu istnieją jeszcze wsie gdzie starzy ludzie posługują się mową wendyjską.
  5. W drugiej połowie XIX stulecia pewien aptekarz z Salzwedel zajmujący się historią lokalną natknął się na człowieka twierdzącego, że znajomość języka drzewiańskiego - wprawdzie już szczątkową - wyniósł z domu rodzinnego.
  6. Pismo "Kraj" (1899 I, nr 13. s. 13) podaje informację, iż znany badacz Słowiańszczyzny Fr. Smoljer otrzymał do zbadania list pisany w języku Drzewian.
  7. Etnograf Fr. Tetzner w roku 1902 w rozmowie ze starym nauczycielem dowiedział się, iż w Küsten koło Lüchowa wójt wciąż zwoływał okolicznych chłopów krótkim zwrotem czy zdaniem słowiańskim.

Być może kiedyś jakiś wnikliwy badacz trafi na dokumenty, które umożliwią weryfikację przedstawionych świadectw. Może dzięki przypadkowemu odkryciu historia zaniku języka Drzewian będzie musiała zostać napisana ponownie. Może... Na razie powstrzymując się od radykalnych wniosków wypada mieć pewne wątpliwości co do przyjmowania za pewnik cezury połowy XVIII wieku jako czasu, w którym nie było już osób władających drzewiańskim. Wprawdzie Jan Parum Schulze zapisał, że kiedy umrze on i jeszcze kilka starszych osób to nie będzie nikogo kto potrafiłby nazwać psa w rodzimym języku. Jaki jednak obszar, jakie środowisko miał na myśli Drzewianin? Jak daleko w dobie braku nowoczesnych środków masowego przekazu, których rola unifikacyjna jest przecież ogromna sięgały horyzonty mieszkańca ginącego świata? Nawet jeśli przyjmiemy, że język wendyjski przestał pełnić 250 lat temu rolę środka komunikacji międzyludzkiej - tego praktycznego, codziennego oraz tego świątecznego, używanego wyłącznie przy jakichś wyjątkowych okazjach - to pozostaje pytanie: czy i ewentualnie jak długo przetrwały inne, charakterystyczne cechy mogące świadczyć o pewnej odrębności Drzewian w stosunku do niemieckich sąsiadów? Nie mamy tu na myśli szczątków językowych przechowanych w miejscowej gwarze niemieckiej (np. muleitzen - od malina, dörns - od dwarnaica, izba mieszkalna itp.), ale sferę materialną i obyczajową. Otóż takie elementy wskazujące na pewną odrębność występowały bardzo długo. Jeszcze na początku ubiegłego stulecia w tej krainie ilość pni pszczelnych sięgała kilkudziesięciu tysięcy co było ilością kilkakrotnie większą niźli w innych stronach Niemiec. Słowiańskiego typu narzędzia rolnicze przechowywane obecnie w muzeach były w użyciu jeszcze w pierwszej połowie XIX stulecia. Podobnie jeśli chodzi o rzecz bardzo istotną i stanowiąca pewnego rodzaju wyznacznik odchodzenia czy inaczej trwania przy własnym obyczaju; mamy tu na myśli stroje ludowe. Znaną powszechnie etnografom prawidłowością jest zanikanie męskiego stroju ludowego na długo przed rezygnacją z niego przez płeć piękną. Odnośnie potomków Słowian z Wendlandu uznawano, że męskiego stroju zaprzestano używać w połowie XIX w. Niektóre zdjęcia z XIX wieku wskazują jednak, że definitywne zerwanie z tradycją w tym zakresie przez męską część społeczności mogło nastąpić nieco później. Starsze kobiety odziewały się w tradycyjny strój - jak stwierdził A. Muka - jeszcze na początku ubiegłego stulecia!

Zapewne ciekawych pozostałości można by wskazać całe mnóstwo, a w naszej opinii potwierdziłyby one dobitniej fakt, że świadomość odrębności w stosunku do otaczającego ich germańskiego morza istniała u tych potomków załabskich Słowian aż do zarania minionego wieku.

Jeszcze dziś - jak mieliśmy okazję stwierdzić osobiście - w licznych domostwach, na wielu budynkach gospodarskich, na skrajach lasów mieszkańcy stawiają żółte, mające ramiona o długości 1,5-2 m krzyże w kształcie litery "X". Według uzyskanych informacji stawia się je od niepamiętnych czasów, a ich zadaniem jest ochrona ludzi przed czarownicami! Czy ktoś w to rzeczywiście wierzy? Nie wiemy.

Podczas wakacyjnej wizyty w Wendlandzie nie mieliśmy, niestety z przyczyn obiektywnych, możliwości zapoznania się z wieloma innymi ciekawymi miejscami, zabytkami i obiektami. Nie mniej poza wspomnianymi wyżej "amuletami" przeciw czarom, drugą zaobserwowaną ciekawostką były niewątpliwie liczne w Lüchowie tabliczki umieszczane przez obywateli w witrynach sklepów i w innych widocznych miejscach o treści: "Wolny Kraj Wendland".

Jest pewnym, że nigdy już w Wendlandzie nie rozlegnie się słowiańska pieśń weselna, nie ruszy różnobarwny korowód słowiańskich rolników świętujących lokalne dożynki, zimowym wieczorem nie usłyszymy w domostwach starych podań drzewiańskich, a mimo to warto poświęcić nieco czasu i środków na wyprawę do tej magicznej krainy.

Ufamy, że pamięć o Drzewianach nie zaginie.

Adam Sengebusch
lato 2004

Z cyklu "Wspomnienie o Słowianach Połabskich": Część 1. Obodryci i Wieleci oraz Część 2. Ranowie.

Przy pisaniu wykorzystano m.in.:

(1) "Etnografia Słowiańska", z. 1, Adam Fischer, Lwów-Warszawa 1932;
(2) "Johann Parum Schultze 1677-1740", praca zbiorowa, Lüchow 1989;
(3) "Przemiany etniczne na Pomorzu Zachodnim", Kazimierz Ślaski, Poznań 1954;
(4) "Szkice średniowieczne", Jerzy Strzelczyk, Poznań 1987;
(5) "Vedlandische Volkstrachten", praca zbiorowa, Lüchow 1992.


(Adam Sengebusch)

Adam SENGEBUSCH urodził się 8 stycznia 1969 r. w Bydgoszczy. Ukończył Technikum Chemiczne im. I. Łukasiewicza, a następnie UKW na kierunku historia. Absolwent studiów podyplomowych Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Od kilkunastu lat pracuje w branży logistycznej. Żonaty, jest ojcem dwóch córek.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych uczestniczył w działalności Federacji Młodzieży Walczącej (m.in. wydawał i kolportował niezależne pismo "Bez cenzury"), a następnie współtworzył w regionie kujawsko-pomorskim odrodzone struktury Konfederacji Polski Niepodległej. Członek Rady Politycznej KPN odpowiedzialny za funkcjonowanie struktur młodzieżowych. W roku 1991 podczas pierwszych powojennych wolnych wyborów do polskiego parlamentu uzyskał mandat poselski z okręgu bydgoskiego.
Hobbystycznie zajmuje się zagadnieniami związanymi z wczesnymi dziejami Słowiańszczyzny oraz historią etniczną Europy. Autor licznych recenzji książek historycznych oraz artykułów poświęconych przemianom etnicznym w naszej części kontynentu (m.in.: "Wspomnienia o Słowianach Połabskich" i "Germanie na ziemiach polskich w zaraniu Średniowiecza").


W położonym na terenie Dolnej Saksonii mieście Lüchow nie znajdziemy wielu zabytków średniowiecznych. Jednym z nielicznych jest wieża zamkowa stanowiąca ocalałą część niegdyś potężnej budowli. Obecnie wykorzystuje się ją jako miejsce eksponowania zbiorów historycznych i etnograficznych miejscowego muzeum. Ciekawym eksponatem, a raczej pomocą naukową, jest mapa zatytułowana "Die Ostsiedlung von 1100 bis 1400" obrazująca postępy niemieckiej kolonizacji na terenach Europy Środkowej. Niemałe zdziwienie wywołało we mnie "odkrycie", iż według autorów owej mapy do roku 1300 praktycznie całe Pomorze Zachodnie, Łużyce, Śląsk, Ziemia Lubuska i Ziemia Chełmińska zasiedlone zostały osadnikami z Zachodu. Mało tego! Do schyłku XIV w. mowa niemiecka miała opanować Pomorze Środkowe i południową Małopolskę. (...) To, że objęcie w posiadanie przez feudałów saskich np. Ziemi Lubuskiej nie oznaczało zniknięcia w tym samym momencie dotychczasowych mieszkańców tej krainy, jakby nikogo z niemieckich propagatorów historii nie interesowało. Oczywiście, zrozumiałą jest germańska troska o wyświetlenie przede wszystkim dziejów swych językowych protoplastów, ale ignorowanie lub co gorsza, fałszowanie bardzo istotnego rozdziału historii nie służy Prawdzie. Całe szczęście, że odpór przytoczonym tezom dawali i nadal czynią to z mniejszym lub większym powodzeniem polscy naukowcy. Brakuje może bardziej intensywnej popularyzacji historii etnicznej wymienionych terenów, lecz w związku ze wzmagającym się zainteresowaniem własną przeszłością szerokich rzesz obywateli naszego kraju jest to - jak sądzę - wyłącznie kwestią czasu. (...)
Wieloletnia dyskusja nie przyniosła rozstrzygnięcia, które zostałoby zaakceptowane przez zwaśnione obozy i interesująca nas kwestia wciąż pozostaje sporną. Nim zatem świat nauki wypracuje oficjalną wykładnię zagadnienia pozostaje miejsce na pojawianie się głosów spoza ścisłego grona uczonych. Tę lukę postanowiłem - póki czas - wykorzystać. (...)
Dodać należy, że uczynienie bohaterami mojego szkicu słowiańskich mieszkańców północnego Połabia, bez uwzględniania losów rodzimej ludności centralnej i południowej części tego regionu, jest zabiegiem celowym. Przyczyny są dość proste. Pierwsza, wynika z tego, że choć Wieletami, Obodrytami, Ranami i Drzewianami z Wendlandu zajmowano się stosunkowo często, to ostatnimi czasy - w przeciwieństwie do Serbołużyczan - podejmowano jedynie nieliczne próby przedstawienia ich losów w popularnej formie. Równie istotnym jest fakt, iż na ogół uwaga badaczy koncentruje się na okresie, gdy plemiona te wiodły niepodległy byt, a ostatnie dni trwania odrębności etnicznej Słowian w Meklemburgii czy na Rugii zbywa się zwykle okrągłymi formułkami. W moim przekonaniu niezasłużenie.
Niniejsze opracowanie powstało jako wyraz osobistych zainteresowań i jako takie z pewnością nie wyczerpuje zagadnienia. Zawarte w nim spostrzeżenia, uwagi i wnioski stanowić mają jedynie impuls dla innych pasjonatów historii, posiadających odpowiednie przygotowanie i sprawniejszy warsztat do zaktywizowania prac nad uaktualnieniem oraz pogłębieniem wiedzy o losach północno-zachodniego odłamu Słowian Lechickich.

Adam SENGEBUSCH - ze wstępu do cyklu artykułów o Słowiańszczyźnie Zachodniej, opatrzonego dedykacją autora: "Przodkom poświęcam".


Tekst pochodzi z portalu: SLAVINJA - WSZECHSTRONNA WITRYNA O SŁOWIANACH, ICH KULTURZE I HISTORII. Serdecznie dziękujemy!


DRZEWIANIE - jedno z najbardziej wysuniętych na zachód plemion słowiańskich (Słowian połabskich), zamieszkujących puszcze na zachodnim brzegu dolnej Łaby. Nazwa pochodzi od słowa drewo (drzewo). Osiedlili się w VII wieku, należeli do Związku obodryckiego, zanim od IX wieku przeszli pod panowanie niemieckie. Do połowy XVIII wieku mówili językiem drzewiańskim (składającym się z wielu bardzo zróżnicowanych dialektów). Obecnie dawny teren plemienny Drzewian nazywa się Wendland (pol. Kraj Wendów) lub czasami Dräwehn (od zniekształconej nazwy tego plemienia), położony na wschód od Pustaci Lüneburskiej i na południowy wschód od Hamburga w powiecie Lüchow-Dannenberg.
Na podstawie: Wikipedia


Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum w dziale Historia Koszalina oraz Historia Pomorza. Jeśli znasz jakieś nieznane fakty lub ciekawostki, przekaż je nam wszystkim. Jeśli nie, włącz się do dyskusji, zaproponuj nowe tematy, zainteresuj się historię swojego miasta i regionu.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie