Home » Historia » Historia Koszalina 1980-1989 » Solidarność w Koszalinie. Początki.

Dodano: 2008-07-25

Solidarność w Koszalinie. Początki.

Protesty społeczne z sierpnia 1980 r., które przetoczyły się po całym kraju, dotarły do zakładów pracy województwa koszalińskiego. Na przełomie sierpnia i września zaczęły powstawać pierwsze ogniwa Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego, wzorujące się na Gdańsku lub Szczecinie. Wydaje się, że wpływ na te wydarzenia mogło mieć położenie Koszalina, lezącego w równej odległości między dwoma wielkimi ośrodkami strajkowymi. Zarysowujące się podczas negocjacji z władzami różnice programowe, szczecińskie i gdańskie, wywierały wpływ na koszalińskich inicjatorów niezależnych związków w województwie. Różnice polegały na tym, że podczas strajków w Szczecinie domagano się reform branżowych związków zawodowych i podwyżek płac, natomiast w Gdańsku wątki socjalne ustąpiły pierwszeństwa postulatom politycznym (wolne i niezależne związki zawodowe - A.F.). Doświadczenia szczecińskie uczyły, że można zastrajkować i coś natychmiast wywalczyć. Natomiast w Gdańsku 16 sierpnia 1980 r. Komitet Strajkowy ogłosił zakończenie strajku. Dopiero Tadeusz Szczudłowski, który widział w sobie spadkobiercę Polski Walczącej i Szarych Szeregów, razem z Anną Walentynowicz oraz Aliną Pieńkowską uratowali strajk. Dzięki nim powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy na czele z Lechem Wałęsą, który dwa dni później przedłożył wojewodzie gdańskiemu 21 postulatów. W punkcie pierwszym żądano utworzenia niezależnych od partii związków zawodowych. (1) Podczas strajków w stoczni gdańskiej i szczecińskiej, oba Komitety Strajkowe wysyłały swoich poufnych kurierów do dużych zakładów pracy na Pomorzu Zachodnim, prosząc o przeprowadzenie strajków solidarnościowych. Dla bezpieczeństwa kontakty nawiązywane były poprzez członków rodzin, znajomych, kierowców samochodów ciężarowych lub PKS-ów jeżdżących do innych województw. Szukano poparcia w zakładach liczących minimum kilkuset pracowników. Pierwsze kontakty w Koszalinie nawiązano z pracownikami Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej oraz "Transbudu". (2)

Sierpień 1980 roku. Pierwszy strajk w Koszalinie, w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej.
Fotografia ze zbiorów Tadeusza Wołyńca

Pierwsze niepokoje w Koszalinie miały miejsce w dniach 20-22 sierpnia 1980 r. w "Unimie", ale skończyło się na postulatach, które grupa robotników przedłożyła dyrekcji i radzie zakładowej w dniu 23 sierpnia 1980 r., treść postulatów dotyczyła:

  1. Zmniejszenia dysproporcji płac między pracownikami działu technologicznego i przygotowania produkcji, a pracownikami wydziałów produkcyjnych, pod względem:
    • zaszeregowania osobistego,
    • wysokości funduszu premiowego,
    • wypłacania dodatkowego wynagrodzenia pracownikom działów za pracę w nadgodzinach.
  2. Wprowadzenia 15-minutowego ruchomego rozpoczęcia czasu pracy.
  3. Poprawienia zaopatrzenia bufetu zakładowego, poprawienia jakości obiadów w stołówce zakładowej, wyeliminowania sprzedaży towarów od strony zaplecza w bufecie zakładowym.
  4. Przedstawienia absolwentom, przyjmowanym do zakładu, realnych perspektyw (sprawa mieszkań i płac) (3)
Grzegorz Stachowiak (biogram)
Zdjęcie paszportowe z 1982 r.
Fotografia ze zbiorów Tadeusza Wołyńca

Natomiast pierwsze strajki na terenie Koszalina rozpoczęły się 25 sierpnia 1980 r. Był to dowód odwagi, determinacji i poparcia dla strajkujących stoczniowców z Gdańska i Szczecina. Pracę przerwał WPKM, zakład oflagowano, powołano Komitet Strajkowy i rozpoczęto strajk okupacyjny. Na czele komitetu stanął Eugeniusz Matuszak jako przewodniczący, a zastępcami zostali wybrani Czesław Kozakowski (prawa ręka Matuszaka) oraz Józef Pietkiewicz - odpowiedzialny za oflagowanie zakładu, transparenty oraz napisy. (Po latach Matuszak wspomina: (...) słuchałem regularnie "Radia Wolna Europa" i stąd wiedziałem, co się dzieje w kraju. Komitet przedłożył dyrektorowi następujące postulaty pracownicze:

  1. Niezależne związki zawodowe;
  2. Podwyżka płac, zwiększenie dostaw żywności na koszaliński rynek (około 20 małych punktów);
  3. Zwolnienie z pracy zastępcy dyrektora za stwarzanie konfliktów.

W tym samym czasie strajkowano w koszalińskim "Transbudzie", gdzie w skład Komitetu Strajkowego weszli: Stanisław Szymański, Jan Pyter, Marian Bielec i Zbigniew Hurkała. Kolejnymi zakładami, w których strajkowano, były: "Kazel", Fabryka Pomocy Naukowych oraz Zakład Techniki Próżniowej "Unitra-Unima". (4)

Strajk w "Unimie" wspomina G. Stachowiak:

W czwartek 28 sierpnia, rano około godz. 9.00, ktoś z pracowników przyszedł do mnie, do biura konstrukcyjnego znajdującego się na trzecim piętrze biurowca, i powiedział, że robotnicy rozpoczęli strajk i czekają na mnie, chcą żebym zszedł do nich. Pośpiesznie udałem się do pomieszczeń, gdzie przebywali członkowie późniejszego komitetu zakładowego (Jerzy Zembrowski, Stanisław Bodys, Tadeusz Charzyński, Zbigniew Kiryluk, Stanisław Masternak i Lucjan Nowak, zaprosili oni do współpracy Grzegorza Stachowiaka, Janusza Kucza i Pawła Michalaka - z relacji G. Stachowiaka). Pierwsze dyskusje i wybory odbywały się w hali narzędziowni, a późniejsze spotkania zostały przeniesione do jadalni przy sklepiku zakładowym. Zastanawialiśmy się, co robić dalej? Byłem wtedy przekonany, że zwycięstwo strajkujących na Wybrzeżu jest już kwestią dni i podejmowanie natychmiastowego strajku czynnego i pogłębianie strat materialnych nie jest najlepszym i najkorzystniejszym rozwiązaniem dla nas i dla tak biednego Kraju. Przekonywałem, że podjęcie strajku "zawieszonego" z wyraźnym i publicznym poparciem dla MKS-u gdańskiego i ich 21 postulatów, a w rezultacie przyczynienie się do odniesionego przez nich zwycięstwa, jest dla nas jedyną szansą na jakieś znaczące i trwałe poprawienie losu, co zagwarantować może jedynie utworzenie niezależnych związków zawodowych. Przekonywałem, aby nie wysuwać żadnych własnych postulatów, bo na to będzie czas, a teraz byłoby to tylko rozwadnianiem sprawy. Nie miałem wątpliwości, że bez gdańskiego parasola nasze próby utworzenia wolnych związków w małym i stosunkowo słabym gospodarczo regionie zostaną szybko zdławione. (...) Zaproponowałem więc formułę "STRAJKUJEMY PRACUJĄC". Zakładała ona, że po spełnieniu naszych postulatów strajk czynny zostanie zawieszony, ale Komitet Strajkowy będzie działał nadal i gotowość strajkowa zostanie utrzymana aż do podpisania porozumienia z gdańskim MKS-em. Przedstawiliśmy dyrekcji trzy lub cztery proste żądania, których spełnienie miało być warunkiem zawieszenia strajku czynnego. Żądanie pierwsze to umożliwienie wywieszenia przed zakładem transparentu: "STRAJKUJEMY PRACUJĄC. SOLIDARYZUJEMY SIĘ ZE STRAJKUJĄCYMI ROBOTNIKAMI WYBRZEŻA. DOMAGAMY SIĘ SPEŁNIENIA 21 POSTULATÓW GDAŃSKIEGO MKS". Nie jest to być może słowo w słowo z naszego transparentu, ale jest to wierne oddanie jego treści i trzech stwierdzeń, które się na nim znalazły. Pokazywali mi ludzie zdjęcia tego transparentu kilka miesięcy później, więc jego treść jest do odtworzenia. Potwierdza to znaczenie tego publicznego wyzwania dla mieszkańców Koszalina. Bez tego transparentu władze ogłosiłyby, że strajk w "Unimie" został zakończony lub, że żadnego strajku nie było, co zresztą i tak czyniły. Leszek Wesołowski, kolega z "Unimy", mówił mi, że "Radio Wolna Europa" podało informację o czterogodzinnym strajku w "Unimie". Drugim żądaniem było umożliwienie bezpiecznego (i na koszt "Unimy") przejazdu delegacji naszego Komitetu do MKS-u w Gdańsku (lista przytaczanych żądań nie zachowała się - A.F.). Dalszych żądań nie pamiętam, ale na pewno były tam również żądania nierepresjonowania strajkujących i ich przywódców, a także zapłaty za strajk jak za normalne godziny pracy. W tej propozycji było coś dla każdego i byłem przekonany, że żądania zostaną przyjęte przez władzę, pomimo zdecydowanego politycznego charakteru żądań. Komitet Strajkowy w pełni zaakceptował moją koncepcję, czego wyrazem był wynik głosowania. Jak pamiętam, zostałem de facto wybrany przewodniczącym Komitetu Strajkowego (chyba przez aklamację), na co wyrywał się Kucz, że "przewodniczącym musi być robotnik". Spowodowało to pewną konsternację, ale była to logika czasów robotniczych (robotnicy przeciwstawiali się "Partii Robotniczej", utrudniali napaści partyjnej propagandy). Zrobiliśmy więc nowe wybory, w wyniku których przewodniczącym został najstarszy z nas, o nobliwej siwiźnie, Lucjan Nowak. Wiceprzewodniczącym zostałem ja i J. Zembrowski. Zapewne ta trójka zaniosła nasze żądania do dyrektora Flensa. Przyjęcie takich żądań przekraczało jego uprawnienia, upłynęło więc parę godzin, zanim dostaliśmy pozytywną odpowiedź. Jakaś grupa zebrała się natychmiast do malowania kilkumetrowego transparentu w narodowych kolorach (czerwone litery na białym tle). Tego samego dnia wisiał przed frontem zakładu, przytwierdzony do płotu na długich żerdziach, i dotrwał tak godnie aż do podpisania porozumień gdańskich. (5) Następnego dnia, 29 sierpnia 1980 r., w piątek z rana, zebraliśmy się, by wybrać delegację na wyjazd do Gdańska. Kucz zgłosił się, bo miał samochód, co znacznie ułatwiało całą wyprawę. Ja jako faktyczny przywódca miałem też jechać, jako osoba trzecia miał początkowo jechać Paweł Michalak. Wówczas J. Zembrowski wykrzyknął: To wy wszyscy tam pojedziecie, a my tu zostaniemy bez głów? (bez przywódców - A.F.). Ostatecznie wybrana została czwórka: Zembrowski, Bodys, Kucz i ja. Wyjazd był zaplanowany na poniedziałek. (...) Przed wyjazdem wyznaczyliśmy tajny komitet strajkowy, który miałby prowadzić strajk, gdyby nasza delegacja została aresztowana po drodze. W sobotę 30 sierpnia zostało podpisane porozumienie szczecińskie. Zapis: (...) uzgodniono, że na podstawie opinii ekspertów będą mogły powstawać samorządne związki zawodowe, które będą miały socjalistyczny charakter - zgodnie z Konstytucją PRL. Oznaczało to zupełną przegraną w najważniejszym punkcie, wolnych związków zawodowych. Wystarczyło zapytać, jakich "ekspertów", a potem jeszcze, kto decyduje, na czym polega "socjalistyczny charakter", albo które związki mają "socjalistyczny charakter", a więc mogą istnieć, a które nie? Przez kilkanaście godzin byłem zupełnie załamany. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że koledzy ze Szczecina chcieli być lepsi od Gdańska, podpisują jako pierwsi historyczne porozumienie. A już okrzyki dochodzące ze Szczecina "socjalizm tak, wypaczenia nie" w mojej głowie huczały. Podobnie jak: "pomożecie? - pomożemy!", pomijając kompletną głupotę sloganu, bo kto widział jakiś tam socjalizm bez wypaczeń? Za to wielu widziało wypaczenia bez socjalizmu. Został mi po tym głęboki uraz do kolegów ze Szczecina, którego nigdy się nie pozbyłem, pomimo iż poznałem w późniejszym okresie szczecińskich przywódców i byłem zaproszony na ich Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze. Nie mówiąc już o wspólnych kilku miesiącach w więzieniu w Wierzchowie. Na szczęście niedziela przyniosła porozumienia gdańskie, pełne zwycięstwo, jakiego mało kto się spodziewał. (6) (...) W tamtym czasie wystąpienie robotników przeciwko partii robotniczej nie tylko wybijało zęby propagandzie partyjnej, ale i dawało amunicję propagandową naszej stronie. Nas (Michalaka, Kucza i mnie), pracowników technicznych, zaprosili robotnicy, szukając rady i kierunku w tej niejasnej i groźnej sytuacji, to bez wątpienia dowodzi ich dojrzałości i mądrości, a także jest niewątpliwym świadectwem dobrych stosunków i wzajemnego zaufania między nimi a nami. (...) Istotne w naszym (Komitetu Strajkowego - A. F.) podejściu było postawienie warunków, po spełnieniu których podjęlibyśmy pracę, ale jak to się później mówiło gotowość strajkowa i tak by trwała aż do podpisania porozumień w MKS-ie Gdańsk. Czynny strajk mógłby być w każdej chwili wznowiony, jeśli władze przeciągałyby negocjacje i okazywały złą wolę. Nasze główne warunki były wypisane i wywieszone na transparencie przed zakładem. Informowaliśmy tam o naszej solidarności z MKS-em Gdańsk i jego postulatami, domagaliśmy się bezpiecznego przejazdu naszej delegacji do Gdańska. Osiągnięcie tych dwóch celów było dla nas ważniejsze niż emocjonalna demonstracja niechęci do władzy. Rozumieliśmy też, że strajki, acz konieczne, nie przysparzają bogactwa krajowi i całkiem serio braliśmy unikanie strat materialnych wynikających ze strajku. (7)
Elżbieta Potrykus (biogram)
Zdjęcie legitymacyjne ok. 1980 r.
Fotografia ze zbiorów Tadeusza Wołyńca

Po zakończeniu strajków w Gdańsku i Szczecinie oraz podpisaniu porozumień stoczniowców ze stroną rządową, strajki w Koszalinie wygasały. Na zaproszenie Eugeniusza Matuszaka, przewodniczącego Komitetu Strajkowego w WPKM w Koszalinie, w dniu 31 sierpnia 1980 r. o godzinie 12.00 do strajkujących przybył wojewoda koszaliński Jan Urbanowicz, który zapoznał się z postulatami, wysłuchał skarg i obiecał je rozpatrzyć. Wówczas strajk zakończono. (8) Dalszą działalność związkową wspomina Grzegorz Stachowiak:

(...) Zgodnie z planem, w poniedziałek rano wyruszyliśmy do Gdańska, ale już nie do MKS-u w Stoczni, ale do siedziby MKZ-etu. Ludzi, jakich tam zobaczyliśmy, nigdy przedtem nie widziałem. Po MKZ-ecie chodzili ludzie wolni, w jakiejś dziwnej euforii, upojeni zwycięstwem, przekonani o swojej niezniszczalnej potędze. To ostatnie budziło we mnie jednak jakiś niezrozumiały niepokój. W MKZ-ecie spotkaliśmy się krótko z Bogdanem Lisem i Aliną Pieńkowską, która dała mam kilka egzemplarzy biuletynu strajkowego "Solidarność", wydrukowanego na pomarańczowym papierze. Wpadliśmy też na chwilę do Wałęsy, z głowami skręconymi w lewo, w stronę, gdzie przy biurku pracowała jego śliczna sekretarka. Wałęsa siedział w swoim pustym gabinecie, z nogami na pustym biurku. Nie pamiętam, by poza tym biurkiem i krzesłem coś tam jeszcze było. Jednak główną pracę szkoleniową wykonał Andrzej Gwiazda, który w miarę jak mówił swoim chrypiącym głosem, wyrastał w moich oczach na architekta Związku. Oprócz instrukcji, jak zakładać związki, dał nam wzór listy, na jakiej mieli się nowi związkowcy wpisywać. Z nim spędziliśmy sporo czasu, pół godziny może więcej, bo czekaliśmy na kserokopię porozumień gdańskich, kopiowanych w tym czasie w setkach egzemplarzy dla wszystkich delegatów zakładów zrzeszonych w MKS-esie Gdańsk. Gwiazda przechwalał się, że oryginał porozumień jest bardzo dobrze ukryty i władze nigdy go nie zdołają odnaleźć ani odebrać. Przechwalał się także, że na wypadek gdyby władze nie dotrzymywały porozumień i konieczna byłaby dalsza walka, schował jakieś 200 000 złotych z pieniędzy zebranych w czasie strajku. Nie sądzę, by zapałał jakimś nagłym zaufaniem do nieznanych mu ludzi, adresatami jego przechwałek byli raczej ci, którzy mieli swoje sposoby, by go słyszeć (chodzi o podsłuch założony w pomieszczeniach przez SB). Mieliśmy też spotkać któregoś z braci Kaczyńskich (Jarosław i Lech - A.F.) po informacje prawne, ale okazało się, że nie ma ich w MKZ-ecie. Jak ci ludzie potrafili znaleźć czas i siły dla nas, tego nie byłem w stanie zrozumieć. (9) (...) Wróciliśmy z Gdańska bez żadnych przygód z takim skarbem, jak ramowy schemat statutu czy lista-deklaracja z odpowiedzią na pytanie, jak zakładać związki. Następnego dnia zaczęliśmy zbierać w "Unimie" podpisy chętnych do wstąpienia do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego. Liczba podpisów szybko rosła. Prosiłem wszystkich, by informowali znajomych z innych zakładów, że mogą do mnie dzwonić, jeżeli chcą uzyskać informację o tym, jak zakładać nowe związki. Telefonów było coraz więcej. Różni ludzie przychodzili po "listy". Chyba też byłem zaproszony do "Kazelu" i kilku innych pobliskich zakładów pracy, by udzielić informacji osobiście. Brakowało nam wystarczającej orientacji w prawie, więc na gwałt poszukiwaliśmy prawnika, który chciałby się w to wszystko włączyć. Przed końcem tygodnia, jakiegoś 3 lub 4 września, poszedłem z nieodłącznym wtedy Kuczem do radcy prawnego "Unimy" Elżbiety Potrykus, by prosić ją o poradę prawną, a także zaproponować jej przyłączenie się do naszego ruchu. Po chwili udawanego wahania, rozpromieniła się i powiedziała: "A niech tam, jeszcze raz zaryzykuję" i przez następne kilka miesięcy należała do moich najbliższych współpracowników w organizacji koszalińskiej "Solidarności". (10)

Dzięki Elżbiecie Potrykus udało się rozwiązać problem szybkiego i grupowego rezygnowania z członkostwa w "starych związkach" branżowych oraz wstępowania do NSZZ ("pracownicy nie musieli tego robić, każdy indywidualnym pismem, lecz na grupowym formularzu" - cyt. za: E. Potrykus) (11). Od 2 do 10 września 1980 r. wokół "Unimy" skupiło się 10 koszalińskich zakładow pracy, a z "Intropolem" i "Transbudem" stały kontakt związkowy utrzymywały dalsze cztery. W tej sytuacji związkowcy z pięciu koszalińskich zakładów pracy rozpoczęli wstępne rozmowy, mające na celu utworzenie Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego. Z inicjatywą wspólnego spotkania przedstawicieli Komitetów Strajkowych w prywatnym mieszkaniu wystąpił Adam Janusz z "Intropolu".

(...)

W dniu 5 września 1980 r. w Spółdzielni Pracy Poligrafii i Rzemiosł Artystycznych "Intropol" w Koszalinie, ślusarz na warsztatach mechanicznych, Adam Janusz, oświadczył zastępcy dyrektora do spraw produkcji, że zamierza zorganizować niezależne związki zawodowe na terenie spółdzielni. Trzy dni później (8 września - A.F.) do prezesa "Intropolu" zgłosiła się delegacja pracowników na czele z A. Januszem, informując go o zarejestrowaniu Komitetu Założycielskiego Niezależnych Związków Zawodowych przy Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim NSZZ w Gdańsku. Podstawę rejestracji Komitetu stanowiła lista z podpisami 107 pracowników spółdzielni, którzy pragnęli należeć do niezależnych związków zawodowych. (12)

Lech Wałęsa w Koszalinie, 2 lipca 1981 r. (amfiteatr).
Fotografia ze zbiorów Tadeusza Wołyńca

10 września 1980 r. utworzono Komitet Robotniczy przy Zakładach Techniki Próżniowej "Unitra-Unima" w Koszalinie (powstały z Komitetu Strajkowego), który wystosował do dyrektora zakładu pismo informujące o powstaniu Komitetu Robotniczego w składzie: L. Nowak - przewodniczący, G. Stachowiak, P. Michalak, S. Bodys i J. Zembrowski - członkowie. (13) Dyrektora informowano, że komitet będzie działał do chwili powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego w zakładzie, a tymczasowo Komitet Robotniczy przejmuje rolę Komitetu Założycielskiego NSZZ w zakładzie. W związku z tym powołano prezydium Komitetu Założycielskiego w składzie: G. Stachowiak - przewodniczący (Lucjan Nowak ze względów osobistych zrezygnował - G.S.), P. Michalak - sekretarz, T. Charzyński, Z. Kiryluk, J. Kucz, S. Masternak - członkowie. Dla celów propagandowych Komitet Robotniczy miał korzystać z gazety Rady Zakładowej. Do chwili uregulowania sytuacji w kraju konieczne było porozumienie pomiędzy dyrekcją a Komitetem Robotniczym w sprawie zakresu działalności związków i jego prezydium. (14) (...) Następnego dnia w czwartek (11 września 1980 r.) zadzwonił do mnie do pracy Adam Janusz i zaproponował, abyśmy spotkali się w jego mieszkaniu w celu utworzenia Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Niezależnych Związków Zawodowych w Koszalinie. Tak wiec Adam Janusz był faktycznym inicjatorem powstania koszalińskiego MKZ-etu i w jego prywatnym mieszkaniu w Koszalinie w godzinach wieczornych (nie bez dreszczyku emocji w konspiracji) (15) odbyło się zebranie grupy inicjatywnej Komitetów Założycielskich Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych z pięciu koszalińskich zakładów: Fabryki Pomocy Naukowych, "Intropolu", "Kazelu", "Unimy" i "Transbudu". Decyzją KZ NSZZ utworzono Międzyzakładowy Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych w Koszalinie i zredagowano oświadczenie następującej treści: W dniu 11 września 1980 r. decyzją przedstawicieli Komitetów Założycielskich Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych pięciu zakładów koszalińskich - Fabryki Pomocy Naukowych, Intropolu, Kazelu, Unimy i Transbudu - utworzony został Międzyzakładowy Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych w Koszalinie. (16)

Celem Komitetu było prowadzenie akcji informacyjnej oraz zrzeszanie zakładowych organizacji NSZZ. Podjęto decyzję o skierowaniu pisma do wojewody koszalińskiego. Przyjęto zasadę rozszerzania Komitetu o przedstawicieli innych zakładów, w których KZ powstaną. W skład Komitetu Założycielskiego, który w dniu 11 września 1980 r. ukonstytuował się, weszli: Marian Bielec, Zbigniew Hurkała, Henryk Słomka i Stanisław Szymański z "Transbudu", Andrzej Grabowski, Jolanta Grzybowska, Adam Janusz i Józef Szczepara z "Intropolu", Janusz Kucz, Paweł Michalak, Elżbieta Potrykus i Grzegorz Stachowiak z "Unimy", Jan Pauliński i Edward Skorupa z Fabryki Pomocy Naukowych oraz Mieczysław Wachowski i Tadeusz Witkowski z "Kazelu". (17)

(...) Po zredagowaniu pisma do wojewody wybrana została sześcioosobowa delegacja, która następnego ranka miała się udać do wojewody koszalińskiego i poinformować go o utworzeniu MKZ-etu Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych w Koszalinie. Zgodziliśmy się, że do wojewody będziemy odnosić się z szacunkiem należnym przedstawicielowi władzy państwowej, co nie było w tamtych czasach regułą. Następnego ranka, w piątek 12 września 1980 r., spotkaliśmy się na parkingu przed Urzędem Wojewódzkim. Elżbietę Potrykus przywiozła jej koleżanka Lubomira Repczyńska. Jak się dowiedziałem, że Mila jest nie tylko prawnikiem, ale również zna wojewodę Urbanowicza ze spotkań towarzyskich (podobnie jak Elżbieta, która razem z nim studiowała polonistykę), namówiłem Milę, by przyłączyła się do naszej delegacji. Razem było nas siedmioro: Stanisław Szymański, Jolanta Grzybowska, Marian Bielec, Józef Szczepara, Elżbieta Potrykus, Lubomira Repczyńska i ja (Grzegorz Stachowiak). Wojewoda okazał się człowiekiem rzeczowym, nie okazując nam jakiejkolwiek wrogości i traktujący nas z urzędowym szacunkiem. Po wstępnej wymianie zdań, przedstawieniu siebie i sprawy, z jaką przyszliśmy, wywiązała się luźna rozmowa. Jak pamiętam, wojewoda wyjął jeden z krążących po mieście biuletynów i nieco nienaturalnym podniesionym głosem zaczął protestować przeciwko opublikowaniu wiersza Czesława Miłosza zatytułowanego: "Który skrzywdziłeś", gdzie w ostatniej zwrotce mówi groźnym szeptem: "lepszy dla ciebie byłby świt zimowy i sznur i gałąź pod ciężarem zgięta". Wojewoda pytał dramatycznie, czy to ma oznaczać nawoływanie do wieszania obecnej władzy? Biorąc pod uwagę polonistyczne wykształcenie wojewody, a także teatralny ton jego wypowiedzi, uznałem, że jest ona adresowana nie tyle do nas, co do ludzi którzy słuchali nas gdzieś po drugiej stronie jakiegoś kabla podczepionego do aparatury nagrywającej. Tłumaczyłem spokojnie, że jest to wiersz znakomitego polskiego poety, a nie odezwa rewolucyjna, a także, że nasze cele i metody są dalekie od jakiejkolwiek przemocy. Dalsza rozmowa była bardziej rzeczowa. (...) Spotykałem się później z wojewodą kilka razy i moje prywatne wrażenie o wojewodzie umacniało się. (...) Po wstępnych harcach z obu stron przeszliśmy do sedna sprawy, to jest lokalu, pieczątek, ogłoszenia w prasie o naszym istnieniu i tym podobnych sprawach. (...) Wyjaśniliśmy, że komitet będzie pracował społecznie w godzinach popołudniowych, udzielając niezbędnych informacji i wyjaśnień w zakresie celów i trybu organizowania NSZZ. (...) Wojewoda domagał się od nas jakiegoś papieru stwierdzającego, że jesteśmy Komitetem upoważnionym do organizowania NSZZ, podając sytuację hipotetyczną, że w następnych dniach może do niego przyjść kilka następnych komitetów założycielskich z podobnymi żądaniami. Tego oczywiście ani on, ani my nie mogliśmy nikomu zabronić. Twierdził także, że do momentu rejestracji Związku nie mamy osobowości prawnej, a więc nie jest możliwe przyznanie nam lokalu czy telefonu. Jego wypowiedź przerwała Mila Repczyńska, mówiąc: "Panie wojewodo! Czy bierze Pan odpowiedzialność za to, co się może stać w województwie, gdy się ludzie dowiedzą, że władze utrudniają organizowanie Niezależnych Związków?" Treść wypowiedzi, a przede wszystkim wysoki patetyczny ton, jakim Mila wyrecytowała swoją kwestię, wprawił obecnych w osłupienie. Wojewoda spąsowiał, ale szybko się opanował i rzeczowym tonem powiedział, że w takich sprawach, jak przyznanie lokalu czy telefonu, bardzo by mu ułatwiło sprawę, gdybyśmy mieli osobowość prawną. Powiedział, że jeśli się o to zwrócimy, to Urząd Wojewódzki nas zarejestruje jako stowarzyszenie. Oczywiście dodał, że taka rejestracja po trzech miesiącach zostanie uchylona jako niezgodna z prawem, bo wy jesteście Związkiem, a nie stowarzyszeniem, ale do tego czasu wasz Związek zapewne zostanie zarejestrowany. Dyskusja przeszła do sprawy dla nas najważniejszej - przyznania lokalu. Wojewoda mówił, że potrzebuje czasu na znalezienie wolnego, odpowiedniego dla nas lokalu. Mila Repczyńska zaproponowała wolne pomieszczenie w hotelu robotniczym "Wodrolu", o czym wiedziała, jako radca prawny tego zakładu. Umówiliśmy się, że obejrzymy z nią to pomieszczenie i damy wojewodzie znać, czy jest to lokal odpowiedni do naszych potrzeb. Zdecydowaną wadą hotelu "Wodrolu" była lokalizacja daleko na obrzeżach miasta. (...) Aby zarejestrować stowarzyszenie, udałem się do Wydziału Spraw Społeczno-Administracyjnych Urzędu Wojewódzkiego. Było to wkrótce po zebraniu wyborczym w KZNS-ie i zapewne po uzyskaniu z MKZ-etu w Gdańsku zaświadczenia o zarejestrowaniu naszego MKZ-etu. To zaświadczenie, które E. Potrykus przywiozła z Gdańska 15 lub 16 września 1980 r., upoważniało nas "do tworzenia Niezależnych Związków Zawodowych na terenie okręgu koszalińskiego". Nasze stowarzyszenie rejestrował kierownik Wydziału Spraw Społeczno-Administracyjnych Jan Tran. Był przy tym bardzo zdenerwowany i strasznie trzęsły mu się ręce. W niedługim czasie wojewoda przyznał nam lokal przy ul. Drzymały w centrum miasta. Lokal przy ul. Drzymały nie był w zbyt dobrym stanie. Jak pamiętam, Stachu Szymański, który był doskonałym organizatorem, zebrał kolegów z "Transbudu" i w dwa czy trzy dni odremontowali i odmalowali wszystkie pomieszczenia. W naszym podziale obowiązków Jola (Grzybowiska - A.F.) była odpowiedzialna za sprawy kadrowe, administracyjne i rejestrację nowych komitetów zakładowych. Stachu przejął nadzór nad sprawami interwencyjnymi i organizacją Biura Porad Prawnych, przekształconego później w Biuro Interwencyjne. Ja miałem się zajmować sprawami organizacyjnymi, przygotowaniem zebrań, kontaktami z władzami i wszystkim, co na mnie spadło. (18)

W Biurze Porad Prawnych, przekształconym następnie w Biuro Interwencyjne, pracowali społecznie koszalińscy prawnicy, wśród nich byli: Mila Repczyńska, Urszula Brzeźniakiewicz, Jola Zakrzewska, Ewa Bońkowska i Zenon Zawadzki. Z czasem w Biurze Interwencyjnym zatrudniono pracownika etatowego, którym została Urszula Brzeźniakiewicz. Wspomina G. Stachowiak: (...) Wkrótce Stachu i Jola przeszli do pracy etatowej w związku i bardzo poważnie traktowali swoją misję (właśnie misję, nie pracę). (...) Oboje, Jola i Stachu, byli znakomitymi organizatorami. Z podziwem patrzyłem na ich sprawność i energię. Ja niestety kurczowo trzymałem się swojej pracy inżynierskiej (G. Stachowiak pracował w "Unimie", a obowiązki związkowe wykonywał po godzinach pracy - A.F.) i zdecydowanie zbyt późno przeszedłem do pracy na pół, a potem szybko na cały etat. Po tej podwójnej pracy, w momencie przejścia na etat, byłem solidnie zmęczony i długo nie mogłem wyjść z tego. (19)

Rejestracja MKZ Koszalin, moment podpisania statutu "Solidarności" i deklaracji przez Elżbietę Potrykus (w środku). Gdańsk, 22 września 1981 r.
Fotografia ze zbiorów Tadeusza Wołyńca

Następnego dnia po spotkaniu u wojewody (13 września 1980 r.), na zebraniu wyborczym w KZNS-ie, wybrano pierwsze władze MKZ-etu Koszalin. W zebraniu uczestniczylo 41 osób z ponad dwudziestu koszalińskich zakładów pracy, świetlica była wypełniona po brzegi. Protokół z zebrania pisała Elżbieta Potrykus, został on załączony do wniosku o rejestrację. Na przewodniczącego MKZ-etu oraz prezydium wybrano Grzegorza Stachowiaka, a zastępcami przewodniczącego, wchodzącymi jednocześnie w skład prezydium, zostali wybrani: Stanisław Szymański i Jolanta Grzybowska. Członkami prezydium zostali: Elżbieta Potrykus, Marian Bielec, Janusz Kucz, Mateusz Mielniczek, Adam Janusz i Zygmunt Jutkiewicz, Jerzy Gil i Jan Kukiełka. (...) Dwie osoby (Gil i Kukiełka) będące członkami prezydium zrezygnowały w krótkim czasie z funkcji w prezydium. Jedna z tych osób, chyba następnego dnia. Znacznie później, na zebraniu w "Transbudzie" zaproponowałem, aby na ich miejsce dokoptować Eugeniusza Matuszaka, lidera strajku z WPKM (zostało to przyjęte z entuzjazmem) i pracownika PKP Donigiewicza. Obaj byli na naszym zebraniu po raz pierwszy. Było to z przyczyn technicznych ostatnie poszerzenie prezydium. (20) Na wniosek G. Stachowiaka zebranie założycielskie zaaprobowało E. Potrykus na delegata do Krajowej Komisji Porozumiewawczej z siedzibą w Gdańsku. Na posiedzenia KKP jeździła zwykle E. Potrykus, czasami G. Stachowiak, ale w sprawach ważkich jeździli najczęściej razem. (21) Dwa dni później (15 września 1980 r.) w Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim Niezależnych Związków Zawodowych w Gdańsku został zarejestrowany MKZ NSZZ w Koszalinie z siedzibą w ZPT "Unitra-Unima". Zaświadczenie o rejestracji upoważniało do tworzenia NSZZ na terenie okręgu koszalińskiego, zwracano się w nim również z prośbą do władz i instytucji okręgu koszalińskiego o nie utrudnianie działalności MKZ-etu Koszalin. (22) Kolejne walne zebrania rosnącego lawinowo związku odbywały się już w sali konferencyjnej w budynku Związków Zawodowych przy ulicy Zwycięstwa, gdzie wprowadził się koszaliński MKZ. Zebrania informacyjno-dyskusyjne odbywały się w miarę regularnie, chyba co dwa tygodnie. Na tych zebraniach dyskutowane były i zatwierdzane w głosowaniu najistotniejsze sprawy związkowe. Było to również forum wolnych wypowiedzi, i wielu z tego korzystało. (23) (...) koszaliński MKZ z szacunkiem odnosił się do przedstawicieli władz państwowych i administracyjnych, w tym wojewody, ignorował natomiast władze uzurpatorskie (KW PZPR i KM PZPR - A.F.). Nasze kontakty z wojewodą Urbanowiczem były bardzo dobre i nie pamiętam, by kiedyś nie dotrzymał danego słowa. Oczywiście trzeba rozumieć, że reprezentował przeciwną stronę w sporze o kształt kraju, a każda strona miała swoje poglądy i kompetencyjne ograniczenia. (24)

W Gdańsku na zjeździe delegatów z 30 miast 17 września 1980 r. postanowiono wybrać kierownictwo związkowe, zachowując jednak daleko idącą suwerenność organizacji regionalnych, mających odrębne władze - międzyzakładowe komitety założycielskie. Wspólną instytucją koordynującą działalność ogólnopolską miała być Krajowa Komisja Porozumiewawcza tworzona przez delegatów poszczególnych regionów i zbierająca się systematycznie na obrady. Przewodniczącym KKP został Lech Wałęsa, nie powołano natomiast jej stałego prezydium. Nową centralę postanowiono nazwać symbolicznym słowem "Solidarność" (nazwę wymyślił Karol Modzelewski - G.S.). Przesądzono też o charakterze struktury związku, co ułatwiało występowanie wobec władz oraz konsolidowało członków organizacji wokół różnych celów społecznych. (25) Podczas zebrania NSZZ przy ZTP "Unitra-Unima" w Koszalinie w dniu 22 września 1980 r. przewodniczący MKZ-etu Grzegorz Stachowiak poinformował zebranych o tym, że: (...) w dniu następnym Komitet Założycielski NSZZ "Solidarność" złoży w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie wniosek o rejestrację, który będzie skupiał wszystkie związki terytorialne i będzie działał w oparciu o jeden wspólnie opracowany i zatwierdzony statut. (26) W tym samym dniu (22 września 1980 r.), w Gdańsku, Elżbieta Potrykus w imieniu MKZ-etu Region Koszalin podpisała deklarację i akt przystąpienia do ogólnokrajowej organizacji związkowej o nazwie Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność". Tym samym koszaliński MKZ był jednym z członków - założycieli tego Związku i został zarejestrowany pod numerem 38. Elżbieta Potrykus, posiadająca związkowy mandat zaufania, reprezentowała koszalińską "Solidarność" w Krajowej Komisji Porozumiewawczej do lipca 1981 r., tj. do I walnego Zjazdu Delegatów "Solidarności". (27) (...) Ela Potrykus była jedyną kobietą w KKP, umiała się tam znaleźć, miała wiele umiaru i zdrowego rozsądku, co w KKP było zdecydowanie towarem deficytowym. Należała do bliskich współpracowników Wałęsy, który mimo swej popularności, potrzebował wsparcia przeciwko nawołującym do radykalizmu i demagogom. Świadectwem wkładu i walorów było wybranie jej do tak zwanej "jedenastki", czyli swoistego prezydium KKP, jak również udział w delegacji "Solidarności" do kraju kwitnącej wiśni. Jej osoba, jako jedynej kobiety w KKP, budziła szczególne zainteresowanie polskich pism kobiecych, które publikowały wywiady z Elżbietą, popularyzując tym samym powstanie i funkcjonowanie "Solidarności". (28)

Przypisy:

(1) B. Polak, Tajemnicza Panna S. O niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym "Solidarność", rozmowa ze Sławomirem Cenckiewiczem i Grzegorzem Majchrzakiem, s. 4-20 oraz: S. Cenckiewicz, Od "Klanu" do "Renesansu", s. 35-44, [w:] "Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej", nr 12 z grudnia 2002.
(2) Relacja E. Matuszaka, notatka ze zbiorów T. Wołyńca.
(3) Pismo z dnia 23.08.1980 r. pracowników "Unimy" zawierające postulaty skierowane do dyrekcji i rady zakładowej. Kserokopia dokumentu ze zbiorów T. Wołyńca.
(4) Relacja A. Janusz, notatka w zbiorach autora. Podobnie St. Szymański.
(5) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 1 stycznia 2006 r., zatytułowana "Strajk w Unimie". Autor posiada pisemną zgodę G. Stachowiaka na wykorzystanie jego cytatów lub większych fragmentów dla potrzeb niniejszego opracowania. G. Stachowiak pracował w "Unimie" jako inżynier konstruktor.
(6) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 23.02.2006 r., s. 2 i 3.
(7) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 13.02. 2006 r.., op. cit., s. 3 oraz uzupełnienia na podstawie rozmów telefonicznych.
(8) Relacja E. Matuszaka, notatka ze zbiorów T. Wołyńca.
(9) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 13.02.2006 r., op. cit., s. 3 i 4, uzupełniona relacją z dnia 23.02.2006 r., s. 2 i 3. Tego samego dnia w Gdańsku byli także przedstawiciele innych koszalińskich zakładów pracy, między innymi grupa inicjatywna z "Intropolu", w składzie: Adam Janusz, Józef Szczepara i Jolanta Grzybowska.
(10) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka, op. cit., s. 3 i 4.
(11) Relacja E. Potrykus, przekazana za pomocą Internetu z USA, Boston, 13.12.2005 r., s. 1. E. Potrykus opracowała uniwersalny formularz dla grup pracowniczych, w którym informowali oni kierownictwo starych związków o rezygnacji z dalszego członkostwa, a jednocześnie zgłaszali chęć wstąpienia do nowo tworzonych związków zawodowych - NSZZ. W ten sposób związkową procedurę administracyjną, skomplikowaną i długotrwałą - skrócono do kilku dni. Podobne rozwiązania przyjęli związkowcy z innych koszalińskich zakładów pracy.
(12) IPN Gd 0023/85 t. 1. Informacja KWMO w Koszalinie z dnia 15.09.1980 r. Dokument ze zbiorów A. Janusza. W lipcu 1973 r. A. Janusz, będąc pracownikiem Wojewódzkiej Usługowej Spółdzielni Pracy w Koszalinie, wyjechał jako pracownik polskiej firmy wykonującej prace na terenie NRD (Chemikombinat Bitterfeld). Tam, uczestnicząc w niedzielnych mszach świętych, pomagał księdzu w zbieraniu datków pieniężnych, zwracając wiernym uwagę, że dają za małe ofiary. Działalność ta została dostrzeżona przez władze NRD. Za powyższe został odesłany do kraju, gdzie postanowieniem z dnia 2.02.1976 r. naczelnika Wydziału II Biura Paszportów MSW w Warszawie zastrzeżono mu wyjazd do wszystkich krajów świata na okres 5 lat. Relacja A. Janusz, patrz także: IPN Gd 0021/498 oraz 0023/85 t. 1.
(13) Pismo Komitetu Robotniczego przy Zakładach Techniki Próżniowej "Unitra-Unima" z dnia 10.09.1980 r., skierowane do dyrektora zakładu. Kserokopia dokumentu ze zbiorów T. Wołyńca.
(14) Tamże.
(15) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 13.02.2006 r., op. cit., s. 5, uzupełniona relacją z dnia 23.02.2006 r., s. 4.
(16) Tamże, s. 4.
(17) Notatka z dnia 11.09.1980 r., nr 1/80 dotycząca utworzenia Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych w Koszalinie. Dokument ze zbiorów T. Wołyńca.
(18) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka, op. cit., s. 6.
(19) Tamże, s. 5.
(20) Tamże, s. 4.
(21) Relacja G. Stachowiaka z dnia 19.12.2005 r. (przesłana pocztą internetową z USA).
(22) Zaświadczenie MKZ NSZZ w Gdańsku z dnia 13.09.1980 r. o zarejestrowaniu MKZ NSZZ w Koszalinie z tymczasową siedzibą w ZTP "Unitra-Unima". Kserokopia dokumentu ze zbiorów T. Wołyńca.
(23) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 13.02.2006 r., op. cit., s. 10.
(24) Tamże, s. 6.
(25) A. Friszke, op. cit., s. 373.
(26) Faktyczne złożenie wniosku o rejestrację nastąpiło 24.09.1980 r. Szerzej: A. Friszke, op. cit., s. 374.
(27) Relacja E. Potrykus z dnia 13.12.2005 r. (przesłana pocztą internetową z USA, Boston).
(28) Niepublikowana relacja G. Stachowiaka z dnia 13.02.2006 r., op. cit., s. 11 i 12.

Na podstawie: Adam Frydrysiak, Tadeusz Wołyniec „Solidarność w województwie koszalińskim 1980-1989”. Fragmenty rozdziału I.
Tytuł pochodzi od redakcji portalu. W tekście dokonano skrótów, rezygnując z tych fragmentów, które odnoszą się do sytuacji politycznej i społecznej w kraju oraz działalności niezależnych związków w innych niż Koszalin miastach i rejonach województwa koszalińskiego.

(Grzegorz Stachowiak)Grzegorz STACHOWIAK, ur. 1951 r. z zawodu inżynier elektronik, pracował na stanowisku inżyniera konstruktora, współzałożyciel struktur „Solidarności” w „Unitrze-Unimie”. Wybrany pierwszym przewodniczącym MKZ Koszalin. Niekwestionowany lider koszalińskiej Solidarności, cieszący się autorytetem i poważaniem, jako dobry mediator prowadził rozmowy z innymi MKZ w województwie mające na celu scalenie regionu. Utrzymywał stały kontakt z MKZ Gdańsk. Internowany 13 grudnia 1981 r. i osadzony w Wierzchowie, po zwolnieniu kontynuował działalność związkową, pisał artykuły do prasy podziemnej. W listopadzie 1982 razem z żoną i dwójką dzieci zdecydował się na emigrację polityczną. Obecnie mieszka w USA, pracuje w swoim zawodzie.

(Elżbieta Potrykus)Elżbieta POTRYKUS, ur. 1941 r. z zawodu polonistka i radca prawny. Współorganizowała struktury "Solidarności" w "Unitrze - Unimie", a następnie w MKZ Koszalin. Delegat MKZ, a od lipca 1981 r. Regionu "Pobrzeże" do Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Na złożonym w dniu 24 września 1981 r. w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie formalnym wniosku o rejestrację "Solidarności" figuruje jako członek założyciel, i jako "reprezentant uprawnionego organu", pod nr 38 w postanowieniu Sądu Najwyższego z dnia 10.11.1980. Podczas wizyty Lecha Wałęsy w Japonii, była w delegacji związkowej jedyną kobietą. Po 13 grudnia 1981 r. działała w podziemnych strukturach "Solidarności". Represjonowana i szykanowana, pozbawiona pracy i prawa wykonywania zawodu. Wiosną 1987 r. opuściła kraj jako uchodźca polityczny wraz z 11-letnim synem, wyjeżdżając do USA, gdzie przebywa do chwili obecnej.

Źródło: A. Frydrysiak, T. Wołyniec „Solidarność w województwie koszalińskim 1980-1989”

Tadeusz WołyniecTadeusz WOŁYNIEC. Robotnik, opozycjonista, działacz podziemnej Solidarności, wydawca i redaktor prasy podziemnej, przez długie lata gromadził materiały archiwalne dotyczące działalności koszalińskiej Solidarności, przechował je w warunkach konspiracyjnych, ocalił mimo rewizji przeprowadzonych przez SB, a po latach udostępnił pewną część materiałów pracownikowi naukowemu Politechniki Koszalińskiej, Adamowi Frydrysiakowi, który na ich podstawie opracował pierwszą monografię o koszalińskiej Solidarności zatytułowaną „Solidarność w województwie koszalińskim 1980-1989”. Książkę autoryzowali organizatorzy i działacze pierwszej Solidarności koszalińskiej mieszkający w Polsce i na emigracji - najważniejsze fragmenty oparte są na ich relacjach. Praca uzyskała pozytywne recenzje, m.in. ze strony historyka prof. Bogusława Polaka, który w latach 1994-1999 przewodniczył Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Koszalinie i Radzie Naukowej Instytutu Pamięci Narodowej, a w 2007 roku został powołany w skład Kolegium IPN II kadencji. Fenomen Tadeusza Wołyńca, robotnika, opozycjonisty, a obecnie kustosza pamięci, zasługuje na oddzielne opracowanie.

Solidarność w koszalińskimKsiążka jest pierwszym naukowym opracowaniem poświęconym historii „Solidarności” w województwie koszalińskim. Jest także świadectwem odwagi i determinacji członków „S” walczących o niezbywalne prawa przynależne każdemu człowiekowi do wolności. Była to walka bardzo nierówna. Z jednej strony aparat KW PZPR, kierujący polityką i gospodarką województwa, mający do dyspozycji sądy, prokuraturę, wojsko, administrację oraz funkcjonariuszy SB i MO; z drugiej zaś strony - około 100 000 członków „Solidarności” oczekujących realizacji umów społecznych zawartych w porozumieniach sierpniowych 1980 roku. Większość dokumentów, relacji, wycinków prasowych, ulotek i informacji związkowych wykorzystanych w tym opracowaniu,udostępnił działacz opozycyjnego podziemia Tadeusz WOŁYNIEC. Jego zaangażowanie i determinacja w wyjaśnianiu opisywanych zdarzeń, nawiązywaniu kontaktów z byłymi działaczami „Solidarności”, odnajdywaniu kolejnych dokumentów związkowych, umożliwiły przypomnienie faktów wytartych z ludzkiej pamięci, ku pokrzepieniu serc i dla potomnych. Swoimi wspomnieniami podzielił się także Grzegorz STACHOWIAK (zamieszkały obecnie w USA), przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego z 1980 i 1981 roku, niekwestionowany lider koszalińskiej „Solidarności”.

(Z notki o książce zamieszczonej na okładce)

Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum w dziale Historia Koszalina. Jeśli znasz jakieś nieznane fakty lub ciekawostki z historii miasta, podziel się z nami swoją wiedzą. Włącz się do dyskusji, zaproponuj nowe tematy, interesuj się historię swojego miasta.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie