Home » Pomorze » Słowiańszczyzna » Narodziny słowiańskiej Europy - Praojczyzna

Dodano: 2012-04-02

Narodziny słowiańskiej Europy - Praojczyzna

Dzisiejsza ludność Europy stanowi mozaikę narodów i społeczności. Co prawda ilość nacji zasiedlających obszary od Atlantyku po Ural ulegała zmianom w ciągu wieków, ale obecny stan jest zasadniczo pokłosiem zdarzeń mających miejsce we wczesnym średniowieczu. Wtedy to właśnie Europa wzbogaciła się o nowy etnos, który pojawił się nagle w sercu naszego kontynentu i w licznych regionach wywrócił ustalone porządki. W przeciwieństwie do wielu innych najeźdźców nie zniknął jednak, nie sczezł, nie utracił swej tożsamości, lecz na znacznych połaciach omawianego terytorium zapuścił korzenie i stał się trwałym elementem językowej, etnograficznej i kulturowej, jak również politycznej układanki.

Niniejszy szkic poświęcony jest wędrówkom słowiańskim od momentu pojawienia się tej grupy ludności indoeuropejskiej na rubieżach cywilizowanego świata, aż do czasu gdy poszczególne jej odłamy znalazły nowe siedziby, które w wielu przypadkach udało im się utrzymać na stałe. Prócz tego przyjrzymy się stosunkom etnicznym panującym na ziemiach zdominowanych przez naszych pobratymców oraz zmaganiom prowadzonym przez nich z niesłowiańskimi sąsiadami. Chronologicznie zakres tej opowieści domyka schyłek wczesnego średniowiecza, czyli mniej więcej przełom XII/XIII stulecia i dotyczy przede wszystkim olbrzymich połaci Europy Wschodniej, Centralnej i Południowej.

Geograficzny zasięg oraz częstotliwość występowania charakterystycznego dla Słowian genu R1a. W Europie występuje on u Słowian z częstotliwością od 30% do ponad 60%: Serbowie Łużyccy zamieszkujący Niemcy (63%), Polacy (56%-60%), Ukraińcy (44%-54%), Rosjanie (50%). Za najstarszą kolebkę jednoznacznie identyfikowanych przodków Słowian należy przyjąć południową Europę - wyniki badań genetycznej genealogii sięgają tutaj 10 tys. lat wstecz.
Grafika pochodzi od redakcji portalu koszalin7.pl. Źródło: Wikipedia/Autor: Crates/GNU/Creative Commons

Mało było w historiografii sporów budzących równie gorące emocje co kwestia ustalenia rejonu, z którego na przełomie antyku i średniowiecza rozpoczęła się ekspansja Słowian. Dziś wydaje się bezspornym, że siedliskiem tego ludu „na chwilę przed wyrojem” były – najogólniej mówiąc - ziemie położone na północ od dolnego Dunaju i dalej na północny-wschód ku Dnieprowi. Dużo trudniejszą jest jednak zagadka dotycząca kolebki Prasłowian, gdyż ta ostatnia nie musiała, a nawet najpewniej nie była tożsama z obszarem zajętym przez naszych językowych przodków w pierwszej połowie VI w. n. e1. Naukowa dyskusja na ten temat trwa już od bez mała trzystu lat2. W jej trakcie pojawiały się hipotezy i teorie posiadające realne umocowanie w dostępnych świadectwach, ale także takiego wsparcia pozbawione. Możemy zatem pominąć przypuszczenia o małoazjatyckiej czy panońskiej praojczyźnie Słowian i zwrócić się ku takim propozycjom, które zdobyły sobie solidne uznanie w świecie nauki. Dziś największym poważaniem cieszą się dwie spośród nich:

  • "nadwiślańsko-wołyńska", zwana też neoautochtoniczną, lokująca najdawniejsze siedziby Słowian w dorzeczu Wisły i na zachodniej Ukrainie (z większymi lub mniejszymi poprawkami) (3),
  • "dnieprzańsko-prypecka", według której słowiańskie osadnictwo obejmowało pierwotnie środkowe (i górne) dorzecze Dniepru (może wraz z Prypecią i jej dopływami) (4).

Najpierw jednak, dwa bardzo istotne dla tej części zastrzeżenia. PO pierwsze - jako Prasłowian rozumiemy ludność reprezentującą pierwotny zbiór cech (językowych, kulturowych, religijnych i materialnych) wyróżniających ją spośród innych grup etnicznych istniejących dowodnie na kontynencie europejskim w przeddzień jej wielkiej ekspansji (5). Po drugie - nie jest moim celem znalezienie definitywnej odpowiedzi na pytanie o słowiański matecznik, lecz tylko próba określenia gdzie owa praojczyzna najpewniej znajdować się nie mogła. Wszelkie uwagi odnoszące się do lokalizacji prakolebki naszych przodków mogą mieć z przyczyn zasadniczych jedynie charakter supozycji.

Jak doskonale wiadomo nie mamy dziś dostępu do prawie żadnych (6) źródeł pisanych sprzed VI stulecia n.e. (7), które pozwoliłyby z całkowitym przekonaniem odnieść je do tzw. notorycznych Słowian. Rzecz jasna takowe teoretycznie mogły powstać, lecz - niestety - jeśli nawet były, to nie dotrwały do naszych czasów. Istnieje jednakże grupa świadectw starożytnych uznawanych przez wcale licznych badaczy za dotyczące interesującego nas ludu. Do niej zaliczane są przekazy m.in.: Herodota z Halikarnasu (8), Korneliusza Neposa (9), Pliniusza Secundusa (10), Korneliusza Tacyta (11), Ammiana Marcellina (12), Priskosa z Panion (13) i Zosimosa (14). Sęk w tym, że są to hipotezy pozbawione solidnej wartości. Zarówno dla Neurów (15) jak i Wenedów (16), poza przypuszczalną lokalizacją, częściowo tożsamą z siedzibami Słowian w czasach oświetlonych przekazami pisanymi oraz nieprzekonujących wywodów lingwistycznych związanych z nazwami tych ludów, nie posiadamy literalnie żadnych twardych dowodów pozwalających widzieć w tych zbiorowościach naszych językowych przodków (17). Jedyna wątpliwość pojawia się podczas rozpatrywania relacji Priskosa (18), gdy pisze o niehuńskich barbarzyńcach napotkanych podczas poselstwa do Attyli (19).

Nie od dziś jest wiadomym, że przy odrobinie dobrej woli, niezbędnej porcji ostrożności i odrzuceniu potocznych opinii, realny obraz etniczny wschodniej Europy z doby najważniejszych dla nas twórców czyli Korneliusza Tacyta (20) i Ptolemeusza z Aleksandrii w znacznej mierze da się odtworzyć. Kłopot sprawiać mogą niezbyt precyzyjne opisy plemion i ludów będące skutkiem nie zwracania zwykle większej uwagi na kryteria, które w dzisiejszej nauce są niezbędnymi dla kategoryzacji etnicznej (21). Nie mniejszy problem stanowi niedokładność antycznych autorów przy prezentowaniu geografii siedzib poszczególnych ludów. Taki już niestety otrzymaliśmy spadek, ale mimo to jesteśmy w stanie wzbogacić i uporządkować obraz interesujących nas obszarów. Przy czym jako pierwszoplanowe zadanie jawi się ustalenie z możliwie dużą precyzją charakterystyki etnicznej ludów o największym znaczeniu dla naszych rozważań. Chodzi przede wszystkim o te etnosy, których scharakteryzowanie natrafia na spore trudności i nie posiada w literaturze jednobrzmiącej oceny. Do tej grupy zaliczamy: Fennów, Aestiów/Ossiów i Wenedów (22).

Niezwykle częstym jest utożsamianie Tacytowych Fennów z bezpośrednimi przodkami dzisiejszych Finów lub też ogółem Finów zachodnich. Główną rolę odgrywa tu nazwa plemienna wprowadzająca - niejako automatycznie - zwolenników takiej interpretacji w błąd. Jeśli przyjrzymy się dokładniej słowom twórcy "Germanii", które brzmią: "Fennowie wyróżniają się zdumiewająca dzikością i wstrętnym ubóstwem: nie mają ani broni, ani koni, ani domowego ogniska; pożywieniem ich zioła, odzieniem skóry, legowiskiem ziemia; jedyna ich nadzieja w strzałach, których ostrza z braku żelaza sporządzają z kości. To samo polowania żywi zarówno mężczyzn, jak i kobiety; te bowiem wszędzie mężczyznom towarzyszą i żądają części zdobyczy. Małe dzieci nie mają innego przed zwierzem i deszczami schronienia prócz byle jak ze splecionych gałęzi urządzonej kryjówki: tam wracają jako młodzieńcy, tam jest dla starców przytułek" (23), to muszą pojawić się uzasadnione wątpliwości. Wiadomym przecież jest, iż ludy zachodnio-fińskie (24):

  1. już przed początkiem naszej ery znały metody wytapiania i obróbki żelaza,
  2. stosowały uprawę roli,
  3. budowały stałe siedziby (domostwa),
  4. w sytuacjach zagrożenia zamieszkiwały w osadach obronnych.

Dokładając do tego ustalenia językoznawców mówiące o tym, że etymologicznie nazwę Finowie należy wywodzić od germańskiego rdzenia fen- znaczącego "łowca" lub "zbieracz" powinniśmy założyć, iż wspomniani przez rzymskiego dziejopisa Fennowie to w rzeczywistości Lapończycy (Saamowie) (25).

Skoro tak, to pod jakim mianem ukrywają się prawdziwi Finowie? Logika podpowiada, że winniśmy ich poszukiwać w pobliżu Lapończyków (Fennów). A co sugerują starożytni? Zarówno Tacyt jak Ptolemeusz dają nam wyraźne wskazówki. Ten pierwszy oświadcza, że na wschód (26) ("na prawo") od siedzib Sujonów (Szwedów) "...spotykamy na wybrzeżu Morza Swebskiego oblane nim gminy Estiów (albo raczej estyjskich ludów)..." (27). Ten drugi napisał, iż na północ lub północny-wschód od Weltów (28) ("powyżej nich") zamieszkują Ossiowie (29). Rzymianin dodaje także cenne informacje brzmiące: "Czczą oni matkę bogów [...] Z uprawą zboża i innych produktów ziemnych cierpliwiej się biedzą, niżby się tego oczekiwało po zwyczajnej Germanom gnuśności. Ale także morze przeszukują i jedyni wśród wszystkich Germanów zbierają po mieliznach i na samym wybrzeżu bursztyn, który oni sami nazywają glesum" (30). Dzięki nim jesteśmy w stanie nasze rozważania posunąć znacząco naprzód. Można bowiem przypuszczać, iż wzmianka o matce bogów odnosiła się do kultu bogini odpowiedzialnej za urodzaj. W warunkach rzymskich takimi bytami nieziemskimi były Ops (31) lub Demeter (32), czyli boginie płodności, urodzaju i bogactwa, czczone także jako opiekunki rolnictwa. Chociaż dysponujemy dużo mniejszym zasobem informacji na temat panteonu ludów fińskich to wiemy, że funkcje przypisane wspomnianym boginiom rzymskim pierwotnie spełniały u nich rozliczne żeńskie bóstwa opiekuńcze (33), a w czasach późniejszych również idole o imionach Pekko (34) i najpewniej Rongotausa (35). Uzyskujemy przy okazji argument wykluczający kojarzenie Estiów ze społecznościami lapońskimi, które uprawy roli nie praktykowały. Kolejnym, już ostatnim lecz nie najmniejszej wagi wnioskiem wyłuskanym z tego fragmentu jest potwierdzenie, że siedziby Estiów albo dokładniej ich części, zlokalizowane były nad brzegiem Bałtyku, a więc najpewniej co najmniej w nadmorskiej części dzisiejszej Estonii i północnej Łotwy (36). Przy okazji trzeba zaznaczyć, że wzmianka o zbieraniu bursztynu w żadnym razie nie może determinować wskazań co do siedzib tego ludu gdzieś w okolicach Sambii, gdyż tę kopalną żywicę zbierano i wydobywano już w starożytności na terenach rozciągających się od Pomorza po Łotwę i Estonię (37).

Przejdźmy teraz do najtrudniejszej zagadki. Z tej racji, że posiada ona bogatą literaturę, a i format niniejszego opracowania zobowiązuje do maksymalnej zwięzłości ograniczymy się wyłącznie do rozpatrzenia najważniejszych wskazówek. Zacznijmy zatem od przypomnienia faktu, iż ludy zwane Wenetami zamieszkiwały w starożytności w różnych miejscach Europy i Azji. Świadczą o tym nie tylko bezpośrednie relacje ale także wiadomości pośrednie. Do pierwszych zaliczymy źródła pisane wspominające o Wenetach nadadriatyckich, małoazjatyckich, bałkańskich, galijskich i wschodnioeuropejskich. W drugiej grupie znajdują się głównie dane językowe, na podstawie których należy lokalizować ich dawne siedziby na Półwyspie Jutlandzkim, w Walii i Alpach. W oparciu o te dane powstały dwie hipotezy starające się wytłumaczyć pochodzenie ludów "weneckich".

Jedna z nich podnosi, iż pierwotni Wenetowie stanowili w zamierzchłej przeszłości jeden etnos, który w wyniku migracji i presji plemion indoeuropejskich uległ rozproszeniu. Inna z kolei zakłada, że Wenetowie nie poddali się nowej fali ludności przybywającej do Europy, lecz to właśnie oni, z bliżej niezlokalizowanej praojczyzny, w zwartych grupach emigrowali do odległych krain i podbijali tuziemców (38). Cóż, naszym zdaniem należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden wariant. Polega on na takim założeniu, iż każda (lub pewna część) tworzących się w dawnych czasach indoeuropejskich grup językowych krystalizowała się wokół określonej społeczności stanowiącej rdzeń ("zaczyn", "jądro") powstającego etnosu. Być też może, że Wenetowie byli pośród takich pra-grup językowych zbiorowością pełniącą jakieś specyficzne funkcje czy wypełniającą oryginalne zadania, albo posiadali szczególną pozycję z innych, niestety nieznanych nam powodów (39). Z tej przyczyny nadawano im miano Wenetów, oscylujące wokół znaczeń emocjonalnie wybitnie pozytywnych (kochać, miłość, rodzina, pokrewieństwo, przyjaciel) (40). Można zatem przypuścić, iż w każdej (lub w niektórych) z tworzących się indoeuropejskich wspólnot komunikatywnych, w mniej lub bardziej zamierzchłych czasach, występowała społeczność (czy później wyodrębniony szczep) "wenecka/wenetyjska". Która z zasygnalizowanych koncepcji odpowiada dawnym stosunkom, nie jestem w stanie zdecydować. Jakby jednak nie było, to dla tych rozważań większe znaczenie posiada inne spostrzeżenie związane z Wenetami. Otóż, zarówno relacje starożytnych jak i ustalenia nowoczesnej nauki pozwalają na uznanie za wysoce prawdopodobne, iż na przełomie starej i nowej ery odrębność etniczno-językowa Wenetów wobec określonych ludów nie występowała lub właśnie ulegała zatarciu. Przykładowo G.J. Cezar w swych "Pamiętnikach o wojnie galijskiej" napisał: "Cała Galia dzieli się na trzy części: jedną z nich zamieszkują Belgowie, druga Akwitanowie, trzecią ten lud, który we własnym języku nazywa się Celtami, w naszym - Galami. Wszyscy oni różnią się między sobą językiem, urządzeniami, prawami" (41). Jak widać ani słowa o odrębności Wenetów, których Cezar przecież znał, bo stoczył z nimi zacięte i krwawe walki. Znając położenie ich siedzib (42) musimy wykluczyć, iż autor ukrył to plemię wśród Akwitanów lub Belgów. W przypadku Wenetów nadadriatyckich sytuacja wyglądała podobnie. Według ostatnich ustaleń zreferowanych przez J. Zająca, ludność ta nie należała językowo do Ilirów lub innego, zupełnie odrębnego zespołu, lecz pod tym względem była bardzo bliska grupie italskiej (43). Jej ostateczna romanizacja (w tym językowa latynizacja) miała się dokonać najpóźniej w I lub początkach II w. n.e. Jak widzimy stwierdzenie, że poszczególne ludy "weneckie" w pierwszych wiekach po Chrystusie mogły stanowić część większych wspólnot etniczno-językowych nie jest zbyt ryzykownym. Idźmy zatem dalej.

Zwolennicy opinii o istnieniu nad Bałtykiem odrębnego etnosu wenedzkiego, używającego języka nie należącego do żadnej ze znanych nam rodzin, mogą przywołać argument dot. występowania na obszarach dawnych Prus, Litwy oraz Łotwy nazw osad i wód powstałych od miana Wenedów. Problemem tym zajmował się przed laty F. Bujak i w pracy poświęconej omawianemu ludowi przytoczył całą masę imion "wenedopochodnych" (44). Wbrew opinii znakomitego uczonego wiele z nich na pewno nie nawiązuje do tego tajemniczego ludu, są jednak i takie, które taki związek raczej z nimi łączy (45). Poprzestańmy jednak na tym, bo każdy zainteresowany śmiało sięgnąć może po nieco bardziej szczegółowy atlas. Zresztą takie zjawiska zachodzą dość powszechne, i to nie tylko przy istnieniu wyraźnych różnic etnicznych ale wtedy nawet, gdy wspólnoty te pod względem lingwistycznym i kulturowym są sobie bardzo bliskie (46). Czemu zatem nie mielibyśmy przyjąć, iż Wenedowie nadbałtyccy przynależeli do większej grupy językowej?

Zaczerpnijmy teraz z dorobku językoznawców i archeologów. Dokonane przez nich ustalenia wskazują, że w czasach gdy tworzyli Tacyt i Ptolemeusz istniała w Europie Wschodniej rozległa prowincja kulturowa-językowa (47). Rozciągała się prawie od brzegów Morza Bałtyckiego po górną Okę, i od środkowej Dźwiny po rejon Kijowa (48). W zadziwiający sposób obszar wspomnianej prowincji pokrywa się z zasięgiem hydronimii starobałtyjskiej (49). Szczegółowe badania prowadzone przez K. Bugę, V. Kiparskyego, W. Toporowa i O. Trubaczewa sugerują, że hydronimy pochodzące z języka Bałtów występowały nawet poza granicami zakreślonymi materialnymi śladami pozostawionymi przez tę grupę Indoeuropejczyków (50). Biorąc wymienione spostrzeżenia pod uwagę oraz uwzględniając zaskakujące zbieżności w zakresie pewnych obyczajów Bałtów i niektórych odłamów Wenetów (51), sądzę, że wschodnioeuropejskich Wenedów z pierwszych wieków n.e. można utożsamiać z Prabałtami (52).

Obraz jaki wyłania się z naszych dotychczasowych rozważań wydaje się całkiem wymowny. Około przełomu I i II stulecia naszej ery gros terytorium dzisiejszej Finlandii zamieszkiwali przodkowie Lapończyków, graniczący od południa i południowego-wschodu z ludami fińskimi. Sąsiadami tychże były plemiona bałtyjskie, a ich siedziby na południu rozpościerały się ówcześnie aż po Prypeć oraz okolice Kijowa i Czernichowa. Skądinąd wiemy, iż Galicję, Podole, Mołdawię, a może nawet Wołyń miały w posiadaniu ludy pochodzenia germańskiego, sarmackiego, dackiego i - być może - innej, nieznanej dziś proweniencji. Terytoria stepowe nad Morzem Czarnym i Azowskim znajdowały się w rękach Sarmatów (53), a obszary na zachód i północny-zachód od Bugu dzierżyły z kolei plemiona w przeważanej mierze germańskie (54).

Mapka 1

W tym miejscu pojawia się zasadnicze pytanie: gdzie w takim razie żyli Prasłowianie? Odpowiedzi mogą być trzy:

  • w pierwszych czterech (pięciu?) wiekach n.e. nie istnieli jeszcze jako wyodrębniona wspólnota komunikatywno-kulturowa,
  • zamieszkiwali południowe rejony dorzecza Prypeci,
  • zajmowali siedziby usytuowane na wschód od wymienionych ludów.

Pierwsza możliwość choć jest teoretycznie dopuszczalna (55), to razi sztucznością i kłóci się z dość dobrze znanymi mechanizmami powstawania etnosów oraz prawami rządzącymi rozwojem języków (56). Drugi wariant jest bardziej prawdopodobny, ale i przeciw niemu świadczy kilka istotnych wątpliwości. Są to m.in.:

  • bardzo niski poziom wczesnosłowiańskiej kultury materialnej, który w przypadku przyjęcia tejże lokalizacji jawi się jako trudny do zrozumienia lub wręcz niewytłumaczalny (57),
  • niewielkie, liczące mniej niż 100 000 km2 terytorium, pozbawione właściwie przymiotów niezbędnych do "wygenerowania" olbrzymich mas ludzkich (58),
  • brak wzmianek o ludzie Słowian na tym obszarze w dziełach autorów starożytnych (59).

Wydaje się zatem, że warto przyjrzeć się dokładniej trzeciej ewentualności. W jej ramach - gwoli sprawiedliwego oglądu - należy uwzględnić dwa rozwiązania:

  • Słowianie zajmowali siedziby położone daleko na wschodzie i przybyli w sąsiedztwo w.w. ludów dopiero w V stuleciu n.e.,
  • Słowianie w czasach Ptolemeusza zasiedlali już terytoria graniczące z ludami bałtyjskimi, fińskimi oraz sarmackimi.

Zdawać by się mogło, że branie pod uwagę pierwszego wariantu jest zbyt ekstraordynaryjne. Przecież nawet zwykle postponowany przez świat nauki L. Czupkiewicz w swej pracy podkreślał, iż przybycie ludów słowiańskich do wschodniej Europy dopiero w V stuleciu jest wykluczonym przede wszystkim dlatego, że w takim przypadku Słowianie w dobie pojawienie się ich w źródłach byliby ludem koczowniczym (60). A przecież - jak niesie wieść gminna - byli rolnikami "pełną gębą". I tu pojawiają się istotne wątpliwości. Zapewne produkcja roślinna odgrywała w gospodarce Prasłowian dużą rolę, jednakże wiele świadectw sugeruje, że nie była tej gospodarki gałęzią dominującą (61). Dodatkowo stwierdzenia o typowej dla ludów rolniczych nikłej znajomości i równie nieznacznym użytkowaniu środków transportu typowych dla koczowników czy pół-koczowników nie są w pełni adekwatne do brzmienia przekazów pozostawionych nam przez współczesnych obserwatorów. Co rusz napotykamy przecież na informacje o udziale konnicy w atakach słowiańskich na ziemie Bizancjum (62), widzimy Słowian przemieszczających się i walczących w "taborach" (63), a jakość wykonania i znajomość środków transportu wyraźnie wskazuje na znaczne obycie Słowian z tą materią (64). Nie bez znaczenia jest spostrzeżenie, że charakter siedzib wczesnosłowiańskich nosi swoiste piętno tymczasowości, tak jakby w pierwotnym okresie swej historii nie zamierzali oni osiadać na stałe na zajmowanych ziemiach i wciąż pędzili przed siebie (65). Dopiero ograniczenia zewnętrzne, czyli opór państw powstałych na gruzach Imperium Rzymskiego oraz warunki przyrodnicze stworzyły z nich lud w pełni osiadły.

Duże znaczenie dla procesu poszukiwania słowiańskich prasiedzib posiada też dorobek pozahistorycznych dziedzin nauki. Tak oto etnografowie i językoznawcy zwrócili uwagę na liczne elementy kultury ludowej Słowian, które z racji ich rozpowszechnienia i archaiczności form bezdyskusyjnie muszą należeć do najstarszej warstwy dziedzictwa naszych przodków. Są one przy tym zaskakujące, gdyż nie wpisują się w pogląd o środkowoeuropejskiej praojczyźnie i świadczą na korzyść naszych przypuszczeń o wschodniej lokalizacji prakolebki. Wśród wspomnianych znajdujemy np.: nazwy i rodzaje odzieży (66), typy schronień mieszkalnych (67), zagadnienia związane ze środkami transportu (68), religią (69), czynności "intelektualne" (70), elementy uzbrojenia i sposoby walki (71), imiona osobowe (72) oraz specyfika gospodarki roślinnej (73) i zwierzęcej (74). Wszystkie one wskazują, że w zamierzchłej, choć bliżej nieokreślonej epoce, lud albo dokładniej, główna część etnosu będącego językowym praprzodkiem Słowian zajmowała zapewne terytoria usytuowane gdzieś w Azji, na pograniczu stepu i strefy leśnej. Gdy uprzytomnimy sobie jeszcze, iż według zachowanej tradycji Kirgizi są potomkami Turków i Słowian (75) oraz przekazany w źródłach - wyjątkowy pośród indoeuropejskich ludów Europy - obyczaj samobójstw kobiet słowiańskich po śmierci ich mężów (76), to nasze wnioskowanie nabiera mocy. Być może rdzeń etnosu słowiańskiego powstał na środkowo-północnych ziemiach Kazachstanu oraz w rejonach Omska i Nowosybirska (77). Można oczywiście poddawać je w wątpliwość, lecz w porównaniu z innymi, słabiej umotywowanymi hipotezami, ta zdaje się posiadać spory stopień prawdopodobieństwa.

Na dziś trudno o jednoznaczną opinię na ten temat. Nie wiemy bowiem czy to niewątpliwy i - jak sądzimy - znaczący wtręt elementów sarmackich przyczynił się do uzyskania takiego profilu przez migrujących Słowian, czy też był to immanentny składnik ich tożsamości (78). Naszym zdaniem nie jest wykluczonym scenariusz podobny do węgierskiego, kiedy to synteza elementów ugrofińskich z tureckimi nadała nowy charakter powstałym plemionom madziarskim (79). Sądzimy też, że wtargnięcia Słowian do Europy dopiero w okresie upadku Rzymu nie da się wykluczyć. Dziś jednak w świetle innych (80), równie znaczących wskazówek taki scenariusz wydaje się stosunkowo mało prawdopodobny.

Drugą z możliwości jest pojawienie się ich już w czasach po Tacycie, a nieco przed powstaniem dzieła Ptolemeusza. Poszlaką uwiarygodniającą takie przypuszczenie jest fakt, że w tym właśnie okresie historia odnotowuje poważane przesunięcia ludnościowe na interesujących nas obszarach (81). Ich praprzyczyną mogły być dynamiczne procesy demograficzne (82) lub różnego rodzaju anomalie czy też zmiany klimatyczne skutkujące trudnościami z wyżywieniem poszczególnych grup plemiennych (83). W omawianej epoce reakcje na tego typu zdarzenia niezwykle często przybierały formę masowych migracji, połączonych rzecz jasna z konfliktami zbrojnymi. Pod presją matki natury ruszyli ze swych siedzib Goci i Wandalowie, spychając w kierunku granic Imperium Romanum różnojęzyczne masy, których nacisk stał się przyczyną tzw. wojen markomańskich. Na drugim końcu terytorium będącego w sferze naszych zainteresowań odnotowano ruchy grup sarmackich, a na północy plemiona fińskie wdarły się do Finlandii (84). Jak sądzimy przemiany dotknęły także plemion bałtyjskich czego śladem jest zapewne upadek a następnie zanik kultury zarubienieckiej (85). Gdyby tę łamigłówkę przenieść schematycznie na mapę otrzymalibyśmy następujący obraz:

Mapka 2

Czy posiadamy jakiekolwiek wskazówki, które pozwalałyby na uznanie, że w tych przemieszczeniach etnicznych brali udział również Prasłowianie? Aby uzyskać choćby przybliżoną orientację w sprawie winniśmy sięgnąć nieco głębiej do dzieła Ptolemeusza, gdyż moim zdaniem jedyne świadectwo sprzed VI stulecia n.e., które można odnieść do tego ludu powstało około połowy II w. n.e. właśnie w gabinecie aleksandryjskiego Greka. Ptolemeusz zebrał w miarę swych możliwości wszelką dostępną wiedzę z zakresu geografii i na tej podstawie stworzył jako jeden z pierwszych usystematyzowany obraz świata. Czasami zapominamy, iż nie był prekursorem w tej dziedzinie. Sam przyznaje, że w znacznym zakresie bazował na ustaleniach Marinosa z Tyru (86). Dokonań tego ostatniego nie uznawał bezkrytycznie, ale na podstawie posiadanych źródeł korygował je i aktualizował (87). W dzisiejszej literaturze dominuje opinia o bylejakości spadku Ptolemeusza. Zarzuca się mu cały szereg przeinaczeń, błędów i bajęd. A już szczególnie często pojawia się zarzut uzupełniania "czarnych dziur" własną, nieposkromioną twórczością. Rzecz jasna, w dobie satelitów nie możemy oczekiwać, iż powstały ponad tysiąc osiemset lat temu "Wstęp do geografii" stanowić będzie pozbawione uchybień kompendium wiedzy geograficznej. Taki wymóg byłby po prostu absurdalny. Nie wydaje się wszakże aby uprawnionym było potępianie tego dzieła w czambuł. Aleksandryjski uczony wyjątkowo solidnie podszedł do wyzwania i w żadnym razie - rzekomo w celu udowodnienia swej wszechwiedzy - nie podpierał się konfabulacją. Pewnie popełniał błędy, opierał się czasem na przestarzałych danych, ale raczej celowo nie kłamał (88).

Koronnym dowodem przeciw pozytywnej ocenie dzieła Ptolemeusza są zawarte w jego pracy tzw. dublety (a nawet tryplety). Czy aby na pewno był to nieuzasadniony zabieg, czy też celowe, pojmowane ówcześnie jako naukowe, dookreślające działanie? Oddajmy głos samemu autorowi: "A zatem podjęliśmy się podwójnego trudu, po pierwsze: w ciągu całej pracy trzymać się zdania Marinosa z wyłączeniem tego, co wymaga jakiejkolwiek poprawki, po drugie, wszystko to, czego Marinos nie określił jasno, nanieść na mapę jak można najdokładniej na podstawie badań podróżników, którzy byli w tych miejscach albo na podstawie położenia punktu zaznaczonego na najbardziej dokładnych mapach aby o ile to możliwe, zaznaczone zostało w sposób należyty" (89). W oparciu o tę deklarację sądzimy, że dublety na ptolemeuszowych mapach powstały jako wynik uaktualnienia danych w stosunku do ustaleń Marinosa (90). Co to dla nas oznacza? Moim zdaniem, ni mniej ni więcej, tylko tyle, iż rozmieszczenie poszczególnych ludów odpowiadało rzeczywistości pojmowanej jako dynamiczny stan w okresie: schyłek I stulecia - szóste/siódme dziesięciolecia II w. n.e. Zresztą geograf mówi także o tym: "Skoro zaś następne epoki czynią coraz bardziej dokładniejszymi nasze wiadomości o wszystkich okolicach, które były zupełnie nieznane czy to z powodu swej niezmiernej wielkości, czy to dlatego, że nie zawsze znajdowały się w jednym i tym samym stanie; tak samo ma się rzecz ze sporządzaniem map ... dlatego przy sporządzaniu map jest rzeczą nieodzowną, abyśmy zwracali uwagę przede wszystkim na najpóźniejsze wiadomości naszych czasów..." (91).

Trzeba też podkreślić, że uwagi krytyków Wstępu do geografii mówiące o absolutnej nieznajomości w świecie śródziemnomorskim doby ptolemejskiej terytoriów europejskich na wschód od środkowego Dniepru i na północ od równoleżnikowego biegu Donu są nieuzasadnione (92). Wprawdzie ograniczoną ale rzeczywistą wiedzę o krainach nad Dnieprem, Wołgą i w okolicach Uralu (po obu stronach tego łańcuch górskiego!) miał już w VII w. p.n.e. Aristeas z Prokonezu (93), lecz dopiero jego następca, czyli Herodot pozostawił nam uwspółcześnioną dawkę informacji. Wolno przyjąć, iż posiadł je nie tylko w wyniku kontaktów z informatorami scytyjskimi, lecz również od kupców zamieszkujących miasta greckie ulokowane nad brzegami Morza Azowskiego, na Krymie i w rejonie północno-zachodniej części akwenu czarnomorskiego (94). Informacje te nie zaginęły w mroku dziejów. Pośrednią wskazówką, że posiadały je przez kolejne wieki środowiska wojskowe i kupieckie a poprzez to naukowo-literackie jest fakt, iż w jednej z wersji opowieści o Argonautach, zapisanej w III w. p. n. e. przez Timaiosa z Tauromenion mieli oni popłynąć w górę Donu (Dniepru?) aż do jego źródeł, następnie przeciągnęli okręty i ruszyli w dół inną rzeką docierając do Oceanu Północnego (95), a następnie do Gades (w Hiszpanii) (96). Nie bez znaczenia są również dowody materialne w postaci skarbów monet i artefaktów proweniencji perskiej i śródziemnomorskiej z doby antyku odkrywane nad brzegami środkowej i górnej Wołgi. Jednym słowem: autorzy starożytni posiadali określoną wiedzę na temat krain leżących na wschód i północny-wschód od średniego Dniepru i Donu. Podobnie zresztą wyglądała znajomość terytoriów położonych na wschód od południowego Uralu. Nie raz eksplorowali je kupcy z greckich miast czarnomorskich (97).

Wspomniana wiedza została "przelana na papier" i dzięki temu można poczynić kilka, niezwykle istotnych spostrzeżeń. Otóż, bezdyskusyjnym jawi się przebywanie Suowenów (Słowian) w towarzystwie plemion sarmackich/alańskich. Wyraźnie stwierdza to Ptolemeusz pisząc, że "w pobliżu ziemi nieznanej zamieszkują tzw. pospolicie Scyci Alanowie oraz Suowenowie oraz Alanorsowie" (98). Wiemy, że przekaz dotyczy ziem usytuowanych nad Wołgą w tzw. Scytii Przedimajskiej. Wiemy też, że Alanowie jak i Aorsowie (później znani jako Alanorsowie) przynależeli do grupy ludów północno-irańskich. W owym czasie następujący ze wschodu Alanowie posiadający swoje podstawy operacyjne w okolicach dzisiejszego Orenburga i Orska poczęli dokonywać podbojów różnojęzycznych plemion i czynili to tak skutecznie, że jeszcze w IV w. n.e. Ammianus Marcellinus napisał, że "w wyniku kolejnych zwycięstw złamali oni stopniowo opór ludów z którymi się potykali i objęli ich swą nazwą plemienną" (99). Co więcej ten sam autor wspomniał, iż ludy objęte w tym stuleciu nazwą Alanów "chociaż daleko od siebie zamieszkałe i wędrujące po rozległych obszarach" nazywano imieniem głównego plemienia z powodu "podobieństwa obyczajów, barbarzyńskiego trybu życia i rodzaju używanej broni" (100). I teraz uwaga! Dwa wieki później równie bystry obserwator zanotował informację uchodzącą zwykle za nieistotną, a co najwyżej tajemniczą, że szczepy Sklawenów i Antów zwano dawniej Sporami (Sporoi) z tego powodu, że mieszkały one w znacznym rozproszeniu (oddaleniu od siebie) (101). Mamy więc do czynienia z powtórzeniem, lecz przy tym niezrozumieniem do końca przekazu jednego z ostatnich wielkich historyków starożytności! Znajomości pism Ammianusa przez dziejopisa z Cezarei zdaje się w tym przypadku niepodważalną. Jeśli dołożymy do tego informację tegoż Prokopiusza, który zrównał Sklawenów z Massagetami (102) wydaje się pewnym, iż Słowianie wtargnęli do środkowo-wschodniej Europy w towarzystwie plemion alańskich. Nie bez znaczenia jest również to, że zmiana stosunku sił w określonych ugrupowaniach stepowych następowała stosunkowo często. I w tym konkretnym przypadku - można to przyjąć - uderzenie Hunów zdruzgotało rdzennych Alanów, których miejsce na stepach zajęli na nowo Aorsowie, znani też pod nazwą... Antów (103). Symbioza czy też okresowa jednota Antów i Słowian jest pospolicie znaną. Sądzę zatem, że losy naszych językowych przodków były w pierwszych wiekach naszej ery mocno związane z losami niegdyś potężnych indoeuropejskich nomadów, a świadczą o tym te oraz wskazane wyżej etnograficzne, językowe i archeologiczne fakty.

W świetle powyższego, twierdzenie o pojawieniu się Prasłowian (lub znacznego ich odłamu) w okolicach na wschód od Dniepru około początków lub w pierwszej połowie II w. n.e. jeśli nawet nie można nazwać aksjomatem, to z pewnością nie da się go wykluczyć. Moim zdaniem posiada ono nawet duży stopień prawdopodobieństwa. Zdaje się też, że nasi językowi przodkowie w tym okresie znaleźli się w okolicach Kurska, Orła, Lipiecka, Tambowa, Woroneża, Briańska a może i Czernichowa (104), a tym samym stanowili jedną z sił sprawczych II-go wiecznych ruchów plemiennych na obszarach dzisiejszej Rosji europejskiej, Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich.

To właśnie "zaobserwował" Ptolemeusz zaświadczając o zawołżańskich Suovenach (105) i żyjących na zachód od nich Stawanach (106). Innymi słowy w jego dziele ujęte zostało zjawisko migracji słowiańskiej. Z ziem ulokowanych w tzw. Scytii Przedimajskiej (107) stanowiących najdawniejsze siedziby Pra- czy też dopiero Protosłowian, przenieśli się oni daleko na zachód. Proces ten odbył się w czasie zawartym pomiędzy badaniami Marinosa a powstaniem pracy Ptolemeusza. Nie uważam tego wniosku za kategoryczny, niemniej słowa aleksandryjskiego geografa: "Bardziej na wschód od wymienionych powyżej plemion (czyli ludów z okolic północno-wschodnich stoków Karpat) żyją: poniżej Wenedów - Galindowie, Sudionowie i Stawanowie aż do Alanów..." (108), pozwalają na taką właśnie interpretację. Z jakiej przyczyny? Po pierwsze: sądzę, iż Stawanami nazwał Ptolemeusz Słowian (109). Po drugie: siedziby Alanów, początkowo ulokowane w stepach nad dolną Wołgą, w II w. przesunęły się następnie kosztem tzw. wschodnich Sarmatów na terytoria zawarte głównie pomiędzy Donem, Wołgą i masywem Kaukazu (110), przez co osiągnęli kontakt z plemionami słowiańskimi na północnym lub północno-zachodnim pograniczu swego osiedlenia. Po trzecie: rejony zajmowane w dobie Ptolemeusza przez Galindów i Sudinów nie musiały być, a nawet najpewniej nie były, tożsame z obszarami pozostającymi w ich władaniu w rozkwicie średniowiecza bo znajdowały się ówcześnie w środkowym i środkowo-wschodnim dorzeczu Dniepru (111). Te wskazówki pozwalają uznać za prawdopodobne, iż posuwając się z terytoriów położonych na wschód od środkowego Dniepru, z rejonu lasostepu, plemiona słowiańskie wyparły i po części zasymilowały pewien odłam ludności bałtyjskiej doprowadzając - być może - do powstania na przełomie III i IV stulecia kultury kijowskiej (112).

Podczas tej pierwszej migracji nasi przodkowie przebyli imponującą drogę pozostawiając na szlaku część swych pobratymców. Pozytywnymi argumentami wspierającymi nasze przypuszczenia w tym zakresie są dane powstałe w gabinetach uczonych i podróżników z innego kręgu cywilizacyjnego. Są to wprawdzie informacje znacznie późniejsze bo dotyczące VIII-X w., mocno zagmatwane i nieprecyzyjne jednakowoż zasługujące na uwagę (113). Mamy tu na myśli świadectwa przekazane przez licznych pisarzy muzułmańskich (114).

Prócz powyższych istnieją również poszlaki natury językowej, wskazujące na lokalizację w początkach naszej ery siedzib pewnych społeczności słowiańskich gdzieś nad Wołgą (115), które możemy uznać za odpryski tego ludu pozostałe na trasie w trakcie wędrówki. Rosyjski językoznawca Siergiej Uchow w niezwykle ciekawym artykule dowodzi, że niektóre nazwy cieków wodnych w rejonie średniej Wołgi nie pochodzą z języków fińskich czy tureckich (116) i są najpewniej proweniencji indoeuropejskiej. Na przykładzie rzeki Czepcy wskazuje nawet, że istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że niektórym z dopływów Kamy i średniej Wołgi nazwy zostały nadane przez ludność używającą języka bardzo bliskiego lub nawet tożsamego z prasłowiańskim (117). Uzupełnia swe dociekania ekskursem archeologicznym przypominającym o późnym (po połowie pierwszego tysiąclecia n.e.) zasiedleniu przez ludy tureckie i ugrofińskie znacznych połaci dorzeczy Kamy i Wiatki (118). Bardzo podobnie na zagadnienie pobytu ludności słowiańskiej w średnim biegu największej z europejskich rzek zapatruje się Władimir Napolskih. Podnosi mianowicie, że zbadane zapożyczenia językowe wśród współcześnie żyjących nacji omawianego rejonu zawierają sporą ilość dawnych wtrętów słowiańskich (czy też bałto-słowiańskich) (119). Wielu innych naukowców rosyjskich wiąże powstanie na tym obszarze hydronimów o charakterze słowiańskim oraz zjawisko zapożyczeń typu słowiańskiego w językach tureckich i fino-ugryjskich z istnieniem kultury imieńkowskiej (120), która miała tam trwać przynajmniej po VII/VIII w. n.e. (121).

Przyjmując wniosek o azjatyckiej praojczyźnie musimy podkreślić, że nasi przodkowie przebywali w niej gdzieś do końca I stulecia albo po pierwszą połowę II w. n.e., a następnie ruszyli na zachód i dotarli do ziem stanowiących dziś szeroko rozumiane pogranicze białorusko-ukraińsko-rosyjskie (122). Na tym obszarze weszli w dużą zażyłość z plemionami bałtyjskimi (123) a następnie germańskimi (124). Po okresie dominacji gockiej, czyli w ostatniej ćwierci IV stulecia, a może nieco później (125), wykorzystali okazję aby wspólnie z plemionami alańskimi pojawić się na ziemiach Przykarpacia (126) i w pobliżu ujścia Dunaju (127). Tu przez około wiek napływały kolejne grupy słowiańskie, tu dokonywała się ich konsolidacja, asymilacja elementów przedsłowiańskich (128) i zbieranie sił do przepotężnej ekspansji. Jak to zwykle bywa podczas wędrówki, na trasie pozostawały pewne odłamy wędrującego ludu. Jako takie uznajemy ugrupowanie biorące udział w etnogenezie Kirgizów oraz ludność z dorzecza Kamy (129), która we wczesnym średniowieczu stanowiła część poddanych władcy Wielkiego Bułgaru. Ślady te świadczą, że kolejne etapy drogi Słowian ku sercu Europy to: północne pogranicze dzisiejszego Kazachstanu i Rosji, dorzecze środkowej Wołgi, okolice górnego Donu i Desny, terytoria zawarte pomiędzy Karpatami, Dunajem, Dnieprem i dorzeczem Prypeci. Podobną drogę, aczkolwiek w mocno zmienionym otoczeniu etnicznym przebyli kilkaset lat później Madziarzy (130), co - jak sądzę - wzmacnia te przypuszczenia.

Zdaje się, że poszukiwanie siedzib Prasłowian przed ich wyraźnym pojawieniem się na arenie dziejów jest zajęciem przynoszącym tak kontrowersyjne wyniki m.in. z jednej, i to dość prostej przyczyny. Otóż, badacze biorąc się za próbę wyjaśnienia omawianej zagadki przyjmują zwykle jako pewnik, iż Prasłowianie około przełomu starej i nowej ery oraz w pierwszych paru czy kilku wiekach po Chrystusie musieli (!) zamieszkiwać któryś z rejonów Europy Środkowo-Wschodniej. Taki aksjomat powoduje mnóstwo zamieszania. Jak bowiem pogodzić takie założenie ze współczesnymi świadectwami źródeł pisanych, archeologicznych, etnograficznych i językowych? (131) Przecież ich rzetelna analiza wykazuje, że tylko przy niezwykłych pokładach dobrej woli i tytanicznym wysiłku w zakresie dowolności interpretacji udaje się "odnaleźć" w nich ślad pozostawiony rzekomo przez naszych słowiańskich przodków. Efektem tego rodzaju działań są następnie próby ulokowania czy wręcz wciśnięcia słowiańskiej praojczyzny już to nad Wisłą, już to na Wołyniu i Podolu, już to nad środkowym Dnieprem. Mało kto zaprząta sobie głowę licznymi i poważnymi zastrzeżeniami bo przecież Prasłowianie musieli (!) tu być. No cóż... Na obecnym etapie dociekań dotyczących topogenezy naszych językowych ojców nie da się powiedzieć znacznie więcej ponad to, iż:

  1. najdawniejszą praojczyzną Słowian z pewnością nie były ziemie nadwiślańskie,
  2. wiele wskazuje na to, że matecznikiem Słowian nie były też ziemie naddnieprzańskie (132),
  3. jako dopuszczalny, a nawet dość prawdopodobny należy uznać wariant, iż w pewnym okresie dziejów siedzibami tego odłamu ludności indoeuropejskiej były ziemie usytuowane na wschód od Dniepru (II-IV w.?), a przed II stuleciem n.e. może nawet na wschód od Uralu,
  4. Słowianie przybyli do środkowo-wschodniej Europy (nad dolny Dunaj i na Przykarpacie) na pewno ze wschodu.

Adam Sengebusch


PRZYPISY - otwórz w oddzielnym oknie.


Bibliografia do pradziejów Słowian. Wyboru dokonał Adam Sengebusch.


Tytuł cyklu "Narodziny słowiańskiej Europy" pochodzi od redakcji portalu koszalin7.pl. Inspirację stanowi tytuł jednego z rozdziałów znakomitej książki Petera Heathera "Imperia i barbarzyńcy. Migracje i narodziny Europy". Pierwotna, odautorski tytuł opracowania: "Słowianie, ich wędrówki, siedziby i otoczenie etniczne we wczesnośredniowiecznej Europie".


(Adam Sengebusch)

Adam SENGEBUSCH urodził się 8 stycznia 1969 r. w Bydgoszczy. Ukończył Technikum Chemiczne im. I. Łukasiewicza, a następnie UKW na kierunku historia. Absolwent studiów podyplomowych Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Od kilkunastu lat pracuje w branży logistycznej. Żonaty, jest ojcem dwóch córek.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych uczestniczył w działalności Federacji Młodzieży Walczącej (m.in. wydawał i kolportował niezależne pismo "Bez cenzury"), a następnie współtworzył w regionie kujawsko-pomorskim odrodzone struktury Konfederacji Polski Niepodległej. Członek Rady Politycznej KPN odpowiedzialny za funkcjonowanie struktur młodzieżowych. W roku 1991 podczas pierwszych powojennych wolnych wyborów do polskiego parlamentu uzyskał mandat poselski z okręgu bydgoskiego.
Hobbystycznie zajmuje się zagadnieniami związanymi z wczesnymi dziejami Słowiańszczyzny oraz historią etniczną Europy. Autor licznych recenzji książek historycznych oraz artykułów poświęconych przemianom etnicznym w naszej części kontynentu (m.in.: "Wspomnienia o Słowianach Połabskich" i "Germanie na ziemiach polskich w zaraniu Średniowiecza").

Wiele doznali przygód, wylali potu i przelali krwi nasi słowiańscy przodkowie nim zdobyli upragnione siedziby. Mieli jednak pecha. Nie znalazł się bowiem żaden dziejopis, który opisałby wędrówkę któregoś ze słowiańskich ludów. Inne plemiona miały swoich Pawłów Diakonów czy choćby Jordanesów. Dzisiaj całe zastępy zachodnich naukowców śmiało mogą pisać o heroicznych okresach dziejów gockich, longobardzkich, frankijskich, a nawet saskich. Nasza językowa rodzina takiego przywileju została pozbawiona przez chichoczący skrycie los. Jest też jednak tak, że nie powinniśmy się z tego tytułu użalać, bo choć przodkowie nie pozostawili nam własnych, współczesnych lub prawie współczesnych świadectw wydarzeń z tego okresu, to ilość różnorakich śladów dozwala na przybliżone odtworzenie słowiańskiej epopei. A ta odznaczała się dramaturgią i posiadała zasięg nie mniejszy niźli ekspansje Celtów, Germanów czy też Arabów. Tego nie wolno zapomnieć.


Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum w dziale Słowiańszczyzna oraz Historia Pomorza. Jeśli znasz jakieś nieznane fakty lub ciekawostki, przekaż je nam wszystkim. Jeśli nie, włącz się do dyskusji, zaproponuj nowe tematy, zainteresuj się historią swojego regionu oraz Słowiańszczyzny.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie