Home » Obywatel » Myśl zachodnia » Skubiszewski, Giertych, Nahlik - polemika trzech ekspertów

Dodano: 2012-12-26

Skubiszewski, Giertych, Nahlik - polemika trzech ekspertów

  1. Stanisław E. Nahlik : Jeszcze o układzie poczdamskim
  2. Jędrzej Giertych : Sprawa prawomocności polskiej granicy zachodniej
  3. Stanisław E. Nahlik : Na marginesie "sprawy prawomocności polskiej granicy zachodniej"
  4. Jędrzej Giertych : List w odpowiedzi na list p. Nahlika
  5. Krzysztof Skubiszewski : Granica poczdamska
  6. Jędrzej Giertych : List w odpowiedzi na list o. Skubiszewskiego
  7. Stanisław E. Nahlik : Wciąż o "granicy poczdamskiej"

Podpisanie przez Niemcy aktu bezwarunkowej kapitulacji w 1945 roku oznaczało, że państwa zwycięskie - w zgodzie z prawem międzynarodowym - mogły zrobić wszystko, włącznie z likwidacją państwa niemieckiego i włączeniem jego terytorium do innych organizmów państwowych. Pisał o tym prof. Krzysztof Skubiszewski w artykule Granica poczdamska i prawo międzynarodowe zamieszczonym w 1985 roku w Tygodniku Powszechnym i przypomnianym niedawno na naszym portalu.

Trzej wybitni polscy eksperci prawa międzynarodowego i znawcy zagadnień niemieckich (od lewej): Krzysztof Skubiszewski, Jędrzej Giertych i Stanislaw E. Nahlik.
Zdjęcie Stanislawa Nahlika z czasów pracy w konsulacie w Bernie w Szwajcarii, rok 1943 (Źródło/Quelle: 90 jahre der diplomatischen beziehungen Polen-Schweiz - www.ch1919-2009.pl/galeria.php?lng=2).

Artykuł wywołał w tamtych latach burzliwą polemikę, która musi zaskakiwać dzisiejszych czytelników. Mimo wszechwładnej cenzury i ograniczeń typowych dla PRL, możliwa była - co prawda kontrolowana przez cenzurę, ale wyczerpująca temat - debata o ważnych dla Polski sprawach, nawet z udziałem przedstawiciela środowisk prawicowych (dla wielu: skrajnie prawicowych, bo narodowych) i emigracyjnych. Debata - od razu trzeba to podkreślić - na bardzo wysokim poziomie. Podziwiać możemy ogromną wiedzę dyskutantów, kulturę, i sposób prowadzenia polemiki, nie pozbawionej wszak drobnych uszczypliwości i subtelnego humoru. Szacunek budzi troska o państwo, jako wartość najwyższą, przejawiana przez ludzi o różnych poglądach, wywodzących się z różnych szkół prawa międzynarodowego. Paradoksalnie, należałoby chyba sobie życzyć debaty o państwie oraz polemik na podobnym poziomie w wolnej demokratycznej III Rzeczypospolitej.

W polemice uczestniczyło trzech wybitnych znawców problematyki międzynarodowej i niemieckiej (stąd tytuł - Polemika trzech ekspertów). Krzysztof Skubiszewski był wówczas profesorem prawa międzynarodowego, a później pierwszym ministrem spraw zagranicznych III Rzeczypospolitej. Stanisław Nahlik był dyplomatą jeszcze ze szkoły przedwojennej, w czasie II wojny światowej pracował w Poselstwie RP w Bernie w Szwajcarii. Jędrzej Giertych, był w latach 1927-1932 pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a od 1931 attaché kulturalnym przy konsulacie w Olsztynie (wówczas niem. Allenstein).

Kluczowym zagadnieniem tych sporów i polemik było debellatio, po polsku debelacja, czyli istniejąca w ówczesnym prawie międzynarodowym zasada, dopuszczająca aneksję wcześniej zawojowanych terytoriów (zawładnięcia terytorium w wyniku podboju). Prof. Krzysztof Skubiszewski zajął w tym sporze wyważone i chyba rozstrzygające stanowisko, pisząc: "Ewentualność debelacji wobec III Rzeszy nie była żadnym anachronizmem prawnym. To, że w konkretnych okolicznościach roku 1945 mocarstwa nie wzięły aneksji w rachubę i aneksji (w tym debelacji) nie dokonały, było rezultatem ich polityki i decyzji, nie zaś wynikiem zakazu płynącego z prawa międzynarodowego". (tr)


Stanisław E. Nahlik : Jeszcze o układzie poczdamskim

Artykuł pt. "Granica poczdamska: polityka i prawo międzynarodowe" pióra wybitnego internacjonalisty, profesora Krzysztofa Skubiszewskiego, opublikowany w "TP" (nr 25/85), nasuwa mi pewne dodatkowe uwagi:

1. Podzielam przeważającą część wywodów prof. Skubiszewskiego - szereg jego analiz zarówno prawnych, jak politycznych uderza trafnością; aby wymienić choć jeden przykład - uwagi dotyczące semantycznego waloru rzeczownika administration, który niewątpliwie należy rozumieć nie w polskim, o wiele węższym, ale właśnie w amerykańskim rozumieniu tego terminu, oznaczającego ogół urządzeń i kompetencji składających się na władzę państwową.

2. Wydaje mi się natomiast, że należałoby wreszcie zdecydować się na nadanie ustaleniom zapadłym w Poczdamie jednolitej i konsekwentnie używanej nazwy. Wyrażenia takie, jak "komunikat", "uchwały" itp. sugerują niższą rangę tych ustaleń. Rzecz to prawnie w zasadzie obojętna, umowa międzynarodowa może bowiem nosić dowolną nazwę, ale dla laika nazwa obojętna nie jest - jedne nazwy kojarzą mu się z aktami wyższej, inne - raczej niższej rangi. Ustalenia poczdamskie, tak je wyjściowo nazwijmy, normalnego tytułu, nadanego im przez tutorów, nie mają. Byli to politycy, nie prawnicy, nie przykładali więc widać do tytułu wagi. Jednakże merytoryczna część odnośnych ustaleń zaczyna się od zwrotu This agreement is as follows. Zatem są podstawy do tego, aby właśnie ten wyraz agreement uznać za nazwę umowy, wyraz ten zaś - według ustaleń znakomitego znawcy właśnie formalnej strony prawa traktatów, profesora Juliana Makowskiego, tłumaczyło się tradycyjnie po polsku jako "układ". Dlaczego zatem nie mówić konsekwentnie o "układzie poczdamskim"?

3. Trafnie powiada prof. Skubiszewski, że układ (przynajmniej ja będę używał tej nazwy w dalszym ciągu niniejszych uwag) poczdamski stanowi, jeśli chodzi o Polskę, pactum in favorem tertii. Należałoby wszakże tym silniej podkreślić, że z kolei w odniesieniu do Niemiec (czy to podzielonych, czy jednolitych - to sprawa w tym przypadku nieistotna) jest to typowe pactum in onus tertii (umowa na niekorzyść trzeciego). Czy i o ile umowa taka, bez udziału przedstawicieli jakiegokolwiek niemieckiego rzadu zawarta, Niemcy - takie czy inne wiąże? Otóż domniemanej ich zgody można dopatrywać się w bezwarunkowej kapitulacji z maja 1945. Przecież już parę miesięcy przedtem, w lutym 1945, szefowie trzech wielkich mocarstw postawnowili w Jałcie, że granica wschodnia Polski ma zasadniczo biec linią Curzona, za to na zachodzie i północy otrzyma Polska poważny przyrost terytorialny. Przyrost ten oczywiście nie mógł być przewidziany inaczej, jak dokonany na koszt Niemiec. Jałtańska umowa nie była tajna, przeciwnie, nadano jej duży rozgłos. Przebywając wówczas w Szwajcarii, od razu ją znałem, i to poprzez szwajcarskie środki masowego przekazu. Znali ją więc i Niemcy. Zatem, dokonując w parę miesięcy później bezwarunkowej kapitulacji, godzili sie przez to samo z góry na wszystko to, co o nich postawnowią zwycięscy alianci, m.in. na temat rozmiaru ustępstw terytorialnych na rzecz Polski. Układ poczdamski był zatem, jeśli o ten problem chodzi, niczym nowym i niespodziewanym, ale po prostu konkretyzacją postanowienia zapadłego już w Jałcie - nie był zaskoczeniem i dla Niemiec, domniemana zgoda na takie właśnie, czy każde inne ustalenie mieściła się już implicite w akcie bezwarunkowej kapitulacji.

Konwencja wiedeńska o prawie traktatów z 23 maja 1969 zawiera wprawdzie w artykule 35 postanowienie (ułożone po dyskusji, w której wysuwano m.in. koncepcję przeciwną), że obowiązki na rzecz państwa trzeciego można umownie ustanowić tylko za jego wyraźną zgodą, jednakże pamiętać należy: po pierwsze, że Konwencja ta nie działa wstecz; po drugie zaś, że właśnie ten artykuł należy interpretować w związku z artykułem 75 tejże Konwencji, który postanawia, że na korzystne dla siebie postanowienia Konwencji nie może powoływać się państwo winne agresji, jeśli chodzi o takie obciążenia, jakie zostały na nie nałożone w wyniku dokonanej przez nie agresji. Dotyczy to więc w całej pełni właśnie następstw hitlerowskiej agresji, jakie wynikły dla samych Niemiec i od których nie mogą się one uchylić.

4. Rozwinięcia wymaga to, co prof. Skubiszewski mówi o lansowanej przez niektóre koła zachodnioniemieckie tezie, jakoby definitywne określenie granicy wymagało potwierdzenia w traktacie pokojowym, tezie niewątpliwie błędnej i wysuwanej w złej wierze. Nie podoba mi się wszakże prof. Skubiszewskiego tłumaczenie wyrażenia peace settlement jako "zawarcie pokoju". Wyraz "zawarcie" kojarzy się z traktatem i w potocznej mowie (także w podręcznikach historii) zamiast "traktat pokojowy" nieraz mówi się w skrócie "pokój". Lepiej więc takich skojarzeń semantycznych unikać. Dlatego sugeruję nazwę "uregulowanie pokojowe", w pełni adekwatne tłumaczenie angielskiego peace settlement, a trafniejsze właśnie dlatego, że mniej konkretnie wskazujące na rodzaj aktów, jakie miałyby stanowić "uregulowanie". Otóż aktów takich było niemało - na niektóre wskazuje zresztą prof. Skubiszewski. Są to akty takie, jak powstanie dwu państw niemieckich, zawarcie przez nie wielu umów tak dwustronnych, jak wielostronnych, przyjęcie każdego z nich do wielu organizacyj międzynarodowych tak regionalnych, jak powszechnych - z Organizacją Narodów Zjednoczonych na czele. Wszystko to wskazuje, że stan pokoju miedzy państwami niemieckimi a ich byłymi przeciwnikami z okresu II wojny światowej całkowicie już został wprowadzony. Któż w tych warunkach ośmieliłby sie proponować czy dwu istniejącym państwom niemieckim, czy owemu mającemu ewentualnie powstać w jakiejś nie dającej się przewidzieć przyszłości, "traktat pokojowy"?!

Przecież, gdy w lutym 1947 podpisywano w Paryżu traktaty pokoju z byłymi sojusznikami i satelitami Niemiec, w arendze tych traktatów - najbardziej znamienny traktat pokoju z Włochami, czołowym przecież sojusznikiem Niemiec hitlerowskich w Europie - określono m.in. jako winę danego państwa, że sprzymierzyło się z hitlerowskimi Niemcami. Było to wskazanie na Niemcy jako na głównego winowajcę. Należy zatem przyjąć, że obciążenia - niemałe - jakie nałożono na sojuszników Niemiec, byłyby dolną granicą obciążeń, jakie by nałożono na Niemcy, gdyby wówczas miał być z nimi zawierany traktat pokoju. Któż ośmieliłby się dzisiaj z jakimkolwiek rządem niemieckim mówić o tego rodzaju obciążeniach? Omawianie przyczyn, z jakich do traktatu pokoju nie doszło, przekraczałoby ramy niniejszych uwag. Dość, że nie doszło.

Tym niemniej, choć bez takiego traktatu, do wprowadzenia stanu pokoju także z Niemcami i do ułożenia wszechstronnych stosunków pokojowych z Niemcami doszło. A zatem owo peace settlement nastąpiło już, i to w całej pełni. Jeśliby koniecznie chodziło o postawienie kropki nad i, mogłoby zatem co najwyżej dojść do zwięzłego oświadczenia pierwotnych stron układu poczdamskiego, tj. Związku Radzieckiego, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, że wszystkie owe akty i zdarzenia prawne, jakie w odniesieniu do Niemiec nastąpiły w ostatnich parudziesięciu latach, stanowią łącznie właśnie peace settlement w rozumieniu układu poczdamskiego.

Jednakże i bez takiej kropki nad i sprawa nie budzi najmniejszej wątpliwości.

Źródło: Tygodnik Powszechny, nr 27 z 7 lipca 1985 r.


Jędrzej Giertych : Sprawa prawomocności polskiej granicy zachodniej

Jest zdaje się zasadą "Tygodnika Powszechnego", że moich listów do Redakcji nie drukuje. Mimo to pozwalam sobie znowu napisać taki list aż w dwu sprawach - dla porządku, gdyż trzeba zacząć od skierowania go właśnie do "Tygodnika Powszechnego", choć przypuszczam, że się na jego łamach nie ukaże.

Nawiązując do artykułów pp. K. Skubiszewskiego w numerze "Tygodnika Powszechnego" z dnia 23 czerwca i St. Nahlika z dnia 7 lipca b.r. stwierdzających, że polskie ziemie zachodnie po Sudety, Nysę Łużycką i dolną Odrę są prawomocnie częścią Polski i uzasadniających to - przede wszystkim - argumentem, że naród niemiecki zgodził się z góry na oddanie Polsce wchodzących tu w grę obszarów przez akt bezwarunkowej kapitulacji z maja 1945 roku - pragnę stwierdzić, że przyznając interesującym wywodom Panów Skubiszewskiego i Nahlika słuszność jako jednemu z aspektów sprawy, uważam, że sprawa ma także i inny aspekt i to ważniejszy. Dla przyłączenia ziem po Odrę i Nysę do Polski jakakolwiek wyraźna, czy domniemana zgoda narodu niemieckiego nie była mianowicie w ogóle potrzebna, gdyż przyłączenie to dokonało się drogą tzw. debellatio.

Istnieją w prawie międzynarodowym dwa sposoby dokonywania zmian terytorialnych: mianowicie umowa (najczęściej traktat pokoju), oraz debellatio, czyli jednostronna decyzja zwycięzcy w wojnie. Debellatio zdarza się w dziejach częściej, niż się ogólnie sądzi. Np. Księstwo Warszawskie, utworzone przez traktat pokoju w Tylży w 1807 roku, skasowane zostało nie przez traktat pokoju, który mogłoby ono podpisać, ale przez akt debellatio, mianowicie przez decyzję kongresu wiedeńskiego, w 1815 roku, w którym ono nie uczestniczyło. Ostatni rozbiór Polski w 1795 roku był także aktem debellatio, gdyż abdykacja Stanisława Augusta po trzecim rozbiorze nie była traktatem, lecz kapitulacją. Szczególnie znamiennym przykładem jest likwidacja wojny domowej amerykańskiej, która skończyła się w 1865 roku, nie przez traktat, lecz przez jednostronny akt skasowania niepodległej Konfederacji przez zwycięzców. Niepodległe Transvaal i Oranje skasowane zostały w 1902 roku przez tak zwany traktat w Vereening, który wcale nie byl rzeczywistym traktatem, lecz tylko aktem kapitulacji. Mussolini w roku 1936 nie zawarł traktatu z cesarzem Abisynii, lecz ogłosił akt jednostronnej aneksji, będący aktem debellatio i cały świat w owej chwili uznał ważność tego aktu, choć krytykował jego stronę moralną. Rosja Sowiecka anektowała Królewiec z okręgiem aktem debellatio.

Polska była jednym z państw zwycięskich w drugiej wojnie światowej i na tej postawie dokonała, drogą debellatio, aneksji ziem po Odrę i Nysę, a także i wolnego miasta Gdańska, ogłaszając te ziemie za część swego terytorium.

Konferencja w Poczdamie powzięła decyzje tymczasowe, umieszczając te ziemie tylko "pod polską administracją", ale jednostronne decyzje Polski przemieniły akty poczdamskie w akt ostatecznego i prawomocnego debellatio.

Polski akt debellatio został następnie uznany przrez społeczność międzynarodową. Oświadczenie Niemiec Wschodnich i Niemiec Zachodnich w tej sprawie, tak samo jak uznanie, na długo przed obraniem Polaka na papieża ziem nad Odrą i Nysą za część Polski przez Stolicę Apostolską (przez utworzenie na nich nowych diecezji i wcielenie ich do polskiego kościoła) nie są ustanowieniem granicy na Odrze i Nysie, lecz tylko fragmentami uznania tych granic przez społeczność międzynarodową.
Wyłuszczałem powyższe poglądy wielokrotnie, m.in. stosunkowo niedawno w mej książce po angielsku "In Defence of my Country" (Londyn 1981).

Nie kto inny tylko Niemcy, dopóki były zwycięskie, powoływały się w swych rozstrzygnięciach na debellatio. Nie ma tu znaczenia fakt, że były to wówczas Niemcy hitlerowskie. Hitlerowskie, czy nie hitlerowskie, były to Niemcy o rządach sprawowanych legalnie i reprezentujących cały naród niemiecki. Zasady uznawane przez Niemcy na ich korzyść w roku powiedzmy 1939 muszą być uznawane przez te Niemcy także i po roku 1945. Nie nastąpił zresztą nigdzie w świecie żaden fakt, któryby spowodował skasowanie debellatio jako instytucji prawa międzynarodowego.

Miałem także i osobiście przykład powoływania się przez Niemcy na debellatio. Na przełomie roku 1939 i 1940 w niemieckim obozie jeńców niemiecki oficer wywiadu (Abwehroffizier) z wykształcenia doktor praw, powiedział mi, że jeśli znowu ucieknę z obozu i będę schwytany, zostanę rozstrzelany. Odpowiedziałem na to, że nie mam innego wyjścia, tylko muszę tę zapowiedź przyjąć do wiadomości, ale protestuję przeciwko niej jako sprzecznej z konwencją genewską o traktowaniu jeńców. Niemiec odpowiedział mi, że konwencja genewska nie ma do mnie zastosowania, gdyż Polska została skasowana przez debellatio, a więc przestała być w tej konwencji stroną. Formalnie jestem już poddanym niemieckim. Jest tylko aktem łaski "Fuhrera", że traktowany jestem na zasadach, zbliżonych do konwencji genewskiej, ale z niektórymi wyjątkami, także dotyczącymi uciekania. Wywiązała się z tego dłuższa rozmowa, w której wywodziłem - powołując się na to, że też jestem prawnikiem i prawo międzynarodowe znam - że debellatio nie może tu mieć zastosowania, gdyż wojna nadal trwa, a okręty polskiej Marynarki Wojennej, której jestem oficerem, stanowią nadal nietknięte przez Niemcy pływające terytorium Polski. Opisałem tę rozmowę - zarazem wywodząc, że debellatio stosuje się teraz do ziem nad Odrą i Nysą, tak samo zresztą, jak do terytorium Austrii, Czechosłowacji i Królewca - w książce "Wrześniowcy" (Londyn 1957). Opisałem ją także po angielsku w książce zbiorowej "Colditz Recaptured" pod redakcją Reinhold Eggersa (Londyn 1973).

Poza sprawą prawnej ważności, to znaczy dokonanego debellatio, wymaga poruszenia sprawa moralnej dopuszczalności. Polskie debellatio było moralnie dopuszczalne, gdyż - niezależnie od wszystkich częściowo choćby przedawnionych praw historycznych i innych - należało się Polsce od narodu niemieckiego wielkie odszkodowanie. Polska wzięła sobie to odszkodowanie, kładąc rękę na ziemiach nad Odrą i Nysą i na znajdującą się na tych ziemiach niemiecką własność; dawni właściciele tej własności mogą rozłożyć - i istotnie rozłożyli - swoją stratę na cały naród niemiecki przez otrzymanie odszkodowania od organów państwowych niemieckich. Pogląd ten wyłuszczyłem już w mej broszurze "Sprawa ziem odzyskanych w świetle etyki" (Sztutgart 1948).

[Uwaga. Dalsza część listu Jędrzeja Giertycha dotyczy innego zagadnienia - jego znajomości z ks. Janem Szwejnicem]

Źródło: Tygodnik Powszechny, nr 36 z 8 września 1985 r.


Stanisław E. Nahlik : Na marginesie "sprawy prawomocności polskiej granicy zachodniej"

Pod takim tytułem ukazała się w "Tygodniku Powszechnym" z 8 września br. wypowiedź p. Jędrzeja Giertycha, nawiązująca do obszernego artykułu prof. Krzysztofa Skubiszewskiego z 23 czerwca oraz mojego uzupełnienia z 7 lipca br. Wypowiedź zadziwiająca, autor bowiem uważa, że debellacja stanowi legalny sposób nabycia suwerenności nad terytorium, co więcej, posuwa się do twierdzenia, że: "Nie nastąpił zresztą nigdzie na świecie żaden fakt (mój przypis: może "akt"?), który by spowodował skasowanie debellatio jako instytucji prawa międzynarodowego".

Hm. Wiem, że p. Giertych musi być człowiekiem starym, bo ja już mam po siedemdziesiątce, a gdy zaczynałem studia, p. Giertych był już znanym działaczem przedwojennej skrajnej prawicy. Poglądy jego tak jednak brzmią, jak gdyby był starszy jeszcze o całe pokolenie wstecz. Odpowiadają one bowiem stanowi prawa międzynarodowego sprzed I wojny światowej. Podane przez p. Giertycha przykłady debellacji (czyli zawładnięcia terytorium w wyniku podboju) dotyczą faktów z końca XVIII, XIX oraz samego początku XX wieku. Obowiązujące wówczas prawo międzynarodowe, dziś nazywane niekiedy "klasycznym" lub "tradycyjnym", uznawało istotnie legalność takich sytuacji, a to w ścisłym związku z uznawaniem wtedy wojny za coś w zasadzie całkowicie legalnego.

Czyżby jednak istotnie od owego czasu nic się w prawie międzynarodowym nie zmieniło, tak że można mówić niemal jednym tchem o debellacji dokonanej przez faszystowskie Włochy czy hitlerowskie Niemcy (bo te dwa przykłady debellacji z okresu po I wojnie światowej podaje p. Giertych)?

Źródło: Tygodnik Powszechny, nr 39 z 29 września 1985 r.


Jędrzej Giertych : List w odpowiedzi na list p. Nahlika

P. Stanisław E. Nahlik w artykule "Na marginesie sprawy prawomocności polskiej granicy zachodniej" (Tygodnik Powszechny Nr. 39/1892 z 29 września 1985 roku) sprzeciwia się mojemu twierdzeniu, że nasza granica zachodnia na Odrze i Nysie należy do nas przede wszystkim na zasadzie debellatio. Wywód p. Nahlika wymaga odpowiedzi.

Sprawa sprowadza się w istocie do tego, czy dla uznania prawomocności ustanowienia tej granicy potrzebna jest jakaś, dosłowna czy domniemana zgoda narodu niemieckiego, lub tych, co występują w jego imieniu, czy też nie. Tezą moją jest, że i bez tej zgody granica na Odrze i Nysie jest prawomocna.

Oczywiście to bardzo dobrze, że z faktu bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, "która - jak pisze p. Nahlik - oddała zwycięskim aliantom prawo decydowania o dalszych losach Niemiec" da się wywnioskować, iż decyzje alianckie dotyczące Niemiec oznaczają pośrednią zgodę na nie tychże Niemiec. Mamy prawo się na to powoływać. Możemy także i powoływać się i na to, że z faktu skasowania Prus przez akt alianckiej Komisji Rządzącej ("Kontrolnej") z dnia 2 lutego 1947 wynika sprawa spuścizny po Prusach, którą Polska częściowo objęła, bo wszak wchodzące tu w rachubę ziemie - z wyjątkiem malutkiego skrawka koło Zytawy, który należał do Saksonii - należały poprzednio nie tylko do Rzeszy Niemieckiej, ale i do Prus.

Ale te formalne argumenty tylko wzmacniają, a nie osłabiają fakt, że Polska wzięła sobie te ziemie, bo taka była jej wola, a wola jej miała znaczenie decydujące, gdyż Niemcy zostały tak dalece pokonane, iż przestały jako podmiot prawa międzynarodowego istnieć.

Możemy sobie wyobrazić, iż w jakiejś zmienionej sytuacji międzynarodowej jakieś ciała międzynarodowe orzekną, na podstawie jakichś nowoskonstruowanych argumentów, że granica na Odrze i Nysie nie jest prawomocna i wymaga rewizji. Pozostanie nam wtedy zawsze podstawowy argument, który mamy w zanadrzu, że wchodzące w grę ziemie należą do Polski na zasadzie debellatio i że żadne papierowe rozumowania tego zmienić nie mogą.

Wywód p. Nahlika wymaga szczegółowego roztrząśnięcia z punktu widzenia argumentów prawa międzynarodowego.

Istotą prawa międzynarodowego jest, że spisuje ono międzynarodowe zwyczaje. Przyjmuje ono i kodyfikuje to, co ustanowione zostało przez życie. To traktaty, ustanowione przez zwycięzców, lub w ogóle przez tych, co w danej chwili mają przewagę, lub zawierają jakiś kompromis, stają się prawem międzynarodowym. Ustalają one w sposób dokładny, na czym powzięte decyzje polegają, regulują także szczegóły, wymagające sprecyzowania. Gdyby hitlerowskie Niemcy wygrały były militarnie wojnę 1939-1945 roku, ustanowiłyby one porządek międzynarodowy bardzo niesprawiedliwy, ale porządek ten stałby się wówczas obowiązującym prawem międzynarodowym.

Społeczność międzynarodowa ustanawia także drogą konwencji i traktatów międzynarodowych, w których uczestniczy wiele państw, zasady postępowania w sprawach, dotyczących funkcjonowania życia międzynarodowego. Akty te polegają zarówno na kodyfikowniu od dawna przyjętych zwyczajów, jak i wprowadzaniu zasad nowych, które ta społeczność uznaje odtąd za obowiązujące. Dotyczy to takich spraw, jak Czerwony Krzyż, traktowanie jeńców, służba dyplomatyczna i konsularna, żegluga, handel międzynarodowy, metody prowadzenia wojny, poczta itd. Choć także i te konwencje i inne umowy i zwyczaje są nieraz gwałcone. (Dość wymienić mordowanie lub głodzenie na śmierć przez Niemcy w latach 1941-1945 jeńców radzieckich albo sprawę Katynia).

Ale takie podstawowe sprawy, jak sprawa niepodległości, suwerenności, podboju i granic państwowych do zakresu takich ogólnie obowiązujących umów międzynarodowych faktycznie nie należą. W sprawach tych decydują zawierane w każdym poszczególnym wypadku kompromisy, albo przyjęte przez pokonanych dyktanda, albo w wypadkach wyjątkowych jednostronne narzucenie woli, czyli debellatio. Ale aby mogło nastąpić debellatio, strona pokonana musi w dotychczasowej postaci przestać istnieć, a więc być niezdolna do zawarcia kompromisu, czy przyjęcia dyktanda. Jeśli jakieś ciała międzynarodowe pobierają w tych sprawach uchwały, pomyślane jako ogólnie obowiązujące - ma to tylko charakter sformułowania pożądanych dezyderatów, mówiąc otwarcie - pobożnych życzeń.

Pan Nahlik w istocie nie przeczy, że nie było żadnego faktu (czy aktu, któryby skasował debellatio jako instytucję prawa międzynarodowego. Natomiast uważa, że debellatio przestało istnieć, bo przestała istnieć wojna. Fakt skasowania wojny jest jego zdaniem uzasadnieniem poglądu, że przestało istnieć debellatio, będące przecież skutkiem wojny. Pisze on: "wobec zasadniczej nielegalności wojny przestała też jako następstwo wojny grać rolę legalnego sposobu rozciągania suwerenności nad terytorium".

Wojna przestała istnieć? I przestała być aktem legalnym? Pakt Ligi Narodów w r. 1919 a zwłaszcza Pakt Kelloga z roku 1928 niejako skasowały wojnę, ale życie przeszło nad tym pobożnym dezyderatem do porządku. Uchwały te domagały się rzeczy niemożliwej - i dlatego nie stały się obowiązującym prawem. Wojna nadal istnieje jako fakt życia międzynarodowego.

Mniejsza o drugą wojnę światową. Ale ileż było wojen już po zakończeniu tej wojny! Czy były to wszystko akty "zasadniczo nielegalne"? W wojnie koreańskiej brały udział obok Korei, Stany Zjednoczone, Chiny, Wielka Brytania i inne. Kilka państw brało udział w wojnie wietnamskiej. Cała seria wojen została stoczona między Izraelem a państwami arabskimi. Także między Indiami a Pakistanem i Chinami. W kilku krajach stoczone zostały wojny kolonialne, lub wyzwoleńcze, że wymienię tylko Algerię, Angolę, Mozambik. Zupełnie niedawno byliśmy świadkami wojny między Anglią i Argentyną o Falklandy. Czy wszystkie państwa, uczestniczące w tych wojnach postępowały nielegalnie? Zasłużyły na potępienie przez prawo międzynarodowe? P. Nahlik uważa, że tylko do początków XX wieku miało miejsce "uznawanie wtedy wojny za coś całkowicie legalnego" a w związku z tym także i "legalność takich sytuacji" jak debellatio. A jednak pomimo Paktu Kelloga i uchwał Ligi Narodów i Karty Narodów Zjednoczonych wojna jest nadal aktem legalnym, a przeczące temu uchwały mają tylko charakter apeli i dezyderatów. Kto postępował nielegalnie w wojnie Anglii z Argentyną? Anglia? czy Argentyna? Czy obie strony? Jest faktem, że jak dotąd, rozstrzygnięcie faktyczne nastąpiło tu w wyniku rozstrzygnięcia wojennego, a nie wyroku w jakimś dochodzeniu procesowym.

P. Nahlik pisze, że ex iniuria ius non oritur [z bezprawia nie rodzi się prawo - dop. red. koszalin7.pl]. Czy owa iniuria popełniona została w dniu 1 września 1939 roku przez Polskę? I to dlatego Polska jest pozbawiona prawa zastosowania po 1945 roku prawa do debellatio?

Co miała Polska 1 września 1939 roku zrobić? Czy aby postępować legalnie, tylko zwrócić się ze skargą do jakiegoś ciała międzynarodowego? Myślę, że postąpiła, mimo paktu Kelloga, najzupełniej legalnie, odpowiadając na najazd wojenny wojną obronną.

P. Nahlik zarzuca mi, że podałem przykłady aktów debellatio tylko z wieku XVIII, XIX i samego początku XX. W istocie podałem jeden przykład także i z okresu już po zakończeniu drugiej wojny światowej, ale został on z mojego tekstu wykreślony na zasadzie Ustawy z 1981 roku o kontroli publikacji i widowisk. [Chodzi o aneksję Królewca przez Rosją. (Przypisek obecny)]

Mniejsza z nim. Podam inny.

Od roku 1960 Nigeria przestała być kolonią brytyjską i stała się niepodległą federacją. Jej region, czy "stan" wschodni ogłosił w roku 1967 swą całkowitą niepodległość, pod nazwą Biafry. Było to istotnie w całej pełni państwo niepodległe, którego gospodarzem było plemię Ibo, liczące 6 milionów głów, będące w całej pełni osobnym, młodym narodem, o własnym języku z zaczątkami literatury, liczebnie niemal równym Szwajcarii, większym od takich europejskich narodów jak Norwegia, Dania, Finlandia, czy Albania. Biafra tym się także różniła od właściwej Nigerii, że Ibowie są w przytłaczającej większości katolikami, a właściwa Nigeria jest w przytłaczającej większości muzułmańska. Niepodległość biafrańska wyłoniła się w sposób naturalny z procesu wyzwalania się spod władzy kolonialnej angielskiej i była faktem. Między Biafrą a Nigerią wybuchła krwawa wojna, która toczona była w sposób nowoczesny, z udziałem czołgów i lotnictwa, a dowodzona była po obu stronach przez generałów i sztabowców, wykształconych w szkołach wojskowych w Anglii. Nieszczęściem Biafry było, że na jej terenie były kopalnie ropy naftowej, budzące pożądliwość wielkich potęg światowych, a te sprzyjały Nigerii. Inne państwa nie brały czynnego udziału w wojnie, ale wspierały ją pośrednio, zwłaszcza dostawami wojennymi i pieniędzmi - wielkie mocarstwa Nigerię, a Portugalia Biafrę. Wojna trwała 3 lata i zakończyła się w roku 1970 podbojem wyniszczonej i umierającej z głodu Biafry przez liczącą 60 milionów ludności i bogatszą Nigerię. Biafra została anektowana przez Nigerię, co było aktem debellatio i świat to uznał.

Może ten jeden przykład wystarczy, by wykazać, że debellatio stosowane było także i w 25 lat po ukończeniu drugiej wojny światowej, a w 42 lat po Pakcie Kelloga.

P. Nahlik podnosi, że jestem stary, "jakby starszy (od niego) o całe pokolenie" i że dlatego poglądy moje stanowią "międzynarodowoprawny anachronizm". Nie mam powodu ukrywać że istotnie jestem stary, mam bowiem blisko 83 lata. Ale mimo tego uważam, że poglądy moje na prawo międzynarodowe są bardziej związane z życiem realnym, także i dzisiejszym, niż poglądy prawników jednostronnie zapatrzonych w suchą literę nieżyciowych i często dyktowanych demagogią i pustą frazeologią tekstów papierowych.

Co do wyroków trybunału norymberskiego, nie są one ogólnie obowiązującym źródłem prawa międzynarodowego. Między innymi i dlatego, że zasługują w niektórych punktach na krytykę właśnie ze stanowiska prawnego.

Jędrzej Giertych
8 października 1985 r.

Tekst nie został opublikowany w Tygodniku Powszechnym.

Źródło: Kresy.pl, Jak Polska odzyskała Ziemie Zachodnie?


Krzysztof Skubiszewski : Granica poczdamska

W liście ogłoszonym w "TP" nr 36/85 p. Jędrzej Giertych mylnie twierdzi, iż w artykule o granicy poczdamskiej ("TP" nr 25/85) "przede wszystkim" posługuję się "argumentem, że naród niemiecki zgodził się z góry na oddanie Polsce wchodzących tu w grę obszarów przez akt bezwarunkowej kapitulacji z maja 1945 roku". Niczego takiego nie napisałem. Wskazałem, że decyzje mocarstw i układy poczdamskie były dla Niemiec wiążące, lecz z innego powodu niż ich rzekoma zgoda. W sytuacji roku 1945 rozmaite decyle mogły zapaść bez zgody Niemiec, a jednak były dla nich obowiązujące.

Sprawa zasługuje na wyjaśnienie, ponieważ p. Giertych skądinąd argument zgody uznaje (tyle że nie uważa go za najważniejszy), a wcześniej prof. Stanisław E. Nahlik napisał ("TP" nr 27/85), iż domniemanej zgody Niemiec na poczdamskie postanowienia terytorialne "można dopatrywać się w bezwarunkowej kapitulacji", wskazując nawet, że "taka domniemana zgoda [...] mieściła się już implicite w akcie bezwarunkowej kapitulacji". Pogląd ten idzie za daleko. Akty kapitulacji z 7 i 8 maja 1945 r. nie obejmują żadnych postanowień terytorialnych. Zapowiedziany w tych aktach "inny dokument generalny o kapitulacji", który miał obejmować klauzule polityczne, m.in. terytorialne, nie został wydany z powodu likwidacji rządu Rzeszy Niemieckiej. Deklaracja berlińska z 5 czerwca 1945 r. zapowiadająca, wśród innych postanowień, określenie nowych granic Niemiec w przyszłości, była tekstem czterech mocarstw, bez podpisu niemieckiego. Niemniej tekst ten Niemcy wiązał, ponieważ - jak wyjasniłem w moim artykule - najwyższa władza w Niemczech i wobec Niemiec znalazła się była legalnie w ręku czterech mocarstw. Mogły więc one decydować także o zmianie granicy. Konstrukcja "domniemanej zgody" wyrażonej jakoby przez Niemcy już w 1945 r. nie ma oparcia ani w ówczesnym stanie prawnym, ani w faktach, a jako ewentualna fikcja prawna konstrukcja ta jest zbędna i łatwa do obalenia. W rzeczywistości zgoda niemiecka na granicę przyszła później. Niemiecka Republika Demokratyczna wyraziła ją z chwilą swego powstania (1949), potwierdzając w układzie zgorzeleckim (1950) i innych traktatach. Na zgodę rządu Republiki Federalnej Niemiec przyszło czekac długo, w końcu jednak rząd ten wyraził swą zgodę na granicę poczdamską w układzie o normalizacji stosunków z PRL (1970).

Dodać tu można, iż p. Giertych ma rację zaznaczając, że "zgoda narodu niemieckiego nie była [...] w ogóle potrzebna". Lecz trudno przyjąć jego wyjaśnienie, dlaczego tak było. P. Giertych jest zdania, że Polska legalnie "dokonała, drogą debellatio, aneksji ziem po Odrę i Nysę, a także i Wolnego Miasta Gdańska". Pomijam tu błąd traktowania na jednej płaszczyźnie W.M. Gdańska oraz ziem na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej - położenie prawne Gdańska było inne. Istotne jest pojęcie zawojowania (debelacji). Na zawojowanie składają się dwa elementy: podbój i aneksja, w zasadzie całego terytorium państwa podbitego. Podoboju Niemiec dokonała koalicja, zwłaszcza zaś mocarstwa, poprzez działania zbrojne Armii Czerwonej i Sojuszniczych Sił Ekspedycyjnych. Z racji podboju tytuł do aneksji nie mógł przysługiwać żadnemu indywidualnemu państwu, lecz należał do koalicji, ta zaś zgodziała się na zwierzchnią rolę czterech mocarstw w Niemczech i wobec Niemiec. Już więc z tego względu opieranie tytułu polskiego bezpośrednio na zawojowaniu ma swe braki. Mocarstwa, jak wiemy, nie anektowały terytorium niemieckiego. Czyli zawojowanie z tym znaczeniu nie wchodziło w rachubę. Pozostaje kwestia aneksji części terytorium państwa zwyciężonego. Otóż nasuwa ona także różne wątpliwości. Z reguły prawo międzynarodowe wymaga, iżby taka częściowa aneksja została potwierdzona w traktacie pokoju. Tym samym p. Giertych wikła się w wymóg traktatu pokojowego z Niemcami - wymóg od dawna zbędny i nierealny. Granica na Odrze i Nysie ma dostatecznie mocne podstawy prawne i żadnego traktatu pokojowego dla swego potwierdzenia nie potrzebuje. Cytowane przez p. Giertycha przykłady - bez względu na to jak różne - nie są przykładami aneksji części, lecz całości terytorium. A zatem nie podbudowują jego twierdzenia. Powołanie się zaś na praktykę Rzeszy Niemeckiej z lat 1939-1945 jest chybione, ponieważ praktyka ta była jednoznacznie bezprawna. Argument tu quoque jest zresztą zawsze ryzykowny - w prawie i nie tylko w prawie łatwo może on mieć skutek destrukcyjny.

Replikując wszakże na drugą wypowiedź prof. Nahlika ("TP" nr 39/85) podkreslić trzeba, iż problem zawojowania nie da się całkowicie wyeliminować z naszej kwestii. Pierwszy element zawojowania - mianowicie podbój - zrealizował się był w Niemczech w r. 1945. Rzecz jest istotna, ponieważ właśnie podbój Rzeszy dał mocarstwom tytuł do objęcia najwyższej władzy w Niemczech. Następnym krokiem mogła być aneksja, na co jednak koalicja antyhitlerowska się nie zdecydowała. Już sama mozliwość aneksji była pod względem prawnym pierwszorzędnej wagi: kto mógł pójść tak daleko, tj. dokonać aneksji, mógł był uczynić mniej - zatrzymać władzę najwyższą nad Niemcami i przesądzić zmianę ich wschodniej granicy. Do tego sprowadza się podstawa i sens układu poczdamskiego. Prof. Nahlik omawia ewolucję prawa i jego stan dzisiejszy, tj. postawienie debelacji poza prawem. Lecz argument jego mija się z naszą kwestią, ponieważ dzisiejsze prawo nie jest miarodajne dla oceny sytuacji Rzeszy Niemieckiej w momencie klęski. Miarodajne jest prawo ówczesne, czyli z roku 1945. Prawo to nie chroniło Rzeszy jako agresora przed zawojowaniem, a zatem przed aneksją. W szczególności nie chronił Rzeszy pakt Brianda i Kelloga, wielokrotnie przez Rzeszę naruszony. Nie chroniła jej Karta Narodów Zjednoczonych i wynikający z Karty zakaz nabytków terytorialnych opartych na użyciu siły militarnej. Zresztą w chwili klęski Niemiec Karta jeszcze nie istniała. Znany prawnik Hans Kelsen postawił w 1945 r. tezę o debelacji Rzeszy Niemieckiej: teza ta była swego czasu szeroko dyskutowana. Ewentualność debelacji wobec III Rzeszy nie była żadnym anachronizmem prawnym. To, że w konkretnych okolicznościach roku 1945 mocarstwa nie wzięły aneksji w rachubę i aneksji (w tym debelacji) nie dokonały, było rezultatem ich polityki i decyzji, nie zaś wynikiem zakazu płynącego z prawa międzynarodowego.

Źródło: Tygodnik Powszechny, nr 44 z 3 listopada 1985 r.
Jędrzej Giertych : List w odpowiedzi na list p. Skubiszewskiego

W związku z artykułem p. Krzysztofa Skubiszewskiego "Granica poczdamska" w numerze "Tygodnika Powszechnego" z dnia 3 listopada 1985 mam do powiedzenia co następuje.

P. Skubiszewski pisze: "Na zawojowanie składają się dwa elementy: podbój i aneksja w zasadzie całego terytorium państwa podbitego! (...) Podbój Rzeszy dał mocarstwom tytuł do objęcia najwyższej władzy w Niemczech. Następnym krokiem mogła być aneksja, na co jednak koalicja antyhitlerowska się nie zdecydowała (...) W konkretnych okolicznościach roku 1945 mocarstwa nie wzięły aneksji w rachubę i aneksji (a tym samym debellacji) nie dokonały".

Owszem, mocarstwa koalicyjne dokonały nie tylko podboju, ale i aneksji. Skasowały one - drogą faktu - Rzeszę Niemiecką (także - całkiem formalnie - również i Prusy) i objęły nad ich terytorium tymczasowo pełnię władzy, a potem tym terytorium samowładnie zadysponowały, tworząc na tym terytorium dwa nowe państwa (Niemiecką Republikę Federalną i Niemiecką Republikę Demokratyczną), przywracając do życia trzecie państwo, skasowane legalnie przez niemiecką aneksję na z górą rok przed wybuchem wojny światowej (Austrię), zwracając pełną suwerenność, oraz dawniej posiadane terytoria państwu, istniejącemu tylko w szczątkowej formie jako "protektorat" (Czechosłowacji) oraz dokonując bezpośredniej aneksji na rzecz własną trzech państw, uczestniczących w podboju, mianowicie na rzecz Polski, Rosji i Francji, choć nie na rzecz Stanów Zjednoczonych i Anglii. Mianowicie Polska zaanektowała ziemie po Odrę i Nysę, Rosja zaanektowała Królewiec z okręgiem, Francja stworzyła w formie plebiscytu warunki do zaanektowania - ostatecznie nie dokonanego - zagłębia Saary. (Nie zapominajmy, że i Polska brała udział w podboju: wojska polskie u boku wojsk rosyjskich dotarły do Berlina, a wojska polskie u boku aliantów zachodnich dotarły do Bremerhaven i brały potem przez czas dłuższy udział w okupacji części Niemiec wzdłuż granicy Holandii). Debellatio (debellacja) wcale nie musi być aktem wspólnym i równoczesnym wszystkich mocarstw, uczestniczących w podboju, lecz może być dokonane etapami. Tak na przykład trzeci rozbiór Polski dokonany został osobno przez Rosję i Austrię 3 stycznia 1795 roku, a osobno przez Prusy 2 października 1795 roku, przy czym trzy państwa rozbiorcze podpisały wspólną konwencję rozbiorową dopiero 26 stycznia 1796 roku.

Jędrzej Giertych
19 listopada 1985 r.

Tekst nie został opublikowany w Tygodniku Powszechnym.

Źródło: Kresy.pl, Jak Polska odzyskała Ziemie Zachodnie?


Stanisław E. Nahlik : Wciąż o "granicy poczdamskiej"

Niechętnie zabieram głos w tej sprawie już po raz trzeci. Jednakże w świetle ostatniej wypowiedzi prof. Skubiszewskiego ("TP" nr 44 z 3 listopada br.) uważam to za niezbędne. Daruje mi prof. Skubiszewski, ale nie przekonały mnie jego wywody, jakoby moja teza o domniemanej zgodzie Niemiec wyrażonej już w r. 1945 szła "za daleko" i jakoby była "łatwa do obalenia" (nie przytaczam tu odnośnego wywodu w całości, bo nie chcę już obszerniej się na ten temat rozpisywać).

Broniona przeze mnie konstrukcja prawana wydaje mi się i prosta, i jasna. "Bezwarunkwość" kapitulacji, dokonanej przez Niemcy w maju 1945 r., w założeniu mieściła w sobie zgodę na wszystko, co postanowią o ich losie zwycięzcy alianci odbierający kapitulację, wszystko - a więc i to, co dotyczyć będzie granic. W momencie kapitulacji były już powszechnie znane uchwały jałtańskie z lutego 1945, które postanawiały, że Polska otrzyma poważny przyrost terytorium na północy i zachodzie, a więc kosztem nie czyim innym, ale właśnie Niemiec. "Bezwarunkowa" kapitulacja wyrażała zatem implicite zgodę m.in. na odnośne straty terytorialne, których konkretyzację tylko stanowiły następnie postanowienia układu poczdamskiego.

Co w tym "Idącego za daleko" i co tak "łatwego do obalenia"? Dla informacji: do powyższej konstrukcji prawnej udało mi się już przekonać niejedno audytorium niemieckie, i to zarówno w ramach Szkoły Letniej Uniwersytetu Jagiellońskiego, jak na całym szeregu uniwersytetów zachodnioniemieckich. Przykro mi, że nie zdołałem przekonać prof. Skubiszewskiego. Ale w końcu - niemieckie właśnie porzekadło powiada, że profesor to jest ein Mann anderer Meinung...

Źródło: Tygodnik Powszechny, nr 47 z 24 listopada 1985 r.


Teksty ukazały się Tygodniku Powszechnym: nr 27 z 7 lipca 1985; nr 36 z 8 września 1985; nr 39 z 29 września 1985; nr 44 z 3 listopada 1985; nr 47 z 24 listopada 1985. Aktualnie (grudzień 2012) dostępne są w internecie - Granica poczdamska i prawo międzynarodowe. Część listów Jędrzeja Giertycha, których nie opublikował Tygodnik Powszechny, dostępna jest (grudzień 2012) na portalu Polskie Kresy.info - Jak Polska odzyskała Ziemie Zachodnie. Przedruk służy wyłącznie celom edukacyjnym.


TYGODNIK POWSZECHNY - katolicki tygodnik społeczno-kulturalny, założony przez kardynała Adama Stefana Sapiehę, ukazujący się od 1945 roku. Pismo inteligencji katolickiej, które tworzyło w czasach PRL-u jeden z nielicznych przyczółków wolnej myśli i wolnego słowa w Polsce. W pewnym stopniu (wyznaczonym przez cenzurę) na jego łamach można było głosić poglądy nieprzychylne władzom komunistycznym. Komitet redakcyjny składał się początkowo z czterech osób: z ks. Jana Piwowarczyka, Jerzego Turowicza (wieloletniego redaktora naczelnego), Konstantego Turowskiego i Marii Czapskiej. Później dołączyli do nich m.in. Zofia Starowieyska-Morstinowa, Stefan Kisielewski, Leopold Tyrmand, Antoni Gołubiew, Paweł Jasienica, Stanisław Stomma, Hanna Malewska i Józefa Golmont-Hennelowa. W 1948 roku aresztowano Pawła Jasienicę, publicystę tygodnika. W 1953 r. pismo zamknięto z powodu odmowy opublikowania w numerze z 8 marca nekrologu Stalina, a jego wydawanie wznowiono w grudniu 1956 r. Na łamach TP publikowali m.in. Karol Wojtyła, Władysław Bartoszewski, Jerzy Zawieyski, Jacek Woźniakowski, Stefan Wilkanowicz, Leszek Kołakowski, Stanisław Lem, Zbigniew Herbert, Tadeusz Kudliński, Czesław Zgorzelski, Czesław Miłosz, Józef Tischner, Adam Boniecki, Tadeusz Mazowiecki. Jedno z nielicznych pism na świecie, ktoremu wywiadu udzielił papież Jan Paweł II. Po wprowadzeniu stanu wojennego wydawanie pisma zostało na kilka miesięcy zawieszone. W latach 80. tygodnik stał się nieformalnym organem polskiej opozycji demokratycznej i był niekiedy uważany za jedyne legalne pismo opozycyjne w PRL.
Na podstawie: Wikipedia.pl


Jędrzej GIERTYCH (ur. 7 stycznia 1903 w Sosnowcu, zm. 9 października 1992 w Londynie) - polityk, dyplomata pisarz i publicysta. Jeden z przywódców Stronnictwa Narodowego, bliski współpracownik Romana Dmowskiego. Ojciec m.in. prof. Macieja Giertycha i o. Wojciecha Giertycha, dominikanina i Teologa Domu Papieskiego. Dziad znanego polskiego polityka i prawnika, Romana Giertycha.
Jako piętnastolatek wraz z całym Liceum uczestniczył w rozbrajaniu Austriaków w Kielcach. Służył ochotniczo w czasie wojny z Rosją, podczas bitwy warszawskiej został ranny. W latach 1921–1926 studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Kierownik Wydziału Polskich Drużyn Harcerskich poza granicami Polski w Głównej Kwaterze ZHP, organizował harcerstwo m.in. we Francji, Czechosłowacji i w Niemczech. W 1926 roku podczas przewrotu majowego zgłosił się wraz z harcerzami do wojska w obronie legalnego rządu. W latach 1927-1932 pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, od 1931 attaché kulturalny przy konsulacie w Olsztynie (niem. Allenstein). W 1932 usunięty z MSZ, rozpoczyna działalność polityczną w Obozie Wielkiej Polski i Stronnictwie Narodowym.
W kampanii wrześniowej brał udział w obronie Helu, wzięty do niewoli i w latach 1939-1945 przebywał w niemieckich obozach jenieckich, skąd podjął kilkanaście prób ucieczki.
Po wojnie światowej wrócił do Polski, skąd wywiózł swoją żonę i sześcioro dzieci. Następnie do końca życia przebywał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Zmarł w Londynie, spoczął na cmentarzu w Kórniku koło Poznania.
Autor wielu książek m.in.: My Młode Pokolenie (1929), Tragizm losów Polski (1936), Na szlakach dziejowych Romana Dmowskiego (pod pseud. Adama Wiernego) (1939), Polityka polska w dziejach Europy (1947), Wrześniowcy (1957), Europa w niewoli (1959), Polski Obóz Narodowy (1977, 1978), Józef Piłsudski 1914-19 (1979–1982), Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku (1984).
Na podstawie: Wikipedia.pl


Stanisław NAHLIK (ur. 8 maja 1911 we Lwowie, zm. 5 listopada 1991 w Krakowie) - prawnik, profesor prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Jagiellońskim, znawca zagadnień ochrony dóbr kultury, prawa dyplomatycznego i prawa traktatów. Członek Polskiej Akademii Umiejętności. Poza działalnością naukową był znany jako wybitny znawca dzieł Szekspira.
Ukończył Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie w 1933 uzyskując tytuły magistra prawa i magistra nauk dyplomatycznych. Był następnie asystentem na UJK u profesora Ludwika Ehrlicha, a od 1936 pracował w służbie dyplomatycznej. W czasie II wojny światowej pracował w Poselstwie RP w Bernie.
Od 1946 przebywał w kraju. Doktorat w 1948, od 1958 docent. Zwolniony z pracy w MSZ w 1949. Pracował następnie w Akademii Nauk Politycznych (do 1950) i w Ministerstwie Kultury i Sztuki, zajmując się m. in rewindykacją dzieł sztuki zagrabionych w czasie II wojny światowej przez Niemcy i ZSRR. Od 1957 sekretarz naukowy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz w Szkole Głównej Służby Zagranicznej. Od 1959 do 1962 profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, a następnie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od co najmniej 1963 roku utrzymywał kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa.
Uzyskał doktoraty honoris causa Uniwersytetu Ruhry w Bochum i Uniwersytetu w Bordeaux. Był delegatem Polski na konferencje międzynarodowe w 1968 i 1969 w Wiedniu, podczas których wynegocjowano i przyjęto Konwencję wiedeńską o prawie traktatów. W latach 80. XX wieku uczestniczył w negocjacjach z Adamem Czartoryskim w sprawie przekazania narodowi kolekcji Czartoryskich będącej częścią Muzeum Narodowego w Krakowie.
Autor książek m.in.: Grabież dzieł sztuki. Rodowód zbrodni międzynarodowej (Wrocław 1958); Wstęp do nauki prawa międzynarodowego (Warszawa 1967); Narodziny nowożytnej dyplomacji (Wrocław-Warszawa-Kraków 1971); Kodeks prawa traktatów (Warszawa 1976); Prawo międzynarodowe i stosunki międzynarodowe (Kraków, 1981)
Na podstawie: Wikipedia.pl


Krzysztof SKUBISZEWSKI (ur. 8 października 1926 w Poznaniu, zm. 8 lutego 2010 w Warszawie) - polityk, profesor prawa międzynarodowego, minister spraw zagranicznych w latach 1989-1993. Kawaler Orderu Orła Białego. Absolwent Uniwersytetu Poznańskiego. Wykładał we Francji, USA, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. W dorobku naukowym wiele publikacji i opracowań, m.in. współautor podręcznika do prawa międzynarodowego "Prawo międzynarodowe publiczne. Zarys wykładu." Członek-korespondent PAN i pracownikiem naukowym Instytutu Nauk Prawnych PAN.
W latach 1981-1984 w składzie Prymasowskiej Rady Społecznej, w okresie 1986-1989 członek Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa PRL, Wojciechu Jaruzelskim. Działał w "Solidarności" oraz w Wielkopolskim Klubie Politycznym "Ład i Wolność".
13 września 1989 powołany na stanowisko ministra spraw zagranicznych w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego. Utrzymał tę tekę w kolejnych gabinetach - Jana K. Bieleckiego, Jana Olszewskiego, Waldemara Pawlaka i Hanny Suchockiej (do 25 października 1993). 14 listopada 1990 wraz z Hansem-Dietrichem Genscherem podpisał układ graniczny między Polską a Niemcami, gwarantujący uznanie przez RFN granicy na Odrze i Nysie. W okresie jego urzędowania zapoczątkowane zostały rokowania dotyczące członkostwa RP w NATO. Negocjował także zawarty 17 czerwca 1991 traktat polsko-niemiecki o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. W 1992 jego nazwisko pojawiło się na tzw. liście Macierewicza.
Przyczynił się do sformułowania czterech tez, które zdefiniowały polską politykę zagraniczną początków III Rzeczypospolitej: - ukształtowanie w pełni zachodniej orientacji; - normalizacja stosunków i budowa wspólnoty interesów z Niemcami; - oparcie stosunków dwustronnych z nowymi sąsiadami Polski na solidnych podstawach traktatowych, wykluczających wzajemne roszczenia czy spory, a zarazem stwarzających przesłanki dobrosąsiedzkiej współpracy; - wyprowadzenie Polski z bloku komunistycznego, oraz ustanowienie normalnych stosunków ze wschodnimi sąsiadami, zwłaszcza z ZSRR, a potem Rosją. (Za: Polska, oficjalny portal promocyjny Rzeczypospolitej Polskiej)
Po odejściu z rządu został przewodniczącym Trybunału Rozjemczego USA-Iran oraz sędzią ad hoc Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
Zmarł 8 lutego 2010 po krótkiej chorobie związanej z kontuzją stawu biodrowego. Został pochowany 18 lutego tego samego roku w Panteonie Wielkich Polaków w Świątyni Opatrzności Bożej
Na podstawie: Wikipedia.pl oraz Polska.gov.pl


Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum. W dziale Państwo możesz podyskutować o zagadnieniach państwowych i międzynarodowych, Unii Europejskiej, relacjach polsko-niemieckich, stosunkach z innymi państwami. Dział Obywatelskość obejmuje takie zagadnienia jak: społeczeństwo obywatelskie, wolność słowa, patriotyzm, cywilizacja łacińska, myśl zachodnia. Z kolei w dziale Jednomandatowe Okręgi Wyborcze możesz podyskutować o systemach wyborczych i wyborach do organów przedstawicielskich różnych szczebli.



Koszalin7-info
Koszalin7-forum
Koszalinianie