Home » Wiara » Animo et fide » Niewiasta stanu

Dodano: 2013-10-23

Niewiasta stanu

W domu macierzystym urszulanek w Pniewach, można obejrzeć pokój, w którym mieszkała i pracowała św. Urszula Ledóchowska. Wśród wielu zgromadzonych tutaj pamiątek, zwracają uwagę wiszące na ścianie dyplomy nadania odznaczeń państwowych. W czasach, gdy matka Urszula rozwijała swoją działalność dobroczynną, ordery posiadały należny prestiż, a osoby odznaczone cieszyły się szacunkiem współobywateli. Bardzo rygorystycznie przestrzegano zasad i kryteriów związanych z nadaniami. Nie było żadnych odstępstw, naginania przepisów, nie zdarzały się też pomyłki, czy haniebny proceder kupczenia orderami.

27 lipca 1927 - prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, Ignacy Mościcki, w Pniewach. Okazją do przyjazdu było nadanie matce Urszuli Ledóchowskiej Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.

Matka Urszula Ledóchowska była jedną z najbardziej uhonorowanych odznaczeniami państwowymi kobiet w II Rzeczypospolitej. W 1927 roku otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski "za zasługi na polu narodowo-społecznym", w 1930 r. Krzyż Niepodległości "za pracę w dziele odzyskania niepodległości", a w 1937 r. Złoty Krzyż Zasługi za - jak napisano - "zasługi na polu pracy społecznej". Jedno z tych nadań wywołuje jednak pewne zdziwienie i zmusza do postawienia kilku pytań. Najważniejszym i najbardziej prestiżowym był Krzyż Niepodległości, nadawany tylko osobom które "zasłużyły się czynnie dla niepodległości Ojczyzny". Matka Urszula opiekowała się polskimi sierotami na obczyźnie, nie był to jednak formalny tytuł do przyznania Krzyża Niepodległości. Co zatem spowodowało, że władze państwowe zdecydowały o nadaniu jej tego zaszczytnego orderu? Czy Urszula Ledóchowska wykonywała jakąś nieznaną nam misję niepodległościową?

W czasie pierwszej wojny światowej areną najbardziej intensywnych dyplomatycznych zabiegów stały się państwa neutralne - głównie Szwajcaria i kraje skandynawskie. Tutaj krzyżowały się szlaki emisariuszy, tutaj nawiązywano tajne kontakty i prowadzono poufne rozmowy. W Szwecji azylem dla polskich emisariuszy stał się dom matki Urszuli, którą splot okoliczności, jaki nastąpił po wydaleniu jej z Rosji, przywiódł aż tutaj. "W skromnym saloniku matki, w dzielnicy willowej Djursholmie pod Sztokholmem, gromadziły się i krzyżowały ze wszystkich stron stosunki i wpływy polskie" - czytamy w jednej z relacji. Kiedy w 1915 roku z inicjatywy Henryka Sienkiewicza i Ignacego Paderewskiego powstał w Vevey, w Szwajcarii, Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, matka Urszula Ledóchowska bez wahania przyjęła propozycję reprezentowania go w krajach skandynawskich. Pod jej urokiem pozostawał Ignacy Daszyński, który po jakimś burzliwym zebraniu miał powiedzieć: "Nasza mateczka to jak Daniel w lwiej jamie - ułaskawia lwy".

Dlaczego zatem Paderewski i Daszyński, którzy sprawowali władzę w Polsce przed przewrotem majowym w 1926 roku, a nawet byli premierami, nie uhonorowali Urszuli Ledóchowskiej żadnym orderem? Dlaczego stało się to możliwe dopiero wtedy, gdy utracili wpływy, a nawet znaleźli się, tak jak Paderewski, w opozycji przeciwko Piłsudskiemu? Co spowodowało, że zapomnieli o jej zasługach ci, którzy znali ją osobiście z czasów wojny i deklarowali jej przyjaźń - Paderewski, Daszyński, a pamiętali ci, którzy jej wówczas nie spotkali i nie składali wyrazów przyjaźni - Piłsudski, Mościcki? Skąd wreszcie brał się ogromny szacunek dla matki Urszuli ze strony prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego, bardzo silnie związanego z obozem politycznym Piłsudskiego, który w wolnej już Polsce, kilkakrotnie przyjmował ją na audiencji, a w roku 1927 odwiedził dom macierzysty w Pniewach? Wszystkie te wydarzenia, zebrane razem, upoważniają do stwierdzenia, że Urszula Ledóchowska wykonała jakąś ważną misję, związaną z dyplomatycznymi zabiegami o niepodległość Polski. Ale jaką?

Wśród podejmowanych w Djursholmie gości byli także Michał Sokolnicki i August Zaleski, bliscy współpracownicy Józefa Piłsudskiego. Warto przypomnieć, że na początku wojny Legiony Polskie pod komendą J. Piłsudskiego walczyły po stronie państw centralnych, Niemiec i Austro-Węgier przeciwko państwom koalicji - Anglii, Francji, Rosji, później także Ameryce. Piłsudski nie miał jednak złudzeń, której stronie przypadnie ostateczne zwycięstwo.

Już w roku 1914 rozpoczyna intensywną akcję dyplomatyczną, ażeby - jak pisze Władysław Pobóg-Malinowski w "Najnowszej historii politycznej Polski" - wyjaśniać Anglikom i aliantom zachodnim, że polska akcja zbrojna skierowana jest tylko i wyłącznie przeciw Rosji. W tym celu wysyła do Londynu Augusta Zaleskiego. Ten ma trudności z dotarciem do Anglii i na kilka tygodni musi zatrzymać się w Sztokholmie, gdzie kilkakrotnie spotyka się z matką Urszulą. W 1916 roku Piłsudski dostrzega konieczność skoordynowania, rozproszonych po całym świecie wysiłków na rzecz niepodległości Polski. Miejscem spotkania polskich delegatów z Francji, Rosji, Anglii i Ameryki jest... ponownie Sztokholm. Pisze Pobóg-Malinowski: "Z polecenia Piłsudskiego, w maju 1916 udał się do Skandynawii Michał Sokolnicki, by w spotkaniach i rozmowach z działaczami z różnych stron ... uzgodnić akcję niepodległościową". Nietrudno odgadnąć, kto ponownie zaopiekuje się polskim emisariuszem. M. Sokolnicki tak wspomina matkę Urszulę i dom w Djursholmie: "Nikt z przejezdnych przez Sztokholm Polaków nie omieszkał złożyć tam swej czołobitności... Wszystkich przyjmowała z miłością i dobrocią, i z tym promieniejącym wyrazem otwartych, błękitnych swych oczu, któremu niepodobna było się nie poddać, nie zapamiętać". I kończy spostrzeżeniem: "W czasie, gdy matkę Julię poznałem, spalała się miłością dla Polski".

Jednak to nie wrodzona dobroć matki Urszuli przyczyniła się dla sprawy niepodległości, ale konkretne i zamierzone działania. Więcej światła na sprawę rzuca wydana w Londynie książka Jędrzeja Giertycha "Józef Piłsudski 1914-1919". Tutaj właśnie znajdujemy klucz i odpowiedź na wszystkie wcześniejsze pytania. "Parę tygodni, które Zaleski był zmuszony spędzić w Sztokholmie w oczekiwaniu na instrukcje od J. Piłsudskiego, wykorzystał on dla przygotowań swej misji londyńskiej. Tak się złożyło, że bawiła wtedy w Szwecji Matka Ledóchowska, siostra generała jezuitów, która była w dobrych stosunkach z Lady Izabellą Howard, żoną posła brytyjskiego w Sztokholmie... Lady Izabella dała Zaleskiemu szereg listów polecających do członków rodziny swego męża...". Dalej wymienia te osoby, które okazują się wybitnymi postaciami angielskiej polityki. Jest wśród nich Drummond, wybrany później na pierwszego sekretarza generalnego Ligi Narodów, poprzedniczki ONZ; Clerk, prowadzący sprawy polskie w Foreign Office - brytyjskim ministerstwie spraw zagranicznych; Whyte, który w roku 1918 został prezesem komisji spraw zagranicznych Izby Gmin. Ten ostatni umożliwił Zaleskiemu przedstawienie w Izbie Gmin sprawy polskiej.

Opisany łańcuch zdarzeń rozpoczął się od spotkania Augusta Zaleskiego z Urszulą Ledóchowska w Sztokholmie. Matka wykorzystała swoje towarzyskie koneksje do wyrobienia silnej pozycji A. Zaleskiemu w Londynie i uzyskania poparcia wpływowych osobistości angielskiego establishmentu. Jaki rezultat dała misja Zaleskiego? Powróćmy jeszcze raz do książki J. Giertycha: "Pod koniec wojny okazało się, że Józef Piłsudski w zupełności dotrzymał tego wszystkiego, co na wiosnę 1915 roku polecił Augustowi Zaleskiemu oświadczyć w Londynie. Rezultatem tego był niezawodnie fakt, że Wielka Brytania pierwsza uznała Niepodległość Państwa Polskiego i Józefa Piłsudskiego jako Naczelnika Państwa". Urszula Ledóchowska poważnie przyczyniła się do nawiązania dyplomatycznych kontaktów rządu Wielkiej Brytanii z obozem Józefa Piłsudskiego, co w rezultacie przyniosło uznanie Polski na arenie międzynarodowej.

Wyjaśnienia domaga się jeszcze jedna sprawa. Czy matka Urszula świadomie przyjęła na siebie rolę rzecznika sprawy polskiej, czy był to tylko przypadkowy splot okoliczności? Czy uczestnicząc w życiu politycznym wykazała cechy polityka, czy męża stanu? Chyba Winston Churchill powiedział, że "polityk to ktoś, kto myśli o następnych wyborach; mąż stanu to ktoś, kto myśli o następnych pokoleniach". Urszula Ledóchowska politykiem nie była, choć doceniała wagę działań politycznych, sama dystansowała się od polityki: "Ja się nie znam na polityce, to wiem, że ja potępiać nie mogę i podziwiać muszę to, co powstało ze szlachetnego porywu najczystszej miłości, to pewne". Jednak M. Sokolnicki w swoich wspomnieniach czyni następującą uwagę: "Matka Julia prowadziła rozległą korespondencję z ważnymi ludźmi z różnych stanowisk i stron. Jej wnikliwy umysł przenikał nawet splątane zagadki, jej gorące serce czuło niebezpieczeństwa i nieszczęścia z daleka". Pamiętamy przecież, że matka Urszula udzielała gościny wszystkim emisariuszom sprawy polskiej (w tym socjaliście Daszyńskiemu), ułatwiając im kontakty międzynarodowe, godząc zwaśnione strony, niestrudzenie orędując na rzecz niepodległości. Była ponad podziałami partyjnymi i doraźnymi sporami politycznymi. A to są już cechy męża, a raczej.. niewiasty stanu.

Nie ulega wątpliwości, że Urszula Ledóchowska, w latach I wojny światowej wypełniała rolę nieformalnego ambasadora nieistniejącej jeszcze Polski. W odczycie zatytułowanym "Moja ojczyzna", wygłoszonym w 1920 roku, przemawia do Szwedów jak mąż stanu. "My jeszcze walczymy i cierpimy niezmiernie i wiem, że jeszcze i walczyć i cierpieć będziemy, lecz krew naszej młodzieży, krew naszych męczenników, która użyźniała naszą ziemię przez więcej niż 150 lat, która jeszcze strumieniami płynie - musi ściągnąć na naszą Ojczyznę błogosławieństwo nieba" - mówi matka Urszula.

Jej przemówienie nie jest zwykłą apologią ojczyzny. Wykazuje przy nim niezwykły instynkt polityczny i polemiczne zacięcie. "Przez 150 lat robiono wszystko, aby nas rozdzielić i poróżnić wzajemnie, w każdej z naszych trzech części kraju - inny kierunek polityczny, inne prawa, inne rządy, zasady, szkoły, a mimo to, pomimo prześladowania religii, języka i narodowości - byliśmy i jesteśmy zawsze ściśle zjednoczeni, zjednoczeni węzłami miłości... Czyż można się dziwić, jeżeli tak po bratersku trochę się poczubimy? Czyż nie należałoby się raczej dziwić, że pozostaliśmy braćmi?". Śmiało zarysowuje przed audytorium program europejskiej solidarności z Polską: "Dziś cała Europa powinna być z nami, gdyż my bronimy Europę. Tak, przyjdzie dzień, że historia odda nam sprawiedliwość, kiedy zrozumie się, że Polska była wzniosłą w swoim zmartwychwstaniu, ale dla Europy byłoby lepiej, gdyby to teraz zrozumiała, gdyby swego poparcia nie odmawiała Polsce, która ją dzisiaj osłania i broni". I wreszcie, otwarcie wyjawia cel swojego odczytu: "Oto czego i ja pragnę, ale cóż mogę zrobić, ja słaba kobieta, dla mojej Ojczyzny? Zyskać dla niej sympatię, miłość, uznanie, zapewnić jej przyjaciół. Oto moje pragnienie i cel tej konferencji".
Całe wystąpienie matki Urszuli, w niczym nie przypomina aktów strzelistych modlącej się zakonnicy - jest to raczej mowa strzelista na rzecz Polski i wyznanie miłości Ojczyzny - mowa godna największego męża stanu.

Na koniec powróćmy do wspomnień M. Sokolnickiego, historyka, wytrawnego polityka i dyplomaty. Znajdujemy tutaj poruszające świadectwo skuteczności zabiegów matki Urszuli: "Gdy któregoś dnia towarzyszyłem jej do jednego z miast prowincjonalnych, patrzyłem zdumiony na wychodzącą z odczytu publiczność, na kobiety i nawet mężczyzn - surowych, zamkniętych w sobie Szwedów - płaczących. Opowiadała im właśnie o losach dalekiej, od dawna im obcej Polski". Po czym dodaje: "Zawsze, gdy później myślałem o matce Julii Ledóchowskiej, zdawałem sobie sprawę, że znałem świętą".

Tadeusz Rogowski


Artykuł jest poprawioną wersją jednego z rozdziałów książki Tadeusza Rogowskiego "Amazonki Boga". Więcej o świętej na koszalińskiej stronie internetowej - Św. Urszula Ledóchowska.


URSZULA LEDÓCHOWSKA, właśc. Julia Maria hr. Halka-Ledóchowska (1865 Loosdorf w Austrii - 1939 Rzym) - święta, założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego.

Była jedną z dziewięciorga dzieci Antoniego Augusta Ledóchowskiego (1823-1885), rotmistrza huzarów i szambelana cesarskiego i Józefiny z d. Salis-Zizers (1831-1909) z pochodzenia Szwajcarki, wnuczką generała Ignacego Ledóchowskiego (obrońca Modlina w Powstaniu listopadowym). Spośród jej rodzeństwa stan duchowny wybrali: siostra Maria Teresa - późniejsza błogosławiona Maria Ledóchowska; siostra Ernestyna - zakonnica; brat Włodzimierz Ledóchowski - przyszły przełożony Generalny Towarzystwa Jezusowego. Brat Ignacy Kazimierz Ledóchowski wybrał karierę wojskową, dosługując się stopnia generała dywizji w Wojsku Polskim (zmarł w niemieckim obozie koncentracyjnym). Była stryjeczną bratanicą kardynała i prymasa Polski Mieczysława Halki-Ledóchowskiego, więzionego przez Prusaków w okresie Kulturkampfu.

W wieku 18 lat przeniosła się wraz z rodziną do Lipnicy Dolnej w gminie Lipnica Murowana. Trzy lata później wstąpiła do krakowskiego klasztoru urszulanek, przyjmując imię Urszula. W 1907, otrzymawszy błogosławieństwo Piusa X wraz z dwiema siostrami wyjechała do Petersburga, by objąć kierownictwo internatu przy polskim gimnazjum. W 1910 powstał dom dla wspólnoty oraz gimnazjum z internatem dla dziewcząt. Cztery lata później matkę Urszulę wydalono z Rosji, co spowodowane było wybuchem I wojny światowej. Urszula Ledóchowska udała się do Sztokholmu, następnie do Danii. W Skandynawii kontynuowała pracę pedagogiczną - założyła szkołę dla dziewcząt, ochronkę dla sierot po polskich emigrantach, współpracowała z założonym w Szwajcarii przez Henryka Sienkiewicza Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny, starając się uwrażliwić Skandynawów na sprawę niepodległości Polski.

W 1920 r. petersburskie urszulanki wróciły do Polski i osiedliły się w Pniewach k. Poznania. Niedługo potem Benedykt XV zezwolił im na przekształcenie się w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, mające żyć duchowością urszulańską oraz tradycją pracy wychowawczej jako uprzywilejowanego narzędzia ewangelizacji. W jej ramach urszulanki SJK, zwane od koloru habitów urszulankami szarymi, działały nie tylko w Polsce, ale także we Włoszech i Francji. 1 stycznia 1925 roku założyła w Pniewach pierwsze w Polsce koło Krucjaty Eucharystycznej. Powszechnie ceniono ją i szanowano za poświęcenie dla innych (zwłaszcza dzieci) oraz pogodę ducha, którą sama uznawała za świadectwo więzi z Chrystusem. Gdy umarła podczas wizyty w Rzymie, mówiono, że "zmarła święta".

20 czerwca 1983 w Poznaniu Jan Paweł II beatyfikował matkę Urszulę, a 18 maja 2003 w Rzymie kanonizował. W 1989, w pięćdziesiątą rocznicę śmierci zachowane od zniszczenia ciało błogosławionej Urszuli zostało przewiezione z Rzymu do Pniew i złożone w kaplicy domu macierzystego.

Na podstawie: Wikipedia.


AMAZONKI BOGA to książka o niepozornych zakonnicach w szarych habitach, nazywanych urszulankami szarymi - zgromadzenia założonego przez św. Urszulę Ledóchowską u progu polskiej niepodległości w 1920 roku. Pochodząca ze znakomitego rodu hrabianka, zamieniła wytworne stroje młodej damy z wyższych sfer na habit wzorowany na prostym fartuchu robotniczym. W czasie pierwszej wojny światowej przebywała w krajach skandynawskich - Finlandii, Szwecji, Danii, gdzie prowadziła ochronki dla porzuconych dzieci emigrantów, ale także przyjmowała emisariuszy sprawy polskiej, podążających z kraju do Anglii. Wykorzystywała swoje rozległe koligacje rodzinne (jej brat Włodzimierz był przełożonym jezuitów na całym świecie) i towarzyskie dla sprawy odzyskania niepodległości przez Polskę.

Książka o św. Urszuli Ledóchowskiej i jej zgromadzeniu urszulanek szarych jest próbą ukazania świętości przez pryzmat historii powszechnej. Pierwsza część książki jest poświęcona właśnie tej niezwykłej postaci (sam autor uczestniczył w jej kanonizacji w Rzymie w 2003 roku). Część druga to oddziaływanie urszulanek na otoczenie na przykładzie podominikańskiego klasztoru w Sieradzu, który po pierwszej wojnie światowej objęła matka Urszula Ledóchowska.

Przyzwyczailiśmy się patrzeć na historię, jak na nieprzerwany ciąg wydarzeń politycznych, dynastycznych, ustrojowo-państwowych, wojen i rewolucji. Bohaterami tak postrzeganej historii są wielcy władcy, przywódcy, politycy i wodzowie. A przecież zwykli ludzie patrzą na historię inaczej - z perspektywy godziwego życia, pomyślności, szczęśliwej rodziny, troski o dzieci i ich wychowanie, religii. Wystrzegają się jednocześnie tego wszystkiego, co nadaje rozgłos wielkim postaciom historii - przemocy, podbojów i gwałtów. George Shaw, irlandzki dramaturg i humorysta, laureat nagrody Nobla, ujmował ten problem dosadniej: "Generalnie historie spisuje się na podstawie dokonań oszustów, mistyfikatorów, demagogów i bandytów wysokiego szczebla. Powinniśmy zacząć spisywać historię wychodząc od życia świętych".

Spróbujmy zatem - mówi autor - rozwiązać ten paradoks przez ukazanie osób czyniących dobro, poświęcających się dla innych, wychowawców i ludzi kształtujących sumienia. Pomysł nie jest nowy. Nie gdzie indziej jak w Polsce, wypracowano przed wojną historiozofię odpowiadającą tej metodzie. Mowa tu o prof. Feliksie Konecznym, wybitnym naukowcu i badaczu cywilizacji, który napisał m.in. słynną książkę "Święci w dziejach narodu polskiego". Ci, którzy książkę przeczytali, odkryli w niej znane już wcześniej fakty historyczne, ukazane teraz z zupełnie innej perspektywy - świętych, którzy zakładali uniwersytety, szkoły, kolonizowali rubieże i pustkowia Rzeczypospolitej, uwrażliwiali władców na los ludu, wysuwali i realizowali programy społeczne i modernizacyjne, słowem, byli twórcami polskiej historii i stanowili główną siłę sprawczą rozwoju Polski.

Ale to nie jedyny dysonans wychwycony przez autora. Drugim jest oddziaływanie świętych na życie społeczne, które tak bardzo potrzebuje przykładów do naśladowania. Nie żyjemy jednak w czasach średniowiecznej Christianitas, chrześcijaństwo nie posiada dziś wszechogarniającego wymiaru uniwersalnego. Kult świętych nie dotyczy wszystkich, ale tylko wierzących, coraz częściej stanowiących w krajach Europy mniejszość. Często jest więc tak, że wyniesienie na ołtarze, przynosi efekt przeciwny do zamierzonego - oznacza niejako wyjęcie postaci z ksiąg historii powszechnej, choć tutaj właśnie możliwości jej oddziaływania i kształtowania postaw są znacznie większe. Możliwe, że obecnie trudniej jest "uspołecznić" świętego, niż go "uświęcić" wynosząc na ołtarze.

Tadeusz Rogowski (współpraca: s. Janina Sabat USJK, Emilia Rogowska), "Amazonki Boga", Sieradz 2010

Na podstawie recenzji zamieszczonej na portalu koszalin7.pl - Anna Pietraszka, "Amazonki Boga - książka Tadeusza Rogowskiego".


Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum w dziale Koszalin - Wiara.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie