Aniela Merici - kobieta renesansu
Mona Lisa, słynne dzieło Leonardo da Vinci, na trwale zapisała się w historii jako symboliczne ukazanie renesansowego ideału kobiecości. Ale to nie Mona Lisa stała się natchnieniem tej epoki. Ta, która dała ożywczą siłę i pociągnęła innych do czynu nie była żoną bogatego kupca, lecz prostą wiejską dziewczyną i nazywała się Angela Merici. Angela, to znaczy posłanniczka anioła.
Nie sposób zrozumieć tego ożywczego ducha, który powiał nad zrujnowaną Europą w XVI wieku, uczynił świat lepszym wówczas i przez kolejne stulecia, przybierając formę ruchu urszulańskiego, bez wiedzy o tym, kto dał impuls i skąd brały się inspiracje. Wymaga to cofnięcia się do epoki renesansu, przełomu piętnastego i szesnastego stulecia; epoki niezwykłej, która wydała Dantego, Marcina Lutra, Ignacego Loyolę, Leonarda da Vinci, Krzysztofa Kolumba.
Jezioro Garda w Alpach, we Włoszech, należy do tych cudownych miejsc na ziemi, na widok których każdy ma ochotę klęknąć przed Stwórcą z wdzięczności za stworzenie. Wąskie, ale długie aż na 55 kilometrów, okolone koroną Alp, oddzielających Italię od kontynentu, tworzy jeden z najbarwniejszych zakątków na ziemi. Na południowym krańcu jeziora znajduje się mała urokliwa i malownicza miejscowość Desenzano. Tutaj właśnie w 1474 roku, przyszła na świat jedna z najbardziej niezwykłych postaci epoki. Nazywała się Aniela Merici, była prostą wieśniaczką i wkrótce miała zasłynąć jako jedna z największych reformatorek Kościoła w jego długiej historii.
Pojawiła się w szczególnym okresie dziejów. Z jednej strony kwitła wytrawna i bogata dworska kultura renesansu, rozwijała się myśl humanistyczna, z drugiej - szerokie masy społeczne żyły w skrajnej nędzy. Przez kraj przeciągały wojny, a nieuleczalne choroby wyniszczały całe pokolenia. Kościół trwał w głębokim kryzysie, jednym z najbardziej rujnujących moralnie w całej swojej historii. Epoka naznaczona była głębokim konfliktem pomiędzy królem Franciszkiem I Walezjuszem, używającym tytułu "z Bożej łaski Arcychrześcijański król Francji", a cesarzem Karolem V Habsburgiem, który oprócz panowania w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, był również władcą Niderlandów, Hiszpanii i południowej Italii. Terytorium dzisiejszych Włoch stało się areną wyczerpujących wojen, które już wówczas nabierały cech wojen totalnych, a poszczególne księstwa niczym łupy przechodziły z rąk do rąk. Rzezie ludności, rabunki, epidemie i rozkład moralny społeczeństwa poddanego bezwzględnym regułom wojny, z tym wszystkim musieli zmierzyć się żyjący w tamtej epoce. Papieże, którzy w tym czasie byli jednocześnie monarchami Państwa Kościelnego, zmieniali sojuszników zależnie od politycznych konstelacji i sami uczestniczyli w konfliktach zbrojnych.
Aniela już od dziecka czytywała "Złotą Legendę", książkę, która cieszyła się wówczas tak ogromną popularnością, że częściej ją można było spotkać w domach niż Biblię. Zawierała żywoty wielu świętych i męczenników, ale małą Anielę zainteresował szczególny przypadek - św. Urszuli, brytyjskiej dziewicy i męczennicy, zamordowanej około 380 roku wraz z jedenastoma tysiącami towarzyszących jej dziewic przez Hunów w Kolonii. Była to bardzo popularna święta, jej postać można między innymi dostrzec w herbie Wysp Dziewiczych, nazwanych tak przez Krzysztofa Kolumba. Pięcioletnia zaledwie Aniela w skrytości ducha postanowiła naśladować św. Urszulę i poświęcić Bogu swoje życie.
Kilka lat później nastąpiło jeszcze inne wydarzenie, które zaważyło na jej życiu. Zmarła jej ukochana starsza siostra Francesca. Kiedyś, podczas pracy na polu, przerwanej na Anioł Pański, Aniela doznała wizji - Francesca zstąpiła w procesji z nieba i rzekła do młodszej siostry: "Anielo, Bóg oznajmia ci przeze mnie, że czeka cię wielkie zadanie. Masz założyć w Brescii towarzystwo dziewic...." Ten fakt, opisany później w dokumentach kanonizacyjnych, można symbolicznie uznać za przełomowy moment powstania zbawiennego i odnawiającego Kościół dzieła urszulańskiego. Chociaż towarzystwo będzie powołane dopiero za kilkadziesiąt lat, ta wizja towarzyszyła Anieli przez całe życie.
Niemal z dnia na dzień, wraz z rodzeństwem, zostali sierotami, kiedy to "czarna śmierć", jak nazywano wówczas dżumę, zabiła jej rodziców. Trafiła na wychowanie do wuja, człowieka światłego, goszczącego w progach swego domu literatów, artystów, dyplomatów. Właśnie podczas jednej z renesansowych uczt, zdumiona, ale i zgorszona Aniela dowiedziała się o wyborze nowego papieża - Aleksandra VI, wcześniej kardynała Rodrigo Borgia, słynącego nie tyle z pobożności, co z wystawnego życia, posiadania potomstwa oraz licznych skandali obyczajowych. Papieżem został zresztą na skutek zręcznych intryg i obietnic licznych beneficjów dla kardynałów dokonujących wyboru. "Duch Święty już od dawna przestał kierować wyborem papieży" - mówiło się w tamtych czasach. Czas pokazał, że nie było to jednak oczywiste. Chociaż zepsucie moralne w kurii rzymskiej było powszechne, to Aleksander VI z czasem okazał się poważnym reformatorem Kościoła, a przy okazji jednym z największych mecenasów nauki i sztuki. Ten "zepsuty" papież wykazał się później wyjątkową łaskawością i cierpliwością wobec swoich włoskich przeciwników, nawet tak bezkompromisowych jak Savonarola. Okazało się również, że jako Katalończyk (Hiszpan) był bardziej "włoski" od wielu Włochów, stając na czele "Świętej Ligi" państw włoskich, podczas gdy jego przeciwnicy popierali bez zastrzeżeń agresora czyli króla francuskiego. Duch Święty, który "chadza kędy chce", nie przestał kierować wyborem papieży, a jak widać po przykładzie Aleksandra VI jego wyroki bywają zaskakujące i często dla współczesnych niezrozumiałe.
Tymczasem jednak Aniela widziała w swym najbliższym otoczeniu moralne zepsucie i upadek obyczajów. Na dworze papieskim panowało zgorszenie, biskupi niewiele interesowali się swoimi diecezjami, a proboszczowie żyli z dala od swoich parafii. Ale nawet w warunkach jednego z najcięższych kryzysów w historii Kościoła, Aniela potrafiła dostrzec rzeczy dobre. Obserwowała wzrost pobożności wśród prostego ludu, słuchała płomiennych kazań wędrownych kaznodziejów, nasłuchiwała wieści o ruchach kościelnej odnowy, nowych szpitalach i domach opieki zakładanych przez możnych a pobożnych fundatorów. Sama została tercjarką franciszkańską i od tej chwili spędzała dużo czasu odwiedzając chorych i wspomagając potrzebujących. Jej dojrzałość religijna sprawiała, że spowiednicy podejmowali z nią dialog i sami szukali pocieszenia.
Wysłana przez franciszkanów do poranionej wojnami Brescii, spotkała się tam z całkowitą nędzą materialną miasta i upadkiem moralnym ludności. Zniszczone całe dzielnice, mnóstwo sierot, nadużycia, prostytucja, handel "żywym towarem", choroby weneryczne. Na miejscu nie było proboszcza, a w rezydencji biskupiej zatrzaśnięto jej przed nosem bramę. Niezrażona, z modlitwą na ustach, podjęła ciężką pracę na ulicach i w dzielnicach nędzy Brescii. Z czasem ludzie dobrej woli, zaczęli łączyć się i działać wspólnie. Rósł też podziw i uznanie dla Anieli, który szybko przerodził się w szacunek i rodzaj religijnej czci, wyrażający się coraz częstszym tytułowaniem jej "Madre" - matką.
Żądanie reformy Kościoła stało się w owym czasie powszechne. Bogactwo materialne duchowieństwa szło w parze z jego nędzą moralną. Zarzewie buntu, świadomie lub nieświadomie, podsycali wędrowni kaznodzieje, zakonnicy. Wśród nich, słynny Girolamo Savonarola, dominikanin, który wygłaszał gwałtowne, napastliwe i groźne kazania, przyciągające tłumy wiernych. Otwarcie przeciwstawiał się papieżowi, podejmował też negocjacje z różnymi władcami w celu obalenia prawowitego papieża. Najpierw został ekskomunikowany, a kiedy to nie pomogło, poszedł na stos, skazany przez tych, którzy wcześniej byli jego zwolennikami. Inny z wędrownych kaznodziejów przekonywał kiedyś Anielę Merici, że tylko radykalna krytyka może ocalić Kościół. Aniela odpowiedziała wówczas słowami, które miały stać się jej dewizą: "Reformę Kościoła należy rozpocząć od reformy własnego serca". Rozmowa odbyła się podobno tej samej niedzieli, kiedy Martin Luter przybijał na drzwiach katedry w Wormacji swoje 95 tez, zapoczątkowując reformację - głębokie rozdarcie w łonie Kościoła.
Ale i w samych zakonach nie działo się dobrze. O losach dzieci decydowali rodzice, za klauzurę trafiały osoby bez powołania, wbrew własnej woli, zbuntowane, często zmuszane przez układających im życie rodziców. Dla wielu klasztor stawał się po prostu więzieniem. Aniela Merici stała się przypadkowym świadkiem śmierci młodej siostry zakonnej, zmuszonej przez rodziców do wstąpienia w mury klasztorne. Ten przypadek pozostawił głęboką ranę w jej pamięci i przeświadczenie, że poświęcenie swego życia Bogu, powinno być aktem wolnym i wypływającym z miłości do Boga i ludzi.
W Brescii Aniela Merici po raz pierwszy zetknęła się z Towarzystwem Bożej Miłości - Oratorio del Divino Amore. To nieco zapomniane już dzisiaj towarzystwo, odegrało ogromną rolę w odnowie Kościoła epoki renesansu. Założył je w 1497 roku w Genui Ettore Vernazza (1470-1524), pod wpływem innej świętej mistyczki, Katarzyny z Genui, która podobnie jak Aniela Merici była tercjarką franciszkańską, chociaż różniło ją od Anieli arystokratyczne pochodzenie. Podczas epidemii dżumy i trądu Katarzyna, później uznana przez Kościół za świętą, zaczęła udzielać chorym pomocy, zakładając szpitale i przytułki. Niebawem dołączył do niej jej nawrócony mąż, który wcześniej prowadził życie hulaki. Towarzystwo powstało jako odpowiedź na epidemię straszliwej choroby wenerycznej - syfilisu, przez Francuzów nazywaną "chorobą neapolitańską", przez Włochów "chorobą francuską". Rozmiary epidemii, tysiące ludzi umierających w strasznych męczarniach na ulicach, opinia choroby hańbiącej, powodowały, że odbierano ją jako zjawisko jeszcze bardziej przerażające, niż dziś odbiera się AIDS. Koncentracja na Boskiej Miłości i czynna miłość bliźniego - to był ideał, do którego dążyli członkowie towarzystwa, wśród nich genialny artysta Rafael.
W 1523 roku Aniela Merici udała się wraz z innymi pielgrzymami do Ziemi Świętej. Pielgrzymka wymagała zgody samego papieża, a jej trasa wiodła morzem z Wenecji. Podczas postoju statku w Kandii na Krecie, Aniela nagle utraciła wzrok. Namawiana do powrotu, nie przerwała jednak pielgrzymki, ofiarując Bogu swoje cierpienie. Po cztemastodniowej podróży statek zawinął do portu w Jafie, skąd pielgrzymi udali się karawaną do Jerozolimy. W drodze powrotnej pątnikom kilka razy zajrzała śmierć w oczy. Silny sztorm zatopił dwa z trzech statków, które wyruszyły wspólnie z Cypru, gdzie zawinął statek z pielgrzymami. U wybrzeży bałkańskich na Adriatyku cudem uniknęli zagłady ze strony floty tureckiej, podobno za sprawą gorących modlitw św. Anieli. Po powrocie do Wenecji jej wzrok zaczął się poprawiać.
O Anieli robiło się coraz głośniej w całej Italii. Objęcie wszystkich dzieł dobroczynnych zaproponowali jej radcy miejscy Wenecji, stolicy potężnej wówczas Republiki Weneckiej, kontrolującej całą wschodnią część Morza Śródziemnego. W 1525 roku, ogłoszonym Rokiem Świętym, znalazła się w Rzymie. Wówczas to doszło do spotkania z papieżem Klemensem VII, który zaproponował jej objęcie kierownictwa nad instytutami dobroczynnymi w Rzymie. Czując wewnętrzny głos, pozostała wierną swemu powołaniu, odpowiadając papieżowi, że Bóg chce jej obecności w Brescii. Do Mediolanu chciał ją przyciągnąć jej duchowy syn, książę Franciszek II Sforza. Odmówiła również jemu.
W 1528 roku, na wieść o zbliżających się do Brescii wojskach cesarskich, opuściła miasto wraz z ludnością cywilną. W intencji pokoju odbyła pielgrzymkę do sanktuarium w Varallo. Wcześniej pielgrzymowała do innych sanktuariów, stąd w przedstawieniach ikonograficznych widać ją często z pielgrzymim kosturem i węzełkiem podróżnym.
Po powrocie do Brescii, którą tym razem szczęśliwie ominęła wojna, kontynuowała rozpoczęte wcześniej dzieło. Nadszedł w końcu dzień, w którym osieroconych dzieci było tyle, że zabrakło rodzin chętnych do ich adoptowania. Z drugiej strony powiększało się grono wdów, zaangażowanych w różne formy pomocy bliźnim. Również wiele młodych dziewcząt chciało poświęcić życie Bogu, ale ich status majątkowy i społeczny - brak posagu lub poparcia wpływowych osób - uniemożliwiał wstąpienie do klasztoru. Aniela pamiętała także o śmierci młodej zakonnicy, zamkniętej wbrew własnej woli w klasztorze. Zastanawiając się nad rozwiązaniem tych wszystkich problemów, doznała pewnego dnia olśnienia. Przypomniała sobie o wizji, jakiej doznała w młodości: "Anielo, Anielo, masz założyć w Brescii Towarzystwo Dziewic!". I towarzystwo powstało, właściwie bez niczyjej pomocy, samorzutnie, z potrzeby chwili, jako wynik naturalnego procesu, a nie przyjętych z góry założeń i planów. Dla Anieli sprawa była oczywista - Pan Bóg wszystkim pokierował.
Towarzystwo Świętej Urszuli zostało powołane do życia 25 listopada 1535 roku. Regułę zatwierdził w 1536 roku biskup Brescii, a w 1544 roku sam papież Paweł III. Nawiązywała do początków historii Kościoła, kiedy to dziewice i wdowy poświęcały się Bogu, pozostając jednak w swoich domach. Regułę Towarzystwa przepajał głęboki humanizm, poszanowanie wolności i zaufanie do człowieka. Siostry miały poświęcić się dla młodych dziewcząt, przyszłych matek. Wychodząc z założenia, że "nieład w społeczeństwie wywodzi się z nieładu w rodzinie", Aniela Merici stworzyła nowy model apostołowania w Kościele. Za patronkę przyjęto św. Urszulę - dziewicę, ale i męczennicę za wiarę. W skład pierwotnego Towarzystwa św. Urszuli, na mocy postanowień bulli papieskiej, wchodziły również osoby świeckie, kobiety i mężczyźni, którzy pełnili funkcje opiekunów i protektorów ruchu. Wzajemne relacje w Towarzystwie zostały unormowane w duchu szacunku, zaufania, poszanowania wolności oraz dążenia do jedności, mimo istotnych różnic społecznych topowych dla tamtych czasów.
Aniela Merici zmarła 27 stycznia 1540 roku w Brescii. Można ją nadal oglądać, spoczywającą w szklanym relikwiarzu, w kościele pod jej wezwaniem przy Piazza Moretto w tym mieście. Żyła w czasach, kiedy trzeba było ogromnej wiary, aby niewzruszenie trwać przy Kościele Świętym. Był to jeden z najbardziej kryzysowych momentów w jego długiej historii. Dokonała się reformacja, zapoczątkowana wystąpieniem Lutra w 1517 roku; w Anglii w 1534 roku król Henryk VIII stworzył osobny nurt reformacji - anglikanizm - na skutek nieuznania przez papieża jego kolejnego małżeństwa z Anną Boleyn; w 1536 roku w Bazylei, Jan Kalwin zapoczątkował ruch głoszący doktrynę podwójnej predestynacji (tylko wybrani dostąpią zbawienia), nazwany od jego nazwiska - kalwinizmem. Wszelkie nowinki rozprzestrzeniały się po Europie błyskawicznie i w skali masowej za sprawą wynalazku Gutenberga - druku.
Za jej życia na tronie św. Piotra zasiadało dziewięciu papieży. Zmarła za pontyfikatu Pawła III, tego, który zatwierdził regułę Towarzystwa, i który pięć lat po jej śmierci zwołał sobór powszechny, nazwany później trydenckim. Wielki sobór, który dokonał wielkiego dzieła głębokiej odnowy Kościoła. Aniela Merici umierała ze świadomością, że ten sobór nadchodzi. Pozostała wzorem postawy, która nakazuje dokonywania reformy Kościoła nie w klimacie buntu i negacji, ale w głębi własnego serca. W czasach, kiedy inni "reformowali" Kościół negując tradycję i dogmaty, ona rozpoczęła reformę od modlitwy i poświęcenia.
Dziś na całym świecie istnieje prawie 40 urszulańskich zgromadzeń i unii. Ta wielka rodzina córek św. Anieli Merici, praktykuje - tak jak św. Urszula - wierność Chrystusowi i męstwo wyznawania wiary oraz nauczanie i wychowanie dzieci i młodzieży w duchu chrześcijańskim. Aniela, w ojczystym języku Angela, oznacza posłanniczkę anioła, który chadza ziemskimi ścieżkami. Rodzina urszulańska, rozgałęziona i rozsiana po całym świecie, kieruje się ideałem "nova et vetera" - służeniem chwili teraźniejszej z zachowaniem tego, co najcenniejsze ze starej nauki. Pamiętają o słowach św. Anieli zapisanych w testamencie: "Teneti l'antiqua strada... et fati vita nuova" - "Trzymając się starych dróg - czyńcie życie nowym". W zakonnej praktyce oznacza to połączenie głębokiej kontemplacji z czynnym zaangażowaniem apostolskim. "Niech waszą jedyną pociechą będzie modlitwa u stóp Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego" - to kolejna rada skromnej dziewczyny znad jeziora Garda. Apostolstwo w miejscach, gdzie zabrakło odważnych, gdzie nie chce już nikt pójść z pomocą, w miejscach budzących często odrazę ze względu na nędzę lub dno egzystencji ludzkiej. Apostolstwo polegające nie na izolowaniu się, ale na wtopieniu się w środowisko wymagające pomocy, misyjne i dostosowaniu się do jego warunków.
Wszystkie rady, dobrze przyswoiła sobie 400 lat później inna urszulanka, której przyszło przeżyć nie mniej trudne czasy, chociaż już w innej epoce - Polka, matka Urszula Ledóchowska, dzisiaj już święta Kościoła.
Tadeusz Rogowski
Artykuł jest poprawioną wersją jednego z rozdziałów książki Tadeusza Rogowskiego "Amazonki Boga". Więcej o świętej na koszalińskiej stronie internetowej - Św. Urszula Ledóchowska.
AMAZONKI BOGA to książka o niepozornych zakonnicach w szarych habitach, nazywanych urszulankami szarymi - zgromadzenia założonego przez św. Urszulę Ledóchowską u progu polskiej niepodległości w 1920 roku. Pochodząca ze znakomitego rodu hrabianka, zamieniła wytworne stroje młodej damy z wyższych sfer na habit wzorowany na prostym fartuchu robotniczym. W czasie pierwszej wojny światowej przebywała w krajach skandynawskich - Finlandii, Szwecji, Danii, gdzie prowadziła ochronki dla porzuconych dzieci emigrantów, ale także przyjmowała emisariuszy sprawy polskiej, podążających z kraju do Anglii. Wykorzystywała swoje rozległe koligacje rodzinne (jej brat Włodzimierz był przełożonym jezuitów na całym świecie) i towarzyskie dla sprawy odzyskania niepodległości przez Polskę.
Książka o św. Urszuli Ledóchowskiej i jej zgromadzeniu urszulanek szarych jest próbą ukazania świętości przez pryzmat historii powszechnej. Pierwsza część książki jest poświęcona właśnie tej niezwykłej postaci (sam autor uczestniczył w jej kanonizacji w Rzymie w 2003 roku). Część druga to oddziaływanie urszulanek na otoczenie na przykładzie podominikańskiego klasztoru w Sieradzu, który po pierwszej wojnie światowej objęła matka Urszula Ledóchowska.
Przyzwyczailiśmy się patrzeć na historię, jak na nieprzerwany ciąg wydarzeń politycznych, dynastycznych, ustrojowo-państwowych, wojen i rewolucji. Bohaterami tak postrzeganej historii są wielcy władcy, przywódcy, politycy i wodzowie. A przecież zwykli ludzie patrzą na historię inaczej - z perspektywy godziwego życia, pomyślności, szczęśliwej rodziny, troski o dzieci i ich wychowanie, religii. Wystrzegają się jednocześnie tego wszystkiego, co nadaje rozgłos wielkim postaciom historii - przemocy, podbojów i gwałtów. George Shaw, irlandzki dramaturg i humorysta, laureat nagrody Nobla, ujmował ten problem dosadniej: "Generalnie historie spisuje się na podstawie dokonań oszustów, mistyfikatorów, demagogów i bandytów wysokiego szczebla. Powinniśmy zacząć spisywać historię wychodząc od życia świętych".
Spróbujmy zatem - mówi autor - rozwiązać ten paradoks przez ukazanie osób czyniących dobro, poświęcających się dla innych, wychowawców i ludzi kształtujących sumienia. Pomysł nie jest nowy. Nie gdzie indziej jak w Polsce, wypracowano przed wojną historiozofię odpowiadającą tej metodzie. Mowa tu o prof. Feliksie Konecznym, wybitnym naukowcu i badaczu cywilizacji, który napisał m.in. słynną książkę "Święci w dziejach narodu polskiego". Ci, którzy książkę przeczytali, odkryli w niej znane już wcześniej fakty historyczne, ukazane teraz z zupełnie innej perspektywy - świętych, którzy zakładali uniwersytety, szkoły, kolonizowali rubieże i pustkowia Rzeczypospolitej, uwrażliwiali władców na los ludu, wysuwali i realizowali programy społeczne i modernizacyjne, słowem, byli twórcami polskiej historii i stanowili główną siłę sprawczą rozwoju Polski.
Ale to nie jedyny dysonans wychwycony przez autora. Drugim jest oddziaływanie świętych na życie społeczne, które tak bardzo potrzebuje przykładów do naśladowania. Nie żyjemy jednak w czasach średniowiecznej Christianitas, chrześcijaństwo nie posiada dziś wszechogarniającego wymiaru uniwersalnego. Kult świętych nie dotyczy wszystkich, ale tylko wierzących, coraz częściej stanowiących w krajach Europy mniejszość. Często jest więc tak, że wyniesienie na ołtarze, przynosi efekt przeciwny do zamierzonego - oznacza niejako wyjęcie postaci z ksiąg historii powszechnej, choć tutaj właśnie możliwości jej oddziaływania i kształtowania postaw są znacznie większe. Możliwe, że obecnie trudniej jest "uspołecznić" świętego, niż go "uświęcić" wynosząc na ołtarze.
Tadeusz Rogowski (współpraca: s. Janina Sabat USJK, Emilia Rogowska), "Amazonki Boga", Sieradz 2010
Na podstawie recenzji zamieszczonej na portalu koszalin7.pl - Anna Pietraszka, "Amazonki Boga - książka Tadeusza Rogowskiego".
Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum w dziale Koszalin - Wiara.