Walka o Pomorze
Część I. Szczep a naród.
- Tam, gdzie się Wisła kończy
- O bursztynowe wybrzeże
- W mrokach przeszłości
- Najazdy skandynawskie
- Czarowna przystań
- Pierwszy krzyż polski na Pomorzu
- Święte głazy z Kołobrzegu (1000 r.)
- Co rozrywało związek Polski z Pomorzem
- „Przeszedł morze”
- Wyprawy misyjne za Krzywoustego
- „Pan tej ziemi”
- Drang nach Osten
- Pomorzanie - Kaszubami
- Początki dynastji udzielnej
- Kolonizacja niemiecka
- „Latrones cruce signati”
- Wojna Pomorzan z krzyżakami
- Pomorsko-polski szturm na Gdańsk
- Dwaj druhowie (Mszczuj II i Przemysł II)
- Panem Pomorza - Król Piast
- Przypiski - część I
Tam gdzie Wisła się kończy
Każdy, kto śpieszy latem na wywczasy na polskie „wybrzeże bursztynowe”, pragnąłby zaznać błogiej ciszy i pokoju, tymczasem napotyka na tej ziemi jakiś nastrój walki, szermierki, zapasów.
Ledwie wsiądziesz do wagonu, zaraz wśród podróżnych słyszysz dwa krzyżujące się z sobą języki, jeden polski, drugi niemiecki. Pasażerowie świdrują się wzrokiem, czekając jakim językiem się do nich kto odezwie, czy powie „Guten Tag”, czy „dzieńdobry”. Po dłuższem lub krótszem wahaniu jedna mowa w przedziale bierze górę.
Spojrzysz na morze - i choćby to był cichy słoneczny dzień, to i na niem dostrzeżesz jakieś echa starć i zmagań, jakieś odgłosy walk. Krzyżują się statki polskie i niemieckie. Tu Gdynia, tam Gdańsk... Królewiec! Spojrzysz w Gdańsku na wystawy księgarń, ta sama walka w dziedzinie nauki, sztuki, a szczególnie historji.
Wszystko tchnie walką dwóch narodów, walką, która się toczy od wieków. Dla nas Polaków walka o Pomorze nie jest walką tylko o kawał ziemi, ale o coś więcej. Wieki zapasów nauczyły nas, że zajęcie Pomorza przez Niemców to wyrok śmierci na Polskę, to początek jej agonji. Wszak rozbiór Polski zaczął się od zaboru Pomorza przez Fryderyka II! Ujście Wisły to amulet życia naszego narodu. Kto je Polsce zabiera, ten ją zabija. Naród nad Wisłą osiadły musi zginąć bez jej ujścia. Stąd Polska musi odpierać wszelkie dążenia Berlina i Królewca, zmierzające do zagarnięcia Pomorza.
Tu, w tem miejscu ujścia Wisły dwa narody jakby wbijały klin w ciało przeciwnika, klin w klin. Polacy dążą z południa ku północy, z biegiem Wisły do morza, Niemcy od zachodu na wschód od Berlina do Królewca - wzdłuż Wybrzeża. Niemcy chcą nas odciąć od morza, zatamować nam oddech, a oskarżają Polskę, że chce oderwać Prusy Wschodnie od Rzeszy niemieckiej. Tymczasem Polska pragnie utrzymać ten wąski pas ziemi, jako jedyną drożynę ku morzu.
Polska jest dzisiaj jak taternik, co wisząc na linie, wspina się, aby na szczycie zyskać nowe widnokręgi. Tym sznurem dzisiaj jest wąskie pasemko ziemi, które dotyka morza. Jeśli kto ten sznur przetnie, to Polska runie w przepaść. Dziś ten sznur starają się wszelkiemi sposobami przeciąć Niemcy. To pasmo ziemi pomorskiej nie było dawniej tak wąziutkie. Pomorze było szerokie, ciągnęło się od Odry po Wisłę. Jak Niemcy zwolna coraz je obcinali, jak odrywali kawałek po kawałku, niemcząc jedno miasto po drugiem albo zakładając nowe, o tem uczy historja. Ona wykazuje, że walka o ujście Wisły była najcięższą ze wszystkich, jakie prowadził nasz naród.
Pomorze jest zroszone i przesiąknięte krwią naszych ojców tak, jak żadna inna ziemia nasza - o ten kraj stoczyliśmy setki bitew i ową ze wszystkich największą - pod Grunwaldem.
Boje na tej ziemi od czasu do czasu przycichają. Ale burzące się wciąż na nowo fale Bałtyku przypominają nam, że życie - to ciągły bój, ruch i zmienność, i że szczególnie ono - samo morze jest tej walki ludów klasycznym terenem.
Uświadomili to sobie dobrze Niemcy i wyrazili przez usta Fryderyka Liszta w r. 1843:
„Morze to jest główny gościniec na kuli ziemskiej, to jest arena dla igrzysk (Paradeplatz) narodów, to teren zapasów siły i ducha przedsiębiorczego wszystkich ludów, to kolebka wolności. Kto nie ma uczestnictwu w morzu, ten jest wyłączony od udziału w dobrach i zaszczytach świata... Naród bez żeglugi jest jakby ptak bez skrzydeł, jak ryba bez płetw. Bandera okrętowa jest koroną na głowie narodu. Włóżmy raz nareszcie tę koronę na skronie naszego narodu”.
Czemuż, wiedząc o tem, wyrywają nam resztki naszego wybrzeża i wykluczają nas od udziału w „dobrach, zaszczytach świata”, pozbawiają „wolności”?
O bursztynowe wybrzeże
Śród pięknych obrazków, jakie przyniósł nam „Wiatr od morza” Żeromskiego, żaden nie przykuwa tak uwagi czytelnika, nie wywiera tak niezatartego wrażenia, jak żywiołowy atak Danów na gród slowiańiki w Oksywji.
Odrazu ogarnia nas atmosfera walki, która jest nieodłączną cechą tego wybrzeża. Dlaczego tu właśnie ta walka tak wcześnie zawrzała i zakipiała?
Czy przed wiekami nie rozbudził jej bursztyn? Jak dziś w kopalniach złota człowiek ściera się z człowiekiem o bryłkę drogocennego kruszcu, tak przed wiekami toczyły się na południowem wybrzeżu Bałtyku walki - o bursztyn. Znano go oddawna. Już śród ludów młodszej epoki kamiennej (5000-2000 przed Chrystusem) znaleziono w Gdańsku amulet w kształcie bursztynowego toporka1. Nie wszyscy coprawda mieszkańcy wybrzeża poznali się na wartości bursztynu. Niektórzy lekceważyli te "brudy zgęstniałego morza" - (jak zwie bursztyn Pyteasz2, piszący około 320 r. przed Chrystusem) - i na opał używali - stąd go Niemcy płonącym kamieniem (Brennstein, dziś Bernstein) zwali. Dopiero moda Greków i Rzymian nadała bursztynowi wartość jakby drogiego kamienia. Bajano o tym bursztynie w starożytności, że ma duszę, że z niego sypią się iskry, że w nim są niesamowite siły, jakby w dawnych wiekach przytłumione i uwięzione, a które teraz wszystko przyciągają ku sobie. Ten zagadkowy czarodziejski pół-kamień, pół-szkło już Homer zwał „elektronem” (skąd wyraz elektryczność). Poeci pisali, że bursztyny to są łzy spadłe do morza, łzy wylewane przez siostry za bratem, niebacznym woźnicą słońca Faetonem. Herodot opisywał drogi, prowadzące na północ do krainy bursztynów. I kiedy na południu Europy bursztyn stawał się coraz to modniejszym, zaczęły się roić od kupców drogi prowadzące na północ, a tam na północy zaczęto „kamieniem płonącym” handlować, coraz zajadlej go sobie wydzierać. Bursztyn ściągał tu sól i cenne podarunki, zatem łupieżców i wojowników, stał się ośrodkiem walki, początkiem najazdów.
Dziś bursztyn już nie ma tej wartości co dawniej, ale wybrzeże bursztynowe pomimo to jest dla nas Polaków - bezcenne. Doświadczyliśmy bowiem, że z chwilą, gdy straciliśmy to wybrzeże elektryzujących bursztynów-amuletów, przychodziła na nas zagłada.
Nieocenione jest dla nas to ujście Wisły, gdzie jak Kochanowski malował w „Proporcu”, „Delfinowie gęści po wierzchu wody grają, połyskując złotem, brzegi bursztynem świecą...”
W mrokach przeszłości
Czyje ręce rzeźbiły bursztynowy wisiorek - toporek 5000 lat przed Chrystusem w okolicach Gdańska? albo sławnego bursztynowego dzika? Kto był najdawniejszym mieszkańcem Pomorza - o to znów dzisiaj toczy się walka. Germanin czy Słowianin? Tendencyjność tej walki wyziera wyraźnie z książki, którą wydał Gustaw Kossina pt. „Die deutsche Vorgeschichte eine hervorragend nationale Wissenschaft„ (Niemiecka prehistorja jako nauka wybitnie nacjonalna). W powyższem dziełku rozchwytanem w wielu wydaniach zapowiedział ten prehistoryk Niemcom bez obsłonek zgóry, że jeśli uda się niemieckim archeologom udowodnić, że Germanie byli tubylcami na wschodnich kresach Rzeszy niemieckiej, będzie to zdobycz narodowa, polityczna...
I w myśl tego programu niemieccy badacze wysunęli na front walki twierdzenie, że Germanowie przebywali na Pomorzu, na Śląsku itp. - od wieków wieków! Każda kostka wykopana po jakimś „Germanie” miała mieć znaczenie prawa - do tej ziemi. W odpowiedzi na ten atak badacze polscy jak prof. Kostrzewski przewracają ziemię i wykazują, że obok germańskich grobów skrzynkowych - są groby popielicowe tak zwane kultury łużyckiej; twierdzą, że owi ludzie, palący zwłoki, należą prawdopodobnie do rasy słowiańskiej, i że zjawili się od lat mniej więcej 1400 przed Chrystusem. Ich zdaniem, owi Słowianie przetrwali na tej ziemi najazdy Germanów i ulegali tylko wpływom germańskich obyczajów.
Jeśli chodzi o samo Pomorze, to i tu znaleziono groby należące do kultury łużyckiej i podobne stąd można snuć wnioski3.
Śród świadectw autorów starożytnych, którzy najwcześniej mówią o bytności Słowian u ujścia Wisły - szczególnie ważne złożył geograf grecki Ptolomeus (II w. po Chrystusie), który zaznacza, że Wenedowie (Uenedai) mieszkają w dorzeczu Wisły aż do morza tj. aż po zatokę wenecką (wenedikos kolpos). Mówi więc wyraźnie, że Słowianie są osiedleni na południowym brzegu Bałtyku. Zaczerpnął, zdaje się, te wiadomości od kupców, którzy wędrowali do Bałtyku na Pomorze po bursztyn. Od nich zapewne dowiedział się i o nazwie rzeki samej Wisły, którą podaje w brzmieniu czysto słowiańskiem, tak samo jak i nasze miasto „Kalisz” (Kalissia, od wyrazu kał, kałuża). Są to nazwy tak dokładnie przez niego przekazane, że też i tamtą wiadomość o zamieszkaniu ujścia Wisły przez Słowian należy uznać za prawdopodobną.
Wbrew temu jednak umieli uczeni niemieccy wydobyć dla siebie z autorów starożytnych argumenty - świadczące o pobycie Burgundów, Wandalów i innych Germanów w okolicach Warty i Wisły. I w rezultacie trzeba wyznać, że z całej tej mieszaniny poprzekręcanych nazw (szczególnie z czasów chaosu wędrówek ludów) trudno wydobyć jakieś ziarno prawdy...
Byłoby zupełnie zrozumiałe, że Germanowie wędrując po całej Europie, mogli wjechać też na karki ludności słowiańskiej, potem albo powędrować dalej albo z nią się zmieszać.
Jeśli rozpłynęli się wśród ludności tubylczej Wizygoci w Hiszpanji, Longobardowie we Włoszech, to czemuż nie mogli się rozpłynąć i śród ludności słowiańskiej? Ale czyż z tego, że Germanie byli we Francji, wysunąłby dziś który historyk niemiecki postulat, aby Niemcy teraz panowali w Paryżu?
Germanie posuwać się mogli przez nasz kraj z „wandalskim” przysłowiowym rozmachem, podobni do Tatarów, ale przecież z tego że Tatarzy panowali swego czasu nad Rusią, nie można wnioskować, że Kijów należy przyznać dziś Tatarom.
Prawa do ziemi zdobywa ten, kto tę ziemię uprawiał i tak ukochał, że na niej został, a nie ten, kto porywał z niej skarby, wycisnął co mógł z jej mieszkańców i wkońcu pogardziwszy nią, poszedł szukać cieplejszych okolic. Cichy pracownik ma większe do niej prawa, niż chwilowy najeźdźca.
Najazdy skandynawskie
Z pośród ludów germańskich, które miały przebywać na ziemiach słowiańskich, a szczególnie na Pomorzu, trzeba osobno wydzielić ludy skandynawskie i zapytać, czy historycy niemieccy mają rację, kiedy na podstawie dorywczych triumfów tych najeźdźców roszczą sobie prawa do naszej ziemi. Wszak w najlepszym razie mogliby mieć te pretensje Szwedzi i Duńczycy, ale skąd Niemcy?
Wszak na tej samej podstawie, że ongi Duńczycy zawojowali Anglję, Niemcy (dzisiejsi wrogowie Duńczyków) mogliby sobie rościć pretensje do panowania nad Tamizą, albo z racji zwycięstwa Waregów na Rusi mogliby chyba dzisiaj zawładnąć Kijowem?!
W rzeczywistości Bałtyk stosunkowo bardzo późno (bo dopiero od czasu zajęcia Lubeki) ujrzał na swych falach Niemców. Historycy niemieccy, którzy dziś chcą rewindykować prawa do panowania na wybrzeżu południowem Bałtyku, muszą chcąc nie chcąc przyznać, że właściwie zrazu to morze wcale nie było niemieckie. Pływały po niem łodzie Słowian, a także Skandynawów, tj. jakbyśmy dziś powiedzieli szwedzkie i duńskie, natomiast statki samych Niemców, Sasów czy innych szczepów podobnych zjawiły się tu stosunkowo dość późno. Szczególną ruchliwość na tem morzu okazywali Skandynawowie (Szwedzi i Duńczycy), którzy byli niezwykle skorzy do napadu na Pomorze. Wiek za wiekiem przynosił nowe ich napady na tę ziemię. Wszak nasza kronika Wincentego pełna jest podań o walkach Polaków z temi północnemi ludami, a za jego to właśnie czasów Duńczycy, rozszerzając (od roku 1184) swe zwierzchnictwo nad Pomorzem, wkońcu w r. 1225 opanowali całe południowe wybrzeże Bałtyku aż po okolice dzisiejszego Królewca, a nawet i dalej. Szwedzi wprawdzie dopiero w XVII w. opanowali Pomorze z Rugją i Szczecinem i urządzali trzykrotnic wyprawy na podbój polskich wybrzeży za Gustawa Adolfa (1626-1629), za Karola X Gustawa (1655-1660) i za Karola XII (na początku XVIII w.). W czasie tych wszystkich wypraw Szwedzi bezlitośnie łupili i niszczyli nasz kraj i, albo przez pewien czas zatrzymali się po twierdzach i miastach pomorskich (aż do r. 1629, względnie 1635), albo też (jak na początku XVIII) zapędzili się na Ukrainę i przeszli aż na teren turecki.
Czy zadziwiająca perjodyczność tych wypraw (mająca nawiasem mówiąc widocznie jakieś głębsze przyczyny) nie może nasunąć przypuszczenia, że podobne łupieżcze napady raz za razem następowały i w zamierzchłych wiekach? Jedną z takich wypraw „szwedzkich”, najdawniejszych, to jest wyprawę Gotów, opisał w r. 551 Jordanes, pochodzący sam z Gotów. Lud ten miał, jego zdaniem, wyruszyć ze Skandynawji, na wyspę Gotlandję (Gotiscandza, przez co dawniej mylnie rozumiano Gdańsk), poczem część ich miała podążyć nad ujście Wisły, a następnie na południe nad brzegi morza Czarnego5. Jeśli garstka Gotów pozostała na Pomorzu, to cóż się z nią stać mogło?
Jeśli np. Duńczycy, wpadłszy do Angiji, wkońcu doszli do zgodnego współżycia z tamtejszą ludnością i w Angiji zamieszkali, dlaczego to się nie mogło stać i na Pomorzu?6
Jeśli po najeździe Gustawa Adolfa na Pomorze, pozostały później załogi szwedzkie po miastach nadbrzeżnych, to czy podobnież i w owych czasach zamierzchłych nie pozostały załogi Skandynawów śród osad tubylców?
Właśnie w chwili, gdy Polacy po raz pierwszy występują na arenę dziejów - spotykają - jak zobaczymy - na Pomorzu taki przykład symbiozy Skandynawów w mieście nad Odrą w Wolinie, gdzie śród licznej ludności słowiańskiej w tzw. Jomsborgu siedziała załoga duńska7.
Tego rodzaju drobne placówki duńskie jak Jomsborg w Wolinie mogły się zjawić także i wpobliżu ujścia drugiej rzeki Wisły jak np. na półwyspie Helu lub w Jastarni, która jeszcze w r. 1582 zwie się Osternese8. Te osady skandynawskie miały może raczej charakter handlowy i tem się tłumaczy, czemu Duńczycy trzymali się głównie ujść Odry czy Wisły. Pod Gniewem (Mewe) w wykopaliskach znaleziono przy statku północnym nietylko miecz, ale i wagę! Zapewne podróżnik Wulfstan, który na końcu IX wieku płynął od Szlezwiku aż do jeziora Truso9 (tj. do jeziora Druźno koło Elbląga) - jechał też głównie w celach handlowych.
Temu żeglarzowi Wulfstanowi zawdzięczamy ważne świadectwo. Pisze on, że wszystkie plemiona, zamieszkujące Bałtyckie wybrzeża od Szlezwiku aż po ujście Wisły, należały do tej samej rasy Winedów, czyli Słowian i że dopiero od Wisły na wschód mieszkała już inna rasa Estjów (tj. Prusów, należąca do szczepów litewskich).
Czarowna przystań
U ujścia Odry na północ od dzisiejszego Szczecina leżało miasto wielkie, które miało różne nazwy. Zwało się Wolin (Wieluń czy Wołyń) i Julin (niby ku czci Juljusza Cezara) i Jumneta i Wineta i Jomsborg a Żydzi i Arabowie zwali je Aw-baba...
Jak na jedno miasto nazw dosyć. Ale bo też to było miasto ciekawe, - na całej Słowiańszczyźnie nadłabskiej sławne, miasto najpotężniejsze, najbogatsze. O tem mieście „jakieś niesłychane opowiadano dziwy”. - Wieść o niem szła szeroko, o potędze, o sile jak w bajce.
Ledwo też Polska wynurza się z czasów przedhistorycznych i pierwszy kronikarz współczesny (Widukind) zaczyna notować pierwsze jej kroki, słyszymy, że już walczy z tem miastem.
Także i żyd Abraham, syn Jakóba, przebywający w połowie X wieku na dworze cesarza Ottona w Niemczech, pisze, że jest to „miasto ogromne”, ma 12 bram, że jest tu port i że tu są wyborne przepisy portowe. Niema u nich króla i nie podlegają jednej osobie, ale rządzą tu starsi. Tych Wolnian jest siła wielka, mieszkają w błotnistych stronach kraju Mieszka, największego władcy słowiańskiego, z którym wciąż prowadzą walki...
Pod miastem Wolinem stała normańska (duńska) gwardja (załoga) w osobnym grodku (Jomsborg), która miała swoje przepisy (jak np. zakaz wstępowania w związki małżeńskie itp.). Osadził ją tu król duński Harald Sinozęby10.
Ale przeciw tym zaborom, idącym od północy od morza, rozpoczął walkę od lądu od południa Mieszko I - sunąc z falami swej Warty, a potem Odry - ku morzu... ku czarownej przystani. Mieszko I rozumiał, że Pomorzanie to taki sam szczep, jak i inne w jego państwie, że musi ich razem połączyć, a więc przedewszystkiem zdobyć ten ich największy gród. On występował z ideą monarchji, dynastji, gdy tymczasem w tem mieście była republika... „Niema u nich króla, nie chcą podlegać jednej osobie, rządzi tu starszyzna”, mówi żyd Abraham... Ale w Wolinie zjawił się Niemiec awanturnik graf Wichman, który poróżniwszy się z cesarzem i księciem saskim Hermanem, swym stryjem, stanął na czele Wolinian i Duńczyków i zwyciężył Mieszka. Walka była zacięta. Nawet w jednej bitwie padł brat Mieszka...
Ten brat Mieszka to pierwszy Piast, który legł w walce o połączenie Polan z Pomorzanami i o dostęp do morza. Poległ za sprawą Niemca Wichmana. Było to roku 963, lat temu 965!
Wskutek tych klęsk musiał odtąd Mieszko I płacić cesarzowi daninę, a to za część Pomorza11, sięgającą na południe aż do Warty.
Klęski te otworzyły oczy Mieszkowi. Wolin to największe - jak mówi Giesebrecht12 - miasto Słowiańszczyzny zachodniej - było ogniskiem pogaństwa, ogniskiem myśli samorzutnej pogańskiej z niezwykle rozwiniętym kultem religijnym, samorodną warstwą kapłanów, z własnym gustem, artyzmem. Zapewne o wiele skromniejszy wobec tej rozwiniętej potęgi był chram Piastowy pogański w Gnieźnie wystawiony ku czci bóstwu śmierci - Nyji13.
Aby wziąć górę nad tem gniazdem pogaństwa, Mieszko I zdecydował się przyjąć wiarę chrześcijańską za pośrednictwem swej żony Dąbrówki, córy dynastji czeskiej. W r. 966 przyjął chrzest, dostał pomoc od teścia i wsparty przez czeską konnicę w rok później 967 pobił Wichmana i zagarnął Wolin. Wichman padł w ucieczce.
Graf niemiecki padł w chwili, gdy Czesi i Polacy podali sobie ręce!
Słyszymy następnie, że w r. 972 brat Mieszka I bije na głowę margrabiego niemieckiego Hodona. Ta bitwa toczy się pod Cedyną, to jest nad dolną Odrą powyżej ujścia Warty - na terytorjum pomorskiem na południe od Wolina, w ziemi należącej do szczepu ponorskiego tzw. Licikawików14.
Odtąd Mieszko przestał płacić trybut cesarzowi za Pomorze nadodrzańskie „po Wartę” i przyłączył je do swego państwa. Na tem tle zrozumieć można teraz podania skandynawskie (sagi), które opowiadają, że załoga duńska w Jomsborgu zdradziła wkońcu króla duńskiego i przeszła na stronę Mieszka. Gdy Mieszko umiera, słyszymy15, że granica jego państwa północna szła wzdłuż morza, ale czy władał Mieszko i w Gdańsku?
Jeśli granica jego państwa szła wzdłuż morza, jeśli poskromił potężny gród Wolin wbrew Duńczykom nad ujściem Odry - gród mający na calem Pomorzu (nietylko zachodniem) hegemonję, to zdawałoby się równie prawdopodobnem, że miał w swym ręku i bliższe ujście Wisły - czyli Gdańsk.
Podczas gdy do ujścia Odry trzeba było iść drogą okrężną przez Wartę, to tutaj Wisła była bezpośrednim łącznikiem. Jeśli w pięć lat po śmierci Mieszka za Chrobrego św. Wojciech płynie z Polski do Gdańska łodzią po Wiśle, otoczony eskortą wojaków tego władcy, toć chyba i za jego ojca łodzie pełne wojaków - umiały trzymać straż nad ujściem tej rzeki.
Zresztą zdaje się, że w owych jeszcze czasach Gdańsk w porównaniu z Wolinem nie był tak wybitnym grodem, a to tem więcej, że zapewne wówczas główny nurt Wisły szedł Nogatem do Elbląga, do jeziora Druźno i dlatego też i wspomniany Wulfstan tylko o tem jeziorze wzmiankuje.
Nic też o Gdańsku nie pisze pierwsza nasza kronika (Gall), choć tyle o Pomorzu rozprawia. W r. 1000 założono biskupstwo nie w Gdańsku ale w Kołobrzegu, tak że do roku 1148 (1124) zupełna o nim cisza z wyjątkiem jedynej wiadomości, że tu w r. 997 zatrzymał się św. Wojciech w czasie wyprawy misyjnej do Prus. Najstarsza o tej misji relacja podaje nazwę Gdańska „Gyddanyzc”, nazwę słowiańską, oznaczającą tak jak Gdynia, miejsce błotniste16.
Pierwszy krzyż polski na Pomorzu
Badacze niemieccy lubią powtarzać, że „Kulturträgerami” na Pomorzu byli tylko Niemcy, że Polska Pomorzanom nie dała nic z cywilizacji. Niedawno w „Historische Zeitschrift” 192717 czytaliśmy zapewnienie... „dass alle wirkliche Kulturarbeit im Weichseltal und in anderen Teilen Westpreussens von den Deutschen geleistet worden ist...” (że właściwa praca kulturalna w dolinie Wisły i innych częściach Prus Zachodnich dokonana była przez Niemców).
Jeśli jednak chodzi o materjalną czy też duchową misję kulturalną, toć chyba, przyznają uczeni niemieccy, że nawrócenie na chrześcijaństwo jest punktem wyjścia i podstawą wprowadzenia ludu do cywiilizacji europejskiej - a tego na Pomorzu nic dokonały Niemcy, ale Polska.
Sam naczelny redaktor książki wymierzonej przeciw Polsce „Der Kampf um die Weichsel” (41-42) musiał przyznać, że nie Niemcy ani Skandynawcy, ale Polska tu wprowadziła wiarę Chrystusową i że stąd Gdańsk wraz z Pomorzem wschodniem podlegał następnie przez wieki polskiemu biskupowi.
Ten misyjny czyn Polski wsławił też Niemiec Zachariasz Werner w dramacie „Das Kreuz an der Ostsee” (1806), przedstawiając św. Wojciecha jako cudownego apostoła z płomieniem na czole.
Przywieść jakieś plemię do stóp krzyża, to nie była drobnostka, boć ten krzyż dopiero wówczas nad północą Europy rozciągał ramiona, kładąc kres wędrówkom narodów i przykuwając wreszcie nomadów do roli. Ta wiara, która pod postacią chleba czciła Boga, która w pacierzu modliła się o chleb powszedni, to była wiara siewców zboża, wiara usuwająca krwawe ofiary łowców...
Dziś Gdańsk, dawna stolica Pomorza wschodniego, najeżony wieżycami chrześcijańskich świątyń, zapomniał, że pierwszy krzyż tu u ujścia Wisły postawili nie Niemcy, ale Polacy. Mamy dowody współczesne, że św. Wojciech zanim udał się do Prus, przybył do Gdańska r. 997 na statku Wisłą w towarzystwie swego brata Radzyma (późniejszego arcybiskupa gnieźnieńskiego) i kapłana Bogusza. Św. Wojciecha otaczała eskorta 30 wojaków Bolesława Chrobrego przydanych mu „pro pace itineris”18.
W Gdańsku ochrzcił św. Wojciech „wielu”. Fakt, że to ochrzczenie tłumów w Gdańsku odbyło się tak spokojnie, dowodzi, że to się działo w kraju związanym politycznie z Chrobrym. Inaczej się stało w niepodległym kraju na wschód od Wisły, w kraju Prusaków, gdyż kraj ten był w stanie wojny z Polakami. Wiemy, że św. Wojciecha zabił właśnie ten Prusak, którego brata w wojnie przedtem zabili Polacy. Ten kontrast między ciszą w Gdańsku a wrzawą wojenną w Prusach tłumaczy się tem, że Pomorze gdańskie w odróżnieniu od Prus i rasowo i geograficznie i politycznie należało do Polski.
Ślad pierwszej misji polskiej miał pozostać w postaci wsi św. Wojciecha (St. Adalbert), leżącej dziś 9 kilometrów na południe od Gdańska; ślad to niezatartej pracy polskiej dla braci Pomorzan, pracy kulturalnej, która miała zadzierzgnąć węzeł nierozerwalny19. Nie z krwawym orężem najeźdźcy, ale z słowem odzywającem się do dobrej woli braci Pomorzan gdańskich zjawili się nad ujściem Wisły Polanie.
Święte głazy w Kołobrzegu (r. 1000)
Dowodem, że w owym czasie Pomorze było sprzęgnięte z Polską, jest to, że w trzy lata później w r. 1000 w czasie organizowania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego utworzono też obok biskupstw poddanych tej metropolji tj. krakowskiego i wrocławskiego także i biskupstwo w Kołobrzegu. Kołobrzeg, który jak widać w czasach Krzywoustego, należał do najwybitniejszych grodów Pomorza - traktowany tu w Polsce był tak jak Kraków lub Wrocław.
Nowy biskup kołobrzeski był Niemcem, ale w służbie dworu polskiego. Współczesny kronikarz niemiecki Dytmar nie omieszkał przy tej sposobności bardzo uszczypliwie odezwać się o jego owieczkach, twierdząc, że ci nowi diecezjalne Reinbema, to „lud bardzo głupi”.
Ten Reinbern spalił bóstwa pogańskie i aby uchronić Bałtyk od mocy szatańskiej, osadził w falach przy brzegu cztery kamienie, świętą chryzmą namaszczone. Dlaczego stolicą nowego biskupstwa nie został Gdańsk, albo taki potężny Wolin ale Kołobrzeg? Niezawodnie wpłynęła na to tragiczna śmierć św. Wojciecha i obawa, aby nowy biskup nie padł z ręki pogan. Gdańsk leżał za blisko Prusaków, Wolin był ogniskiem kapłaństwa pogańskiego, trzeba wybrać było miejsce środkowe mniej narażone na ataki zachodnich czy wschodnich pogan.
Wolin w istocie burzył się i kipiał gniewem przeciw Chrobremu, połączył się z cesarzem Henrykiem II, z którym Chrobry po r. 1005 rozpoczyna wojnę właśnie głównie o Pomorze nadodrzańskie20.
Równocześnie Bolesław w celach misyjnych na Pomorzu i w Prusach dobrał sobie nowego apostoła św. Brunona, Niemca, który jednak ginie podobnie jak św. Wojciech.
Fale pogaństwa zalały na pewien czas kamienie Reinberna na Bałtyku, a jego samego wyrzuciły z Kołobrzega...
Wszystko jednak wskazuje, że Chrobry kończąc swe panowanie koronacją, triumfem - odzyskał też władzę na Pomorzu; że on, albo jego syn odbudował biskupstwo pomorskie, umieszczając je bliżej granicy Kujaw - w Kruszwicy.
Co rozrywało związek Polski z Pomorzem
Po śmierci Chrobrego i jego syna Mieszka II zawierucha pogańska i wojna szczepów między sobą doprowadziła (w r. 1037 i 1038) państwo Piastowe do ruiny. Skąd to przyszło? Czy nie od północy - z Pomorza? Mówi się najwięcej o buntowniczym wodzu Mazowszan Masławie, ale był drugi wódz Pomorzan jakiś Zemuzil (Zmysł, Ziemomysł?) i trudniej go było pokonać. Jeśli przeciw Mieszkowi I wspierali Pomorzan w Wolinie Jomsborczycy, to w tym czasie potęga Danji doszła do tak olbrzymich rozmiarów pod takim potentatem, jakim był Kanut, pan Angiji, Danji i Norwegji, że od niej to pewnie wyleciała ta grudka, która przez Pomorzan pchnęła lawinę na Gniezno.
Jeśli w całej tej katastrofie odegrała główną rolę reakcja pogańska, która wywróciła katedrę metropolitalną w Gnieźnie, toć przedewszystkiem pierwsze skrzypce w tym rokoszu odegrało chyba najbardziej rozwinięte kapłaństwo pogańskie na Pomorzu21.
Dlatego to z takim trudem przychodzi poskromić Pomorzan późniejszym Piastom. Jeszcze Władysław Herman w r. 1090 i 1091 urządza trzy wyprawy na Pomorze, ale bezskutecznie, tak że jak pisze kronikarz - jeszcze bardziej Pomorzanie wobec Polski wzbili się w pychę.
Na usprawiedliwienie separatyzmu szczepowego Pomorzan trzeba wskazać, że takie odśrodkowe prądy opanowały i Ślązaków, którzy przecież wkońcu utworzyli osobną dzielnicę i na długie wieki od Polski odpadli, a to dzięki wpływowi Niemców i Czechów. Podobnież było i z Mazowszanami, którzy stanęli z Masławem na czele buntu, a i potem utworzyli osobną dzielnicę i z Polską się połączyli dopiero w r. 1529.
Wszak podobne separatyzmy ujawniły się w czasie tworzenia się innych narodów jak w Italji, jak w Niemczech, gdzie Sasi stale się buntowali przeciw cesarzowi, a z tego historycy niemieccy nie wyciągają wniosków, jakoby Sasi nie byli Niemcami.
Poza tem związek Pomorzan z Polakami rozbijały przyczyny geograficzne. Przekleństwem i przeszkodą związku Polski z Pomorzem była Noteć, rzeka płynąca od wschodu na zachód i wpadająca do Warty, a oddzielająca gruntownie Polskę od Pomorza. Jak wskazuje dr. Duda, nazwa Noteć, znaczy tyle co Nieciecza (Neca, Net-cze) to jest stojąca woda, gdyż rzeka ta niezmiernie rozlana, ledwo się posuwając, tworzyła zastoiska, bagna nieprzebyte, wydające wyziewy metanowe (gaz bagienny), a czasem nawet jakieś błędne zwodnicze ogniki wodne. Czytamy w naszej najstarszej kronice, że rycerze Władysława Hermana przerażali sie widokiem tych strasznych mamideł i złud (delusiones), nadarmo siekli mieczami, ale miecz ciął tylko w próżnię22.
Polacy nie mogli więc tak łatwo przekroczyć tej rzeki i dostać się na Pomorze, ale musieli odbywać drogę okrężną dwiema rzekami płynącemi na północ tj. Wisłą i Odrą.
I nie dość na tem. Pomorze, do którego Polska tak się rwała, leżało jak w bajce za górami, lasami, rzekami, jeziorami. Bo za Notecią stała jeszcze jedna przeszkoda, jeszcze drugi pas graniczny wraz z działem wodnym między Notecią a morzem Bałtyckiem. Ten pas to była początkowo puszcza mało zaludniona, i Pomorzanie właściwie nie dosięgali brzegu Noteci, ani nie mieszkali nad rzekami do niej wpadającemi od północy, ale dochodzili tylko do owego działu wodnego.
Były więc dwa pasy graniczne (a nie jeden), przegradzające Piastom drogę na Pomorze23. I w tem tkwi przyczyna, dlaczego to najbliższe Wielkopolski wprost od niej na północ leżące Pomorze najmniej było zrazu z nią związane. Najściślej natomiast z Polską wiązało się terytorjalnie Pomorze, leżące tuż nad Wisłą aż po Gdańsk. Od Pomorza zachodniego rozdzielał je dział wodny, tworzący wał między rzekami wpadającymi do Wisły a wpadającemi wprost do morza. Dział ten przyłączał, popychał niejako Pomorze nadwiślańskie do Polski. W okolicy dzisiejszej Bydgoszczy koło Wyszogrodu był przesmyk suchy, jakby pomost śród błot tak, że i lądem można się było dostać z Polski ku północy. Przedewszystkiem jednak Wisła była między Polską a Gdańskiem łącznikiem, a z jej falami sunął ku północy polski osadnik z najbliższych Kujaw, który zarazem nad ujściem Wisły coraz to bardziej ugruntowywał chrześcijaństwo. Kujawy spoiły Pomorze gdańskie z sobą przez wspólne biskupstwo (które obejmie i Gdańsk), a będzie miało siedzibę we Włocławku (początkowo w Kruszwicy). Ta diecezja sięgała na zachód aż po rzekę Łebę (nad którą późniejszy Lębork).
Nic dziwnego, że i narzecze kociewskie tego Pomorza nadwiślańskiego jest pokrewne i związane z narzeczami polskiemi ziemi kujawskiej, dobrzyńskiej, chełmińskiej.
„Przeszedł morze”
Śród władców Polski szuka się nadarmo takiego, któryby zrozumiał nasz problem dostępu do morza i temu zagadnieniu całą duszę oddał, całe życie poświęcał. I nareszcie tak „udałego” księcia znajdujemy - jest nim Bolesław Krzywousty. Żaden z Piastów nie oddał się tak sprawie Pomorza, jak on. Od młodzieniaszka już brał udział w wyprawach na Pomorze, i odtąd aż do końca swego żywota wiódł ku Bałtykowi jedną wyprawę po drugiej. Jako mały chłopiec zaimponował tak Pomorzanom junactwem, że nazwali go „wilczym synem”, a później przez kronikarza nazwany „synem Marsa”, bezustannie borykający się z królikami pomorskimi, wygląda naprawdę na jakiegoś bohatera z Iljady.
Charakter walk z Pomorzanami jest za jego czasów zmienny. Wprawdzie cechuje wojowników zapamiętała zawiść wyznaniowa pogan i chrześcijan, ale wspólność plemienna łagodzi te walki. Łagodzi też te walki brat Krzywoustego Zbigniew, urodzony z Pomorzanki. Zjawiają sie Polacy, co zdradzając Krzywoustego, wciągają do swego grodu Pomorzan po sznurach. Zresztą i na dworze Krzywoustego rozumieją to dobrze rycerze, że „Polacy sięgali po sławę, gdy tymczasem Pomorzanie bronili wolności”. Czasem zapasy zakrawają na jakieś bijatyki chłopskie dwu wsi sąsiednich. Tak raz słyszymy, że dwie baby (Mazurki!) zbierając poziomki w lesie, spotkały rycerza pomorskiego, odebrały mu broń, związały ręce ztyłu i przywiodły jako jeńca do swego biskupa24. Lecz dzieją sie rzeczy i bardziej ponure: Bolesław Krzywousty, chcąc złamać separatyzm dzielnicowy, całe wsi Pomorzan przesiedla i pędzi tysiącami w głąb Polski25. Groza przed polskim księciem czasem tak ogarniała Pomorzan, że jeden z nich uciekł przed nim w głąb puszcz i zabrawszy topór i żonę osiedlił się na małej wysepce śród jeziora, chleba nie jadł, żywił się tylko rybami, a przechodzącego misjonarza prosił tylko o sól do ryb26.
Jakich to grodów nasz Krzywousty nie zdobywał! I na Pomorzu środkowem gród samego księcia Belgard i Bytów i Kołobrzeg, pod którym przyjął hołd od księcia. I hen aż nad ujściem Odry (1120) i Szczecin i Uznoim i ów Wolin, owo wspaniałe miasto, o które już się kusił Mieszko. Z dumą współczesne roczniki podają, że wówczas gród zdobył, idąc po lodzie, że „przeszedł morze” „mare transivit et castra obtinuit”27, przyczem miała mu pomagać flota duńska. Słowem triumf za triumfem.
Wszystkie te zapowiadające Czarnieckiego „przechadzki po morzu”, wszystkie te bohaterskie szturmy, uwieńczone tylu sukcesami, roznosiły sławę Krzywoustego po całej Europie. Rozgłaszali ją zdumieni zagraniczni pisarze.
Pomorskie triumfy napawały rycerstwo polskie dumą i pewnością siebie. Wyrazem tego była pieśń rycerzy i uczestników kołobrzeskiej wyprawy (1105), która porównywała rycerzy Krzywoustego z rycerzami dawnych Piastów. Pieśń ta świadczyła, że Krzywoustemu udało się skrócić bardziej niż dawniej komunikację między morzem a Polską i ułatwić jej bezpośrednio dostęp, albowiem:
Ojcowie nieśli ryby słone i cuchnące,
Teraz przynoszą syny świeże i drgające;
Praojce nasi tylko grody dobywali,
Ich burza nie odstrasza ni ryk morskiej fali;
Jeleni, sarn i dzików ojce darli kości,
Ci zaś łowią potwory - i mórz wspaniałości.
Ostatni wiersz brzmi: hi venantur monstra maris et opes aequoreas. Jakież to skarby morskie (marinas divitias) zdobyli, jakie wspaniałości dobywali z fal Bałtyku? Oczywiście był to drogocenny wówczas bursztyn, „złoto Bałtyku”, które rycerze z Kołobrzegu nieśli do Gniezna - do swojego gniazda.
Wyprawy misyjne za Krzywoustego
Tytuł pionierów kultury, „Kulturträgerów” wyrwał Niemcom nietylko Bolesław Chrobry, przez to, że krzyż postawił w Gdańsku, ale tak samo i jego praprawnuk Bolesław Krzywousty przez to, że nawrócił Pomorze nadodrzańskie28. Nietylko bowiem miecz polski wdzierał się w błota pomorskie, ale obok niego szli kapłani z krzyżem w ręku i hasłem miłości Chrystusowej...
Dotychczas w zachodniem i środkowem Pomorzu panowało pogaństwo. Pomorzanie przywiązani byli do tej starej wiary bardziej niż Polacy, bo bardziej nienawidzili Niemców i od „wiary Niemców” bronili swego Swarożyca, Jarowita, Trygława29.
Licząc sie z tem, Krzywousty do dzieła nawrócenia wezwał księdza Bernarda Hiszpana, przybyłego z Włoch, ale misja tego marzyciela-idealisty się nie udała. Wobec tego musiano zdecydować się na innego misjonarza, Niemca Ottona, biskupa bamberskiego, któremu dodano jako pomocnika i tłumacza Wojciecha, zapewne Polaka30 (zostanie on później biskupem pomorskim).
Autorzy żywotów świętego Ottona główny wieniec zasługi złożyli na skronie tego Niemca, gdy tymczasem niemała była zasługa Bolesława i Polaków w nawróceniu Pomorza. Bolesław pobudził do tych misyj, nakreślił plan, łożył na nie pieniądze, on złamawszy orężem Pomorzan, otworzył wrota dla tych wypraw. Bolesławowa eskorta pod wodzą kasztelana santockiego Pawlika wiodła Ottona w kraj nieprzystępny, ratowała w trudnem położeniu. Księża polscy wspierali go, jak mogli. Właściwie cała ta wyprawa misyjna była dziełem apostolskiem arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, wyszła też z Gniezna jako stolicy tego arcybiskupstwa 1124 i do Gniezna wróciła, przez co niejako zaznaczono, że nowonawrócona ziemia należeć będzie do tej metropolji31. Ostatecznie też biskupem tej ziemi zostanie kapelan dworu Krzywoustego, ów ksiądz polski Wojciech, który był pomocnikiem i tłumaczem Ottona.
Niemcy zazdrościli Krzywoustemu powodzenia, i po wybuchu zamieszek pogańskich na Pomorzu Otto Bamberski poparty przez cesarza udał się po raz drugi na Pomorze, ale tym razem ominął Polskę. Oburzony tem Krzywousty widząc, że jego wasal ks. Warcisław wyłamuje się z pod jego zwierzchnictwa, gotów był już rzucić się nań - ledwo Otto Bamberski wkońcu zapośredniczył zgodę. Warcisław udał się do Gniezna, uznał Krzywoustego za swego pana, a arcybiskupstwo za swą metropolię, i sam Otto wracając znowu wstąpił do Gniezna.
I po raz trzeci zerwał się Warcisław (1130) do walki i po raz trzeci zmusił go Krzywousty do uległości, zdobywszy Wolin i Uznoim. W tym wypadku Polska i Danja podały sobie zgodnie ręce przeciw cesarzowi Lotarowi, obie jednak w rezultacie musiały się ukorzyć. W r. 1135 i Bolesław musiał w Merseburgu złożyć hołd, coprawda nie z swojej Polski, ale z Pomorza leżącego po lewej stronie Odry, a nadto z wyspy Rugji. Tę Rugję dał cesarz w lenno Krzywoustemu, aby go poróżnić z Danją.
Jakże daleko na zachód sięgnęło rycerskie ramię Krzywoustego! Tak daleko nie sięgnął nad wybrzeżem morza żaden Piast!
Do jakiego stopnia Bolesław Krzywousty dbał o tę ziemię pomorską, tego dowód dał w testamencie (1138), postanawiając, aby najstarszy syn był po jego śmierci zwierzchnikiem nietylko innych braci, ale i książąt Pomorza.
„Pan tej ziemi”
Podczas gdy na Pomorzu nadodrzańskiem32 Krzywousty pozostawił dotychczasowego księcia szczecińskiego Warcisława jako swego lennika z obowiązkiem płacenia daniny (300 grzywien srebra) i dostarczania drużyny wojskowej (z co dziesiątego domu), to Pomorze nadwiślańskie wcielił do swego państwa bezpośrednio. Niezawodnie zrobił to np. z takiemi grodami leżącemi na przesmyku między Wisłą a Notecią jak Nakło, jak szczególnie nad Wisłą Wyszogród i Świecie. Tak Władysław Herman jak i Krzywousty z tego rodzaju grodów usuwali magnatów dynastów, a osadzali swych urzędników. Często gródki i warownie zbyt samodzielne władca polski musiał palić i docna niszczyć, a nawzajem zdarzało się, że Pomorzanie tępili i mordowali urzędników33.
Ze wszystkich grodów nadwiślańskich najważniejszym punktem był zapewne końcowy na północy gród Gdańsk. Tymczasem rzeczą jest znamienną, że śród wypraw Krzywoustego tak orężnych jak misyjnych nic zupełnie nie słyszymy o Gdańsku, słyszymy natomiast o Wyszogrodzie i Świeciu. Dlaczego? Bo Gdańsk już za Chrobrego przylgnął do krzyża Chrystusowego i stał po stronie Polski przeciw poganom i jako ważny punkt końcowy Wisły był przez Piastów strzeżony pilniej niż wszystkie inne grody.
Jeżeli Piastowie usuwali z drobnych grodów Pomorza nadwiślańskiego rodowitych pomorskich magnatów, a umieszczali własnych zaufanych urzędników, to niezawodnie robili to samo w Gdańsku z powodu dochodów, jakie władca polski ciągnął tu z ceł morskich.
Kiedy też w czasie bytności legata papieskiego Idziego 1124 Pomorze nadwiślańskie połączono wraz z Kujawami, tworząc diecezję kujawską34, to słyszymy, że o granicach tego biskupstwa decydował sam Krzywousty jako „pan tej ziemi” (a Boleslao nobili eiusdem terrae duce).
Tak o tem czytamy w bulli r. 114835. Widać z tej bulli, że sam książę polski (a nie jakieś gdańskie książątko) zdecydował, że zamek gdański ma odtąd płacić biskupowi włocławskiemu dziesięcinę z zboża i z okrętowych ceł (z wszystkiego, co się od okrętów opłaca).
Czyli książę polski był władcą bezpośrednim nad ujściem Wisły do morza36.
Drang nach Osten
Nad wybrzeżem skrzyżowały się trzy kierunki. Bolesław Krzywousty szedł na zachód od Wisły i zrazu sięgnął aż daleko po wyspę Rugję. Ale z tym polskim naporem ścierały się dwa inne prądy, niemiecko-saski idący wprost w przeciwnym kierunku od zachodu na wschód, i duński rzucający się na wybrzeża pomorskie od północy.
Hasłem Sasów było „więcej ziemi”. Tę zachłanność na ziemię tak żarliwie rozbudzał w nich arcybiskup magdeburski Adelgut, kiedy ich wzywał w r. 1107: „Ci poganie (Słowianie) są najgorsi ludzie na ziemi, ale ziemia ich zato najlepsza, bo tak obfitująca w mięso, miód, mąkę... ptactwo, że żadna ziemia z nią nie może się równać. O Sasi, poskromiciele świata, tu możecie i dusze wasze zbawić i najlepszą pozyskać ziemię do zamieszkania”37.
Ziemi! jak najwięcej ziemi! oto wojowniczy okrzyk Sasów, którzy prą na wschód! Ledwo wypadł z dłoni sztywniejących Krzywoustego oręż, a wnet gromadzą się zastępy Sasów i urządzają wyprawy krzyżowe na Słowian - a to najpierw na ziemie Obotrytów, bliżej na zachód od Pomorza położonych.
Sasi chcieli niby to „zbawić swe dusze”, a właściwie Obotrytów wyrzucić z ziemi i wywłaszczyć. Na jak wielką skalę przeprowadzono wówczas wywłaszczenie, widać to w dokumentach meklemburskiego kodeksu, dotyczących osiedlenia się Niemców z powtarzającym się wciąż terminem „eiectis Slavis” (po wyrzuceniu Słowian)38. Ileż boleści zawierają te dwa słówka! Ile rozpaczy wypędzonych biedaków - Obotrytów! Gdy wyrzucano ich z sadyb, odbierano grunty, bydło, dokąd szli? Niezawodnie uciekali na wschód, do Pomorzan, do swych najbliższych braci, których broniła od ataku ich świeża szata chrześcijan.
Ale już do Pomorzan zapędzały się wyprawy krzyżowe Niemców, przekroczywszy kraj Obotrytów. Tak w r. 1147 zapędzili się Sasi aż pod Szczecin, choć ten był chrześcijański. „Sasi bowiem raczej celem zagarnięcia ziemi, jak dla szerzenia wiary chrześcijańskiej na te wyprawy wyruszyli”39. Ledwo biskup szczeciński Wojciech zdołał miasto uratować, dowodząc, że już jest chrześcijańskie.
Przestraszeni naporem książęta pomorscy i z Szczecina i z nad Persanty, a także i biskup szczeciński wołali o pomoc książąt polskich i udawali się na ich wiece (1177, 1180). Wobec grożącego niebezpieczeństwa ze strony Sasów garnęli się do Polski i kryli się pod jej skrzydła. Ale brakło już wielkich Bolesławów. Druga wyprawa Niemców na Obotrytów w r. 1180 skończyła się tem, że książę szczeciński Bogusław pozbawiony ratunku musiał złożyć hołd cesarzowi Rudobrodemu, a przytem biskupstwo szczecińskie oderwano od Gniezna.
Równolegle i równocześnie z tym niemieckim „Drang nach Osten” szedł podobny pęd Duńczyków raczej jednak nie lądem, ale wybrzeżem samem, pęd, który miał doprowadzić do zupełnego podbicia przez nich Bałtyku i do wyrwania cesarzowi zwierzchnictwa nad Pomorzem zachodniem.
Kanut VI, król duński, zmusił księcia szczecińskiego do hołdu w r. 1185, a po nim objął zwierzchnictwo nad Pomorzem król duński Waldemar II. Zrazu natrafił na opór Piasta Władysława Laskonogiego, który wyruszył w tamte strony i odepchnął Duńczyków z części Pomorza. Niebawem jednak górę wziął Waldemar, rzucił się nawet na Pomorze gdańskie i wybitnego wielmożę Mszczuja zmusił (1210) w Gdańsku do złożenia sobie hołdu, co więcej sięgnął jeszcze poza Wisłę (r. 1211), podbił wybrzeże Prus - tak że całe południowe wybrzeże Bałtyku aż po okolice dzisiejszego Królewca zajęli Duńczycy. Wkońcu jednak znowu wzięli górę Niemcy, porwali w r. 1225 Waldemara II do niewoli, i za jednym zamachem upadło na zawsze zwierzchnictwo duńskie nad Pomorzem.
Pomorzanie - Kaszubami
Wysiłki Mieszka I i Krzywoustego, aby zagarnąć Wolinian i wogóle Pomorzan, tłumaczą się tem, że obaj uważali ich za plemię polskie.
Współczesny Mieszkowi żyd Abraham pisze tak, jakby Wolin leżał w granicach państwa Mieszkowego: „w błotnistych miejscowościach kraju Mszki”. Najstarszy kronikarz ruski zaznacza, że Lachowie tak jak Prusacy i Czudowie (Finowie) przypierają do Bałtyku40, a na następnych kartach tejże kroniki czytamy, że „Słowianie nad Wisłą przezwali się Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie Łutyczami, inni Mazowszanami, inni Pomorzanami”41, czyli jest zdania, że między Polakiem a Pomorzaninem zachodzi taki stosunek, jak między Mazurem a Polakiem. A i późniejsi kronikarze niemieccy jak Adam bremeński wyznają, że Pomorzanie ubiorem, językiem, obyczajami nie różnią się od Polaków.
Kronika wielkopolska też nie widzi różnicy między ludnością pomorską a polską42.
Szczególnie znamienne jest wyznanie archidiakona Macieja z Płocka, który w r. 1339 mówi:
„Jedna i ta sama mowa panuje i na Pomorzu i w Polsce, albowiem wszyscy tam mieszkający ludzie mówią po polsku”43.
Dlaczego wówczas nikt się temu nie sprzeciwił, nie zarzucił fałszu? - Bo to było oczywiste.
Historyk Lorenz, który chciałby dziś podważyć tak poważne zeznanie współczesnego świadka, jak ów archidiakon, sam wkońcu uznaje:
„Übrigens waren Polnisch und Kaschubisch ihrem Klange nach damals wohl noch einander sehr ähnlich” (zresztą wówczas jeszcze mowy polska i kaszubska były z brzmienia swego bardzo do siebie podobne). I zdaje się, że w tem „damals” tkwi ziarno prawdy. Były bowiem wpływy w dawnych wiekach, które mogły oddalić narzecze pomorskie od polskiego, bardziej je wyodrębnić. Duńscy żeglarze mogli tu oddziałać (jak i owi Jomborszczycy, jak i późniejsi nad Pomorzem władający rycerze Kanuta i Waldemara).
Również i długie panowanie krzyżaków nie przeszło pewnie bez śladu. Najbardziej jednak wpłynęli na to uciekający ku Wiśle, zbiegli przed okrucieństwem Niemców i Duńczyków Obotryci i Wagrowie, którzy całemi masami osiedlali się na Pomorzu, gwałtownie opuszczając zachód44.
Możnaby w związku z tem wytłumaczyć, dlaczego zjawia się tak bardzo późno w miejsce nazwy Pomorzan - nazwa Kaszubów.
Zasługą dr. Dudy45 jest udowodnienie, że wyraźna nazwa Kaszubów jeszcze na Pomorzu w XIII wieku się nie ustaliła, że mieszkańcy zwali się tu Pomorzanami, że nazwa Kaszubów zjawiła się bardzo późno i posuwała się z zachodu od Lubeki w XIII, Meklemburgji, Szczecina, Sławna i zatrzymawszy się nad Persantą dopiero w XIV wieku, a właściwie XV (w roku 1442), przywędrowała na gdańskie Pomorze46 i do dziś są Pomorzanie, którzy raczej uważają ją za przezwisko. Dr. Cejnowa, sam „Kaszuba”, w XIX w. uważał tę nazwę za obcą, narzuconą47.
Wszelkie jest prawdopodobieństwo, że ta nazwa przesuwała się coraz bardziej na wschód wraz z cofającą się ku Wiśle mową Obotrytów i ich braci.
A jeśli tak, to Kaszub byłby ostatnim szczątkiem tępionych i pędzonych przez Germanów - Lechitów, szczątkiem najbardziej anty-niemieckim, szczątkiem tych, co „nie dali” się zgermanizować, choć zato musieli zapłacić nawet wyrzeczeniem się pierwotnych sadyb i ojcowizny!
Początki dynastji udzielnej
W czasie wypraw na Pomorze Bolesław Krzywousty spotykał tam mnóstwo książąt, książątek, malutkich jakby królików, magnatów. W ręce takiego wybitnego książęcego rodu pomorskiego Piastowie oddali na pewien czas na Pomorzu gdańskiem urząd namiestnika albo wielkorządcy polskiego48. Takim namiestnikiem był Subisław, a następnie syn tegoż Sambor. Wobec coraz większych kłótni i wojen domowych śród Piastów stanowisko namiestnika stawało się coraz to bardziej samoistne, Mieszko III, przyjaciel Pomorzan, wypędzony wkońcu przez braci Piastów, szukał u tych wielkorządców gdańskich poparcia i zapukał o zasiłki do brata Samborowego Mszczuja, też Mściwym albo Mestwinem zwanego. Ten był poborcą ceł morskich w Gdańsku i jemu dał za żonę Mieszek III swoją córkę, co niezmiernie podniosło go w znaczeniu, a to tem więcej, że druga córka Mieszka była żoną księcia szczecińskiego, Bogusława (od roku 1187 owdowiała). Nic dziwnego, że po śmierci brata Mszczuj zaczął się zwać księciem... Ale ludzie pamiętali, że był on niedawno tylko - zwykłym poborcą ceł, że nie był Piastem z rodu, ale ich urzędnikiem.
Waldemar, król duński, wpadłszy w r. 1210 na Pomorze, zmusił tego Mszczuja do złożenia hołdu. Snać jednak Duńczycy tak Gdańszczan, jak Mszczuja i wogóle Pomorzan gdańskich uważali za Polaków, kiedy współcześnie Mestwina nazwali nie „dux Pomeraniae”, ale „dux Poloniae”.
Stanowisko Mszczuja wobec Polski jest jeszcze w r. 1212 tak zawisłe, tak uniżone, że w czasie zjazdu polskich książąt, biskupów i panów w Mikulinie pod Rawą na Mazowszu umieszczono jego nazwisko na dokumencie tu wystawionym na szarym końcu po biskupach49.
Ale były to czasy, kiedy się Polska coraz to bardziej rozpadała na dzielnice, a monarcha krakowski coraz to bardziej tracił znaczenie, więc i Pomorze gdańskie coraz to bardziej nabierało samodzielności i niepodległości, tak jak inne dzielnice piastowskie i dynastja Mszczuja stawała się coraz bardziej udzielna.
Ostatnim „monarchą” krakowskim, który uważał za swój obowiązek dbać o związek Pomorza z tronem polskim, był Leszek Biały. Udawał się on na Pomorze, a Mszczuj składał mu hołd.
Ale ambitny syn Mszczuja (+ 1220) książę gdański Świętopełk II stanął okoniem i nie chciał już składać hołdu Leszkowi i korzystając z kłótni śród Piastów, pozyskał sobie przyjaciela w osobie Piasta Władysława Odonica, swego bardzo bliskiego krewnego50. Wówczas Leszek wraz z innymi Piastami ruszył, aby zmusić Świętopełka do hołdu. Ten zgodny zastęp Piastów sunący ku falom Bałtyku był dowodem zrozumienia przez nich ważności Pomorza dla całej Polski. Nawet Władysław Odonic nie śmiał odłączyć się od Piastów i zrazu udawał, że łączy się z akcją ogólnopolską i oblegał niby to w Nakle Świętopełka. Ale kiedy Piastowie zbliżyli się i stanęli koło Gąsawy, Odonic nagle połączył się ze Świętopełkiem, który wpadł na ich obóz i Leszek, wódz wyprawy, padł zamordowany r. 122751.
W miejscu tej katastrofy w Marcinkowie stoi dziś pomnik postawiony ku czci tego, co padł w obronie nierozerwalnych węzłów, łączących Polskę z Pomorzem. Pomnik ten mówi nam więcej, niżby się zdawało. Mówi, że ze śmiercią Leszka monarcha krakowski stracił na znaczeniu, że jedność Polski porwała się dlatego, że Pomorze było jakby kitem, który łączył Polskę. Cóż znaczyła teraz jedność kraju nad Wisłą bez silnego związku z ujściem jej do morza! Jak w 1037 tak i teraz kwestja pomorska zdecydowała o losach całego kraju. Jak z zaborem Pomorza 1772 r. Polska upada, tak i ta data r. 1227 to rok upadku monarchji polskiej i jedności. Inicjatywa nad ujściem Wisły wypadła z rąk ginącego monarchy Krakowa, bierze ją w swe ręce natychmiast (osadzające się tu nad dolną Wisłą roku poprzedniego 1226) zaborcze - krzyżactwo!
Od tej daty 1227 r. książęta pomorscy stali się niezawiśli podobnie jak i inni Piastowie w stosunku do władcy krakowskiego, chociaż właściwie dopiero w r. 1233 Świętopełk po raz pierwszy nazwie się „Dei gratia dux Pomeraniae” (z Bożej Łaski Książę Pomorza)52.
Z tem wszystkiem jeśli się patrzy na Świętopełka na tle ogólnej wówczas decentralizacji i rozbicia, nie można go nazywać wrogiem Polski czy dynastji Piastów. Wszak on połączył się tylko z jednym Piastem przeciw drugim.
Poza tem dynastja pomorska wciąż się wiązała powinowactwem i krewniła z dynastja piastowską tak, że stała się niemal jakby piastowską - na dworze używała tylko języka polskiego i polskich zwyczajów w przeciwieństwie do Piastów śląskich, którzy coraz to się niemczyli.
Nie trzeba przytem zapominać, że pozostały jeszcze silne węzły, łączące Polskę z Pomorzem nadwiślańskiem, boć to Pomorze nadal było z Polską związane kościelnie, gdyż należało do diecezji kujawskiej i do metropolji gnieźnieńskiej.
Kolonizacja niemiecka
Nie można powiedzieć, ażeby ta nowa dynastja gdańska była dla Niemców bardziej wylana, bardziej im oddana aniżeli Piastowie. Wszyscy władcy sąsiedni, a więc i czescy i węgierscy, a podobnież Piastowie w tych czasach ściągali do kraju Niemców kolonistów, tak samo robili i Mszczuj i Świętopełk. Podobnie starszy brat Mszczuja Sambor sprowadził (1178) cystersów z Pomorza szczecińskiego (ale pochodzących właściwie z Danji) i osiedlił ich w Oliwie i ci mnisi istotnie niemało przyczynili się do zniemczenia Pomorza.
Z pracy kulturalnej, jakiej w XII i XIII w. dokonała tak zwana „kolonizacja niemiecka” na Pomorzu, chcieliby pisarze niemieccy ukuć dziś pewne prawa Niemiec do tej naszej ziemi. Tymczasem nie wszyscy koloniści, którzy zakładali miasta i wsi nad ujściem Wisły, byli Niemcami, a po drugie, zanim oni przybyli - już w tych miejscach lokacji były przedtem tubylcze targowiska i osady.
Jeśli np. u ujścia Odry przy zakładaniu niemieckiego miasta w Szczecinie nie stworzono czegoś zupełnie nowego, ale tylko odebrano sądownictwo mieszczanom „Słowianom”, a dano je Niemcom53, to dlaczego u ujścia Wisły w Gdańsku nie mógł wytworzyć się przed osadzeniem kolonistów Niemców zarodek też rodzimego miasta? Dlaczego koło zamku miała istnieć tylko osada rybacka a nie targowisko?54 Dopiero w 1178 r. obok rodzimego targowiska utworzyli w Gdańsku Niemcy targowisko niemieckie, a później dopiero 1235/6 założyli miasto. Ale jeszcze wśród mieszczan gdańskich np. w r. 1308 spotykamy takie imiona jak Janko, Janussius55. Zresztą z tego, że miasta były niemieckie, nie wypływa jeszcze, żeby całe Pomorze było też takie. Wszak i Kraków był przez pewien czas niemiecki, a nie można tego powiedzieć o całej Małopolsce.
Jeśli chodzi o kolonizowanie wsi na Pomorzu, to i tu często Niemcem był tylko sołtys, lokator, a koloniści byli Pomorzanie, a czasem nawet (jak przyznaje Lorenz) samymi sołtysami i lokatorami wsi byli tubylcy. Mogli kolonistami być też i zbiegowie słowiańscy z nad Odry, Łaby, oraz polscy przybysze z Kujaw. Z tej okoliczności, że do nowych miast i wsi wprowadzano ustrój zapożyczony z Niemiec, nie można jeszcze wnioskować, że dzisiaj Pomorze ma należeć do Niemiec, bo i ustrój miast niemieckich opierał się na wzorach narodów dojrzalszych, zachodnich, romańskich. Narody podają kulturę jeden drugiemu. Również i z tej okoliczności, że mieszczanie w wielu miastach na Pomorzu używali języka niemieckiego (w części zresztą łacińskiego) nie mogą sobie Niemcy rościć praw do Pomorza. Wszak i mieszczaństwo i w Rydze i w Rewlu i w Szwecji (w miastach nadmorskich, do r. 1471) używało języka niemieckiego, a rycerstwo angielskie w pewnym okresie wieków średnich mówiło po francusku. A nie tak dawno Fryderyk II z całym dworem berlińskim, gardząc mową ojczystą, mówił i pisał - po francusku.
„Latrones cruce signati”
Jak już wspomniano, piętą Achillesową Polski i jej polityki pomorskiej było to, że od Pomorzan56 oddzielał ją niedostępny dział wodny i mnóstwo jezior. Ale takie same jeziora i wody rozlewały się także i po wschodniej stronie Wisły i oddzielały Polskę - od plemienia Prusaków, a może nawet przeszkody były tu jeszcze trudniejsze do pokonania aniżeli po stronie pomorskiej. Podczas gdy np. Bolesław Krzywousty dał sobie rady z moczarami Pomorza i całe nawskroś przechodził, to tymczasem jak pisze kronikarz jego czasów57, wyprawiwszy się na Prusaków, nie mógł z nimi stoczyć bitwy, gdyż nie był w stanie przebrnąć z wojskiem tamtejszych torfowisk58, bagien i jezior (chyba po lodzie, w zimie). Te jeziora są to sławne później jeziora „mazurskie”, które tak jak w zamierzchłych wiekach chroniły Prusaków, tak później osłaniać będą krzyżaków i Niemców pruskich - stąd tu się toczyć będą wielkie bitwy pod Grunwaldem (1410), pod Iławą (1807), pod Tannenbergiem (1914).
Obok położenia geograficznego w grę wchodziła nadto w Prusiech obca nam rasa. Łatwiej dała sobie Polska rady z Pomorzanami, bo byli z krwi i kości tej samej rasy i tej samej mowy, gorzej z Prusakami, gdyż byli innego języka a co do rasy byli zbliżeni do dzisiejszych Litwinów.
Stąd Polsce z daleko większym trudem przychodziło rozwiązać kwestję pruską. Padały tu ofiary i w misji pokojowej, jak św. Wojciech, św. Bruno, i w wyprawie orężnej jak Henryk Piast sandomierski, który zginął w r. 1166 na wyprawie przeciw Prusakom.
Polska i w dalszym ciągu wahała się między programem pokojowej, kulturalnej asymilacji Prusaków a podbojem orężnym, Z jednej strony z misją apostolską (od r. 1206) szli cystersi z Łekna z Wielkopolski na Prusy, podobnież w r. 1224 św. Jacek osadził w tymże celu dominikanów krakowskich w Gdańsku, a i ów „tragiczny” Leszek Biały w liście do papieża akcentował, że nie mieczem ani ogniem trzeba tu działać, ale trzeba zakładać miasta, trzeba Wisłą sprowadzić tak niezbędną Prusakom sól i żelazo i tak zwolna pozyskiwać ich dla cywilizacji. Z drugiej jednak strony zaczęły odnosić sukcesy i wyprawy orężne książąt polskich jak w r. 1147, 1220 i 1223, a w ostatnich brali udział i książęta pomorscy Świętopełk i Warcisław.
Najtrudniejszy był problem, jaką drogą właściwie mają przedzierać się te wyprawy w głąb kraju Prusaków. Próbowano ze strony Pomorza przeprawiać się przez Wisłę i iść wprost na wschód, jak św. Wojciech. W tym kierunku też zaczęto osadzać rycerzy zakonnych z Calatrawa w Tymawie nad Wisłą, nadto śród delty wiślanej w miejscowości Zantir osadzono cystersa Chrystjana (1215) jako biskupa misyjnego „pruskiego”, ale wszystkie te próby wszczęte od strony pomorskiej, zachodniej z powodu bagnistych, niedostępnych wybrzeży rozlewającej a potężnej przy swem ujściu Wisły - nie udawały się.
W rezultacie wynaleziono jedyną drogę - dostępną i miejsca najsuchsze, to jest od strony południowo-zachodniej, od ziemi chełmińskiej. W tej ziemi chełmińskiej tj. w tej części Kujaw, która sąsiadowała z Pomorzanami i Prusakami w najdalej od Prusaków odsuniętem kolanie Wisły między Wisłą, Ossą i Drwęcą znaleziono najlepszą placówkę do wypadów na Prusaków. Był to jakby język, jakby pomost ku Prusakom wycelowany. Tu się wkońcu też przeniósł i ów biskup Chrystjan, tutaj też Konrad mazowiecki osadził w r. 1226 zakon „Panny Marji domu niemieckiego”, a mianowicie w grodku na lewym brzegu Wisły naprzeciw dzisiejszego Torunia (a więc w samym kącie szczytowym owego kolana Wisły).
Były to czasy, w których Polacy witali z otwartemi rękami Niemców i włościan kolonistów, i mieszczan, i zakonników. Po Niemcach spodziewano się wszystkiego najlepszego, wszak oni wkraczali z prawem niemieckiem, rzucającem hasła wolności, swobody. Czyż wobec tego mogli oczekiwać Polacy, że właśnie ten pobożny zakon „P. Marji domu niemieckiego”, który osiedlano w kolanie Wisły, nie był godny zaufania? Przenikliwsi i narodowo odporniejsi od Polaków byli w tym czasie Węgrzy, śród których zrazu próbowali się osiedlić ci rycerze czarnego krzyża. Król węgierski nie dal się im podejść, podpatrzył ich chytre zaborcze plany zbudowania sobie zupełnie niezależnego państewka i precz ich ze swego kraju wypędził. Zakon ten wzywał wszystkich Niemców niby do walki z poganami, a w rzeczywistości do solidarnego zdobywania nowej ziemi na rzecz niemieckiego władania. W tym bowiem zakonie skrystalizował się ów duch, który przenikał wszystkie niemieckie wyprawy krzyżowe, tępiące w XII w. okrutnie Obotrytów i tyranizujące Słowian, wyprawy przywłaszczające sobie pod pozorem misji chrześcijańskiej ich - ziemię! Pod habitem brata zakonnika czaił się krwawy miecz zdobywcy - tyrana. Kiedyś dopiero przejrzy dobrze ich serca Polska i piórem Długosza wypisze im znamienny tytuł „zbóje krzyżem ozdobieni” (latrones cruce signati).
„Krzyż na ich piersiach oczy me weselił,
W nim oglądałem przyszłe szczęścia hasło...
Niestety! z krzyża, gdy piorun wystrzelił,
Wszystko dokoła ucichło, zagasło.”
(Konrad Wallenrod)
Narazie krzyżacy, dbając o zabezpieczenie sobie zdobytej ziemi, uzyskali dokument od cesarza, że ziemia ich ma być pod jego zwierzchnictwem, a więc mieli wystąpić na wschodzie jako pionierzy Niemiec. Nie zdradzili się jednak odrazu z planem założenia tu swego państwa i wszyscy Piastowie uwierzyli w ich pobożne plany, popierali ich, zapisywali im ziemie. Ostatecznie w r. 1233 Piastowie z niezwykle licznym zastępem rycerstwa polskiego ruszyli na wielką wyprawę na Prusaków i wraz z krzyżakami pod Dzierzgonią złamali pogan zupełnie. Świętopełk, książę Pomorza gdańskiego, nietylko uczestniczył w tej wyprawie wraz z swem rycerstwem, ale podobno jego głównie rady przyczyniły się do walnego zwycięstwa59. Od czasu tego rozgromienia Prusaków krzyżacy zaczęli nagle rozpościerać swe zabory jak najdalej we wszystkich możliwych kierunkach. Już w r. 1236 zajęli Pomezanję, kraj leżący na prawym brzegu Wisły, w r. 1237 założyli Elbląg i w r. 1239 zajęli Warmję.
Aby tych nabytków nie stracić, umieli w aktach i dokumentach porobić znakomite dla siebie ustępstwa i potrzebne niedomówienia. A po stronie swojej mieli cesarstwo i papiestwo, które nie chciały zgóry dopuścić Polski do zagarnięcia choćby kawałka ziemi pruskiej.
Wojna Pomorzan z krzyżakami
Dla Pomorza polskiego rzeczą było bardzo niebezpieczną, że organizacja tak zaborcza jak zakon krzyżowy zaczęła się rozrastać tuż w najbliższem jego sąsiedztwie, bo po drugiej strony Wisły i tu właśnie tworzyć sobie główną placówkę do dalszej akcji na wschodzie.
Wszakże ziemia na wschód od Wisły miała być właściwie ogarnięta misjami biskupa pomorskiego Chrystjana, a teraz pokrzyżowali jego plany krzyżacy i te ziemie mieli zagarnąć.
A jeśli zakon swą zaborczą łapę zamiast na ziemię pruską wyciągnie tuż na najbliższą deltę wiślaną? Nie trzeba było na to długo czekać.
Krzyżacy, coraz się rozpierając, zaczęli w istocie zagarniać nietylko najbliższą wschodnią część delty (gdzie potem zbudowali sobie stolicę Malborg), ale nawet sam środek delty wiślanej między Wisłą a Nogatem, tj. niezwykle urodzajne tzw. Żuławy60 i nadto wciskali się krajem wybrzeża pod sam Gdańsk.
Żuławy były dlatego tak smacznym kąskiem dla Krzyżaków, że nietylko przez ich zagarnięcie mogli się tem łatwiej uwolnić od ceł i myt na Wiśle, ale nadto utworzyć sobie w ten sposób łatwiejszą komunikację lądem i morzem ku rodzinnym Niemcom.
Oczywiście, że Świętopełk, książę gdański, musiał teraz wystąpić w obronie polskiej rzeki - Wisły. On pierwszy zrozumiał niebezpieczeństwo idące od tego zakonu, lecz nie znalazł wcale zrozumienia u Piastów. Niestety! wszyscy Piastowie zaślepieni, omamieni przez chytrych zakonników, zakochani w Niemcach, sprzymierzyli się z krzyżakami. Byli źli na Świętopełka, gdyż nietylko odrzucił poprzednio zwierzchnictwo polskie, ale nadto wyrywał im grody graniczne. Stąd teraz po stronie krzyżaków stanął i Konrad mazowiecki, spodziewający się zgóry zagarnąć całe Pomorze, oddający wzamian krzyżakom cła - na Wiśle. Podobnież zerwali się przeciw Świętopełkowi książęta wielkopolscy Przemysław i Bolesław, którzy zwali krzyżaków „miłymi przyjaciółmi”61.
Potem znów książę kujawski Kazimierz przypiął krzyż nato, aby iść z krucjatą przeciw Świętopełkowi i oddać Wisłę Niemcom.
Wszystko się sprzysięgło przeciw Świętopełkowi. Kościół stanął po stronie zakonników i nawet rodzony brat Świętopełka Sambor związał się najściślej z krzyżakami. Ten to Sambor, młodszy brat Świętopełka, zupełnie zniemczał62, ożeniony ze zniemczała księżniczką meklemburską, osiedlał Niemców w Tczewie (1256) i sprzymierzywszy się z krzyżakami, odstępował im najdogodniejsze i najważniejsze dla nich pozycje w delcie wiślanej, które krzyżacy natychmiast osiedlali Niemcami. Na swój dwór Sambor sprowadzał Niemców, im dawał urzędy, budował im klasztory, i zgodził się, by klasztory grunta dawały kolonistom niemieckim.
Osamotniony Świętopełk nie mógł dać rady krzyżakom, którzy rozpoczęli wojnę zrazu głównie o cłowe stacje pomorskie nad Wisłą. Na stację cłową Sartawice (1243) krzyżacy napadli i zadali Świętopełkowi taką klęskę, że musiał Sartawice spalić i wydać im jako zakładnika własnego syna, Mszczuja.
Odtąd toczy się długoletnia wojna, a właściwie trzy wojny (1243-1253). Krzyżacy napadają na klasztor w Oliwie, plądrują go, raz w nim oblegają Świętopełka. Nie widząc znikąd ratunku pełen rozpaczy książę wpadł na myśl, aby połączyć się z Prusakami przeciw krzyżakom, myśl, którą następnie podejmą sami Polacy - za Łokietka wiążąc się z braćmi Prusaków pogańskimi Litwinami przeciw tymże rycerzom krzyżowym - a później za czasów Jadwigi wydając ją za Jagiełłę.
Tę myśl rzucił63 śmiało teraz po raz pierwszy Świętopełk. Stając w obronie nawróconych a mimo to nadal przez krzyżaków strasznie uciskanych Prusaków - chrześcijan, wywołał 1244 r. szalone powstanie pruskie tak, że sam papież przerażony tym buntem, zapośredniczył pokój64, którym Świętopełk stracił wszystkie ziemie po wschodniej stronie Wisły, krzyżacy zaś oddali mu część wybrzeża morskiego, a nadto Wielkie Żuławy bez grodu Zantiru. Opuszczeni teraz przez Świętopełka Prusacy legli zdeptani ponownie przez zakon krzyżowy.
W czasie tych wojen krzyżacy mieli już chrapkę na Gdańsk, docierali doń (w 1243, 1247, 1252) kilkakrotnie, ale jeszcze nie osiągnęli celu. Nie mogąc dobyć orężem chytrzy dyplomaci skrępowali przynajmniej Świętopełkowi ręce, zmuszając go do zobowiązania, że jeśliby wszczął kiedy znów z nimi wojnę, to będzie musiał oddać im to miasto i zamek!
Pomorsko-polski szturm na Gdańsk
Kiedy od wschodu na Pomorze nacierali krzyżacy, od południa coraz to ku niemu posuwali się margrabiowie brandenburscy, którzy na zgliszczach Słowian nadłabskich budowali sobie nowe gniazdo nad Sprewą i Hobolą. W r. 1250 zmusili księcia szczecińskiego, że uznał ich zwierzchnictwo, a następnie wsuwając się między Pomorze szczecińskie a Wielkopolskę, utworzyli na północnej stronie Warty „Nową Marchję”, a na południowej stronie Warty, zdobyli gród wielkopolski Santok. Wielkopolska była przez nich jakby wężem opasana.
Równocześnie skorzystali z zawiści między synami księcia pomorskiego Świętopełka i doprowadzili do tego, że starszy z nich Mszczuj II uznał się 1269 ich lennikiem, a wkońcu w dalszej walce z bratem obiecał im kiedyś oddać Gdańsk.
Wnet jednak miały otworzyć się oczy Mszczujowi II. Oto zachłanni i niecierpliwi Brandenburczycy, chcąc zaraz zagarnąć całe Pomorze, a szczególnie ów drogocenny Gdańsk, rozbudzili w jego własnej ziemi przeciw niemu bunt zbrojny wszystkich Niemców. Szczególnie za sprawą Lubeki podnieśli rokosz mieszczanie niemieccy w Gdańsku i w Tczewie, a także przyłączyli się do tego i rycerze niemieccy tu i owdzie na Pomorzu już się osiedlający. Wkońcu Niemcy gdańscy zdradliwie wpuścili Brandenburczyków do miasta r. 1271. Ponieważ śród tej niemieckiej rewolucji padało wiele szlachty pomorskiej i ludu, więc Mszczuj i sami Pomorzanie rozglądali się za jakąś deską ratunku. Gdzież ją mieli znaleźć jak nie w Polsce?! To też wnet za radą panów pomorskich Mszczuj zapukał o pomoc do Wielkopolski i uznał się lennikiem rządzącego tu Bolesława Pobożnego65. Jak pisze kronikarz, Mszczuj II, „nie mając męskiego potomka, wolał, aby Bolesław posiadł Pomorze, niżby je mieli Niemcy zagarnąć przemocą”66.
I teraz przywołany na Pomorze Bolesław Pobożny „wspólnie z Pomorzanami” przypuścił szturm do Gdańska.
Sukces Bolesława był wielki, a to dlatego, że wsparła go ludność pomorska, która wobec niebezpieczeństwa niemieckiego pogarnęła się ochoczo do boju. Pomorzanie czuli się Polakami, a wrogami Niemców i w tem tkwiło sedno zwycięstwa.
Dlatego to, jak pisze współczesna kronika, Bolesław zgóry licząc na sprzyjający nastrój ludności pomorskiej, wkroczył na Pomorze nie z tak wielką armją, z jaką się zwykle wpada do kraju nieprzyjacielskiego, ale tylko z drobnemi oddziałami. Wiedział bowiem, że może „secure” (bezpiecznie) wkroczyć.
Jak czytamy w tej kronice „wspólnie z swymi Polakami i Pomorzanami bez wielkich machin oblężniczych, jedynie ze szczytami i plecionkami, kilku bardzo małemi machinami, podłożywszy silny ogień - nadspodziewanie zdobył miasto i gród (Gdańsk). Wszystkich prawie Niemców, ilu ich tam było, pobił prócz niewielu, którzy się do jakiejś wieży schronili. Ci zachowali życie i oddali się w niewolę; byli więzieni przez Mszczuja. I tak Bolesław, z Boską pomocą zyskawszy triumf i chwałę, wrócił zdrów, mając niewielu rycerzy zabitych lub rannych, bo Bóg zawsze wspierał ks. Bolesława... gdziekolwiek walczył za sprawiedliwość”67.
W taki to prosty sposób przedstawił dawny kronikarz ten pamiętny obraz, jak przed wiekami Pomorzanie ramię w ramię z Polakami wybijali bramy miasta, które zdradliwie chcieli im wyrwać niemieccy buntownicy. Aby zgnieść ognisko buntu, zburzono mury rokoszańskiego Gdańska, poczem Bolesław zajął Tczew i wraz z całem Pomorzem nadwiślańskiem oddał zpowrotem Mszczujowi.
Śród coraz to bardziej wzmagających się zapasów nad ujściem Wisły słabe książątko gdańskie, jakiem był Mszczuj II, traciło od czasu do czasu wiarę i odwagę. Wobec potęgi margrabiego brandenburskiego wydawało się, jak nikłe ptaszę, które oczarowane oczami węża wpada mu samo w paszczę. Widząc, że Brandenburczycy chcą koniecznie wyrąbać sobie dostęp do morza i w tym celu zagarnąć Sławno i Słupsk, a przez to mogą odciąć Pomorze gdańskie od nadodrzańskiego, Mszczuj II bezradny uznał się lennikiem Brandenburgji z tych dwu miast. Wówczas Bolesław wielkopolski sprzymierzył się z Barnimem księciem Pomorza nadodrzańskiego, a bratanek Bolesława Przemysław II (późniejszy król polski) pojął za żonę wnuczkę Barnima Ludgardę. Rozgniewani za ten sojusz Brandenburczycy zapuścili zagony aż po Szczecin i Poznań w r. 1274. Ale wówczas Mszczuj II podał znów dłoń Bolesławowi i razem rzucili się na Brandenburgję, odzyskując Santok i Sławno.
W tym samym momencie, margrabiowie gotując się do ponownego skoku, założyli sobie nowe gniazdo - Berlin!
Dwaj druhowie (Mszczuj II i Przemysław II)
Gdy umarł Bolesław Pobożny, wówczas Mszczuj II sprzągł się jeszcze silniejszym węzłem przyjaźni i sojuszu z bratankiem zmarłego Przemysławem II. Kochali się obaj bardzo i wspierali wzajemnie. Gdy Przemysław II dostał się w niewolę jednego ze zniemczałych Piastów śląskich, Mszczuj biegł zaraz, aby go wyzwolić. Nawzajem Przemysław wiernie wspierał Mszczuja w jego zatargach68 z krzyżakami. Mszczuj, widząc wkońcu, że się starzeje, a jest bezdzietny, bojąc się, aby Brandenburczycy czy krzyżacy jego ziem nie rozdrapali, a przedewszystkiem przerażony nagłym, drapieżnym skokiem krzyżaków w r. 1282 na samem wybrzeżu ku Gdańskowi69, uznał Przemysława za swego syna i na zjeździe w Kępnie 1282 podarował mu jako swemu „ukochanemu synaczkowi”70 całe Pomorze. Do czasu swej śmierci on miał trzymać tę ziemię jako lenno.
Zjazd panów i szlachty pomorskiej zgodził się na to, czyli dokonał rodzaju wolnej, więc dobrowolnej elekcji, składając Przemysławowi za życia Mszczuja hołd i zaprzy sięgajac mu wierność71.
Była to wolna a nieprzymuszona wola Pomorzan. Znów więc do Polski wracało Pomorze nie drogą gwałtu, podboju, przymusu, ale drogą pokojowej, przyjaznej unji.
Pradziadowie dzisiejszych Pomorzan sami wiązali się węzłem jedności z Polakami.
Jak w czasie następnej unji z Litwą pobudką i spoidłem była groza niemieckiej zaborczości, tak i teraz ataki krzyżaków i Brandenburczyków i bunty mieszczan niemieckich skłoniły Pomorzan i Polaków, że podali sobie dłonie. Nawzajem też i krzyżacy narówni ich traktowali i jednako byli na jednych jak i na drugich zawzięci. Tak np. Hermann Balk, mistrz krzyżacki w Prusach, darowując ziemie rycerzowi niemieckiemu, zastrzegał, że nie wolno mu jej sprzedać „Polono sive Pomerano” (czyto Polakowi czy Pomorzaninowi).
Dokonali tej unji Pomorzanie głównie jednak dlatego, że się sami czuli Polakami.
W kilkadziesiąt lat później Polacy przypominają sobie, że wszyscy wówczas byli przekonani, że „mieszkańcy Pomorza byli Polakami i że uważali się za należących do królestwa polskiego”72, że „ziemia pomorska była pod królestwem polskiem i należy do tego królestwa”73.
Uważano bowiem, że dynastja pomorska, choć nie piastowska, ale wciąż się z Piastami powinowacąca, jest właściwie polską, taką samą jak w innych dzielnicach polskich. Zaznaczano też, że z tej dynastji „czterech było książąt polskich, braci z tej ziemi pomorskiej, którzy dzierżyli i posiadali tą ziemią pomorską... jako swoje dziedzictwo i jako książęta polscy”74.
Zresztą jak cytowaliśmy wyżej75, nawet i cudzoziemcy np. Duńczycy założyciela tej dynastji Mszczuja I zwali księciem polskim.
Książęta pomorscy bowiem ogarnięci byli jednym wspólnym kościołem polskim, który wpajał w nich ideę jedności z Gnieznem i Polską, nadto przejęci byli modą polską. Pamiętano, że ostatni z tej dynastji Mszczuj II „tak co do języka, jak i co do obyczajów i prawa występowa! (miał się, se tenebat tamquam Polonus) Jako Polak, że zawsze czul się, że jest w związku z Polską i pod królestwem polskiem”76.
Rycerze pomorscy podobnież przestrzegali zwyczajów szlachty polskiej Taki pan Święcą nosił się po polsku i nazywał się „pan” - jak przyznaje dr. Lorenz77, i też od panów polskich nauczył się zwyczaju podnoszenia - jak zobaczymy - rokoszu przeciw swemu monarsze... Jakże w istocie naszym, polskim wydaje się nam np. pewien rycerz mieszkający na zachód od Pomorza gdańskiego w ziemi sławskiej, gdy w dokumencie (około r. 1300 wystawionym) taki sobie nadaje tytuł w podpisie po polsku ułożonym: „Więcek prawej krwi syn z Ziółkowa”78.
Słowem - jak to przyznał historyk niemiecki Perlbach - aż do końca XIII wieku Pomorze nadwiślańskie czuło się częścią Polski i było polskie79.
Panem Pomorza - król Piast
Unja Polski z Pomorzem nikogo tak nie oburzała, jak margrabiów brandenburskich, którzy chcieli sobie koniecznie przez Pomorze wybić okno do morza. Stąd nie zważając na jasno wyrażoną wolę Pomorzan na owym zjeździe elekcyjnym, margrabiowie zawarli (1292 r.) z książętami rugijskimi układ, mający na celu rozbiór Pomorza nadwiślańskiego w razie śmierci Mszczuja II. Chcąc jeszcze jakby rozbroić i udobruchać margrabiów, Przemysław ożenił się (1293) z synowicą Ottona, głowy domu brandenburskiego.
W rok potem umarł Mszczuj II (25 grudnia 1294) i Przemysław witany przez Pomorzan zajął po nim jego państwo, Gdańszczanom przywracając przytem mury zniesione przez Mszczuja II.
Złączenie wybrzeża morskiego z Polską było wielkim czynem Przemysła, przypominającym wielkich Bolesławów, czynem, który odrazu wysunął go na czoło wszystkich Piastów. Dotarcie do morza jest prawie zawsze w dziejach pierwszym krokiem do zjednoczenia narodu. Kto miał w ręku ujście Wisły, mógł przystępować do związania z sobą całego narodu, mieszkającego nad tąż Wisłą. Teraz kolej koronować się na króla! W Gnieźnie w katedrze, która i za Mszczujów bezustannie obejmowała jako metropolitalna świątynia też i Pomorzan, koronował (26 czerwca 1296) arcybiskup Świnka Przemysława, który przyjął odtąd tytuł „króla polskiego i księcia Pomorza”.
Równoczesny zjazd panów i rycerzy z różnych krańców Polski, oraz Pomorzan przypieczętował zjednoczenie całej Polski.
Ale natychmiast sprzysięgły się przeciw Przemysłowi i rzuciły nań złe niemieckie moce. Margrabiowie brandenburscy80, oburzeni i rozżaleni, że stracili Pomorze, uknuli spisek81 z rodem Zarembów, z których jeden był namiestnikiem króla na Pomorzu. W kilka miesięcy po koronacji napadnięto Przemysława w Rogoźnie i zranionego uprowadzono, aby go wydać Brandenburczykom, wkońcu przy granicy Marchji zamordowano i porzucono.
Tak padła nowa ofiara zbirów niemieckich, męczennik i pionier idei zbratania Pomorza z Polską.
Skrytobójcze noże, choć przebiły serce króla polskiego, nie zdołały jednak stłumić idei powiązania Pomorza z Polską.
Myśl tę miał podjąć Władysław Łokietek. Piast książę sieradzki i łęczycki, którego rycerstwo wielkopolskie wybrało swym władcą. Nazwał się odrazu „księciem królestwa polskiego i Pomorza”. O to Pomorze dbał bardzo. Usunąwszy z Gdańska swego rywala bratanka Leszka, wkroczył na Pomorze, gdzie ludność przyjęła go dobrze (z wyjątkiem tylko drobnych utarczek około Tczewa).
Niebawem jednak Wacław II, król czeski, który dawniej już wyparł Łokietka z Małopolski, zkolei wyparł go też i z Wielkopolski, a nawet i z Pomorza (1300) i koronował się królem polskim w Gnieźnie. Opierał się na Niemcach, na krzyżakach i nawet dzięki niemu załoga krzyżacka dostała się na pewien czas (do r. 1302) do Gdańska, zresztą odtąd w tym grodzie rządzili Czesi.
Tej samej polityki, co i Wacław II trzymał się po jego śmierci (1305) następca i syn Wacław III, który opierał się też na mieszczaństwie niemieckiem, a margrabiom brandenburskim za pomoc obiecał całe Pomorze.
Na samem Pomorzu związali się Czesi szczególnie z rodem Święców, których forytowali bardzo i obdarowywali najwyższemi urzędami i zaszczytami tak, że ten ród przyzwyczaił się tu rządzić. Gdy Wacław III został skrytobójczo zamordowany (1306), urzędnicy czescy wycofali się z Polski i z Pomorza, a Łokietek znów przybył do Gdańska witany radośnie i przyjął od ludności hołd i przysięgę wierności.
Struchleli Święcowie; struchleli też margrabiowie brandenburscy, bojąc się, że Pomorze darowane im przez Czechów, teraz z rąk się im wymknie.
Gdy zaś Łokietek odebrał Piotrowi Świecy urząd wojewody pomorskiego, ten nie namyślając się wiele, zawarł tajny układ z margrabiami w Lindach (17 lipca 1307), w którym zobowiązał się (wzamian za liczne dobra) wesprzeć ich przeciw Łokietkowi i pomóc do zdobycia Pomorza. Łokietek dowiedziawszy się o tym zdradzieckim układzie, pojmał Piotra Święcę, wywiózł z Pomorza i trzymał w więzieniu.
Tymczasem w całej Polsce mieszczaństwo niemieckie, rozpanoszone za czasów Wacławów, podniosło bunt. Korzystając z tego rokoszowego usposobienia miast Gdańska i Tczewa margrabiowie urządzili wyprawę pod Gdańsk i mieszczanie wpuścili ich (wrzesień 1308) do miasta. Obroniła się jednak jeszcze załoga polska w zamku gdańskim pod wodzą Boguszy.
Łokietek śród ogólnego rokoszu Niemców nie mógł jej pośpieszyć z pomocą, więc za pośrednictwem Wilhelma, przeora dominikanów, załoga polska ułożyła się z krzyżakami, że zakon zajmie zamek, a za zwrotem kosztów wyprawy Polakom go zwróci. Krzyżacy w istocie wyparli Brandenburczyków i zajęli zamek, ale wkońcu wyparli też i załogę polską i rozsiedli się w zamku jako niepodzielni panowie.
Gdy Łokietek domagał się następnie zwrotu Gdańska, krzyżacy przypomnieli, że Bogusza za pomoc przeciw Brandenburczykom obiecał im zwrot kosztów, więc teraz z pewną ironją zażądali sumy tak wysokiej, że gdyby całe Pomorze sprzedał, to nie mógłby im jej wypłacić. Świat się przekonał, że krzyżacy byli „podstępni i przebiegli”82.
Wacław Sobieski
Przypiski - część I
1) Gdańsk, Praca zbiorowa, 1928, str. 25; por. Zeitschr. Westpreuss, G. V. 1922, zesz. 62, str. 17.
2) Concreti maris purgamentum. Slavia occidentalis V, 1926, str, 251, 262, 466. Ks. Kujot, 154.
3) Dr. Aleks. Karpińska, Pomorze siedzibą ludności prasłowiańskiej (Mestwin, rok 3, nr. 2, 1927); Kostrzewski, Z pradziejów Pomorza (Z otchłani wieków, zeszyt 3, rokI), Kostrzewski, Roczniki historyczne I 1925 i III 1927.
4) Rudnicki, Slavia occidentalis II 245, VI 336, Czekanowski, Wstęp do historji Słowian. Tę wiadomość o Słowianach na Pomorzu stara się podważyć Brückner. Borgis (Slavia occidentalis, 1925); por. Kwartaln. histor. 1927, str. 300. 5) Ks. Kujot (str. 159) zwraca uwagę, że mogli iść też lądem koło Nowogrodu, Dnieprem (por. Jordanes IV 25 i Nestor, Mon. Pol. hist. I 553).
6) Dr. Lorenz. Gesch. Kaschub. 145, gotów się zgodzić, że na Pomorzu Słowianie żyli obok Germanów.
7) Zob. niżej str. 12.
8) Nazwy te mogły powstać i za czasów późniejszego panowania Duńczyków na Pomorzu w XII i XIII. O nazwie Oksywja, Rixhöft, Sianowo (od Swen) zob, Lorenz, Gesch. der Kaschuben 66 i por. ks. Kujot str. 371-2. Łęgowski, Roczn. Tow. Nauk., w Toruniu XIV, 184, Ślaski, Materjały do Pucka 1916, 135.
9) Truso zazwyczaj uważa się za Elbląg (zob.ks. Kujot I 209, 195), Prof. Rudnicki (Slavia occidentalis III-IV, str. 324) uważa Truso za Tczew (por. l. c. V 530).
10) Wachowski, Jomsborg 1914; Zakrzewski, Mieszko I. 1922.
11) Widajewicz, Slavia occidentalis VI 1927, 148.
12) Wendische Geschichten.
13) Rudnicki, Slavia occidentalis V 375.
14) Widajewicz l. c.
15) Akt darowizny Ody (Dagome iudex), Tymieniecki, Strażnica Zachod., grudzień 1922.
16) O teorjach co do pochodzenia tej nazwy zob. Lutman (Gdańsk - praca zbiorowa 1928), str. 31, Por. Rudnicki, Slavia occidentalis I 169 (1921), VI 367 (1927). Zeitschr. Westpreuss. G, V. 1925, zesz. 65, str. 73 i 1920, zesz. 60, str. 75.
17) Tom 135, str. 124, porówn. Der Kampf urn die Weichsel s. 13.
18) Keyser (Die Entstehung von Danzig, 1924, str. 10) sądzi, że musiało istnieć tu jeszcze po prastarych Germanach samodzielne państewko gdańskie. Dowodem ma być to, że Chrobry daje św. Wojciechowi eskortę. Tymczasem tak mała garstka wojaków oczywiście mogła św. Wojciecha osłonić tylko od doraźnego ataku rozbójników w czasie podróży czy jakiegoś odruchu pogańskich kapłanów. Była to eskorta za mała, aby wywalczyć świętemu Wojciechowi posłuszeństwo w państwie zupełnie odrębnem i niepodległem, i dlatego to św. Wojciech do Prus wkroczył już bez eskorty, któraby tylko lud rozdrażniła. Tu w Gdańsku osłaniała św. Wojciecha władza panującego Chrobrego. Najwcześniejsze żywoty św. Wojciecha nic nie mówią o jakimś księciu gdańskim, nawet słowiańskim. Późniejsze legendy, spisane w połowie XII w. w Gnieźnie, dopiero wspominają, że św. Wojciech odwiedził w Gdańsku księcia, że tego księcia św. Wojciech poprzednio w Polsce ochrzcił, że Bolesław dał temu księciu córkę za żonę z warunkiem, że się ochrzci. Legenda ta wydaje mi się potem dorobioną dla silniejszego związania późniejszych dynastów gdańskich z arcybiskupstwem gnieźnieńskiem. Por. Tymieniecki, Strażnica Zachodnia, grudzień 1922, str. 350. Inaczej Zakrzewski, Bol. Chrobry.
19) Niemcy, jakby chcąc zatrzeć ten ślad, starają się przezwać to miejsce zamiast St. Adalbert - St. Albert.
20) Tymieniecki, Strażnica Zachód., grudzień 1922.
21) Por. Balzer, Stolice Polski. 1916, str. 63.
22) Mon. Pol. hist. (Gall 43); Duda 61.
23) Tymieniecki, Strażnica Zachod., 1922, październik 261.
24) Tak zw. Gall. II, 6, 28, 48, 49.
25) Ks. Kujot 241.
26) Ebbo (Mon. Pol. II, 54).
27) Mon. Pol. II, 76 (rocznik Traski) 1123.
28) Lorenz, Gesch. der Kaschuben (str. 17), na podstawie słówka jednego kaszubskiego (jastre) robi odrazu hipotezę, że ponieważ to słówko przypomina niemieckie Ostern (Wielkanoc), więc Niemcy tu szerzyli chrześcijaństwo.
29) Rudnicki, Slavia occidentalis V, 380 itd. Ks. Łęgowski, Roczniki Tow. Nauk. Toruń 1925.
30) Tyc. Rocz. Hist. II 1926. 18. - O Franku bisk. pol. pomor. w 1085 p. ks. Dawid, La Pologne et la Pomeranie 1928.
31) Tyc, Str. Zach., lipiec 1926, 168-9.
32) Podobnie postąpił i z Pomorzem środkowem nad Persantą.
33) Gall II, 1. Tyc, Roczniki Histor. II, 1926, str. 4.
34) Mon. Pol. I, 13.
35) Perlbach, Pomerell. Urkun. 1, nr. 2 - Zobacz ks. Kujot I, 229, 266, 357, 412. Wojciechowski, Szkice 134-136. Kętrzyński, Granice, 30, 130. Tyc, Polska a Pomorze, Roczniki Hist. 1926, rocz. II, 9 etc.
36) Inaczej było na Pomorzu zachodniem, gdzie książę polski nie był władcą bezpośrednim, ale i tu zrazu pierwszy biskup, w Wolinie, był podległy metropolji gnieźnieńskiej.
37) Meklenb. Urk. X, 7143. str. 547.
38) Meklenb. Urk. I, Nr. 34, 65, 77, 454 (lata 1139, 1158, 1163, 1236 etc.).
39) Vincent. pragens., Mon. Germ. XVII, r. 1147.
40) Mon. Pol. I, 551.
41) Mon. Pol. I, 553. Tymieniecki, Roczniki Hist. III, 1927. str. 14.
42) Podobnież Długosz, Górnicki.
43) Lites; Lorenz, Gesch. der Kaschuben 150, sądzi, że tu mówił archidiakon tylko o kazaniu w kościele, ale niewiadomo, na czem to zdanie Lorenz opiera.
44) Rudnicki, Slavia Occidentalis III-IV, 374. Głośnym był Jaksa z Kopenika, który z Brandenburgii przeszedł w granice Polski.
45) Rozwój terytorjalny Pomorza polskiego 1909; por, Rudnicki 455. Najstarsza kronika kijowska zna tylko nazwę „pomorianie”, a nie zna Kaszubów. Książęta polscy (jak Bolesław Krzywousty) całe osady Pomorzan przenosili w głąb Polski, i do dziś pozostały po nich nazwy „Pomorzany”, a nie Kaszuby.
46) Lorenz, Gesch. der Kaschuben 10, rzuca niczem nieuzasadnioną hipotezę, że lud dawniej się nazywał Kaszubami, a tylko w dokumentach tej nazwy nie używano.
47) Cenova, zares do grammatikj 1879, 75.
48) Lites ac res gestae I, 347. Tyc, Roczniki historycz. 1926, II, 9, uw. 1, Wincenty w odróżnieniu od książąt szczecińskich zwie ich „praefectus”. Por. wyżej str. 24 uw. 33.
49) Cod. Diplom. Minor. Pol. I, nr, 8 i 9 (por. Lorenz, Gesch. 19. Ks. Kujot I, 388). O większem już znaczeniu w r. 1223 zob. ks. Kujot I, 296, Duda 108, uw. 5.
50) Był to wnuk przyjaciela Pomorzan, Mieszka III, ożeniony z siostrą Świętopełka II (córką swojej stryjenki).
51) 23 listopada.
52) Ks. Kujot 1050.
53) Tymieniecki, Slavia Occidentalis II, 1922, str. 57, 98.
54) Por. odczyt Keysera „Danziger Neuste Nachrichten” Nr. 44, 21, II, 1928.
55) Lorenz, Gesch. Kaschub. 151, uw. 14, por. 153, uw. 25.
56) Por. str. 19.
57) Gallus II, 42, III, 24.
58) „Otchłań smoły ziemnej podszyta bagnami” (Kronika Wincent. M. P. H. II, str. 374.
59) Tyc. (Roczn. Hist.) III, 1928, str. 47.
60) Nie jest prawdą, aby Żuławy tak Gdańskie jak i Wielkie były dawniej puste i że dopiero Niemcy, szczególnie pod kierunkiem krzyżaków, osuszyli je i pierwsi tu się osiedlili. Owszem były tu już przedtem dość znaczne osady ludności pomorskiej i polskiej. Już przedtem siłą rąk pomorskich założono tu groblę nad Nogatem. Por. ks. Kujot II, 1146. Lichtenau von polnischen Leuten vormals bewohnt. Por. Slavia Occidentalis VI, 158, uw. 357; też Zeitschr. Westpreuss. G. V. 1922, zesz. 62, str. 15.
61) Pr. Urk. I, 106.
62) Lorenz, Gesch. der Kaschuben 47.
63) Inaczej Tyc (Rocz. Hist. III, 1928), str. 47, który stara się bronić Świętopełka od związku z rewolucją pogańską i zarzutów krzyżackich z tego powodu. Ks. Kujot I, 702.
64) Zeitschr. Westpreuss. G. V. 1922, zesz. 62, str. 27.
65) Bolesław miał za żonę matkę Mszczuja II, a był synem Odonicza, przyjaciela Świętopełka II.
66) Monum. Pol. Hist. III, 37.
67) Monum. Pol. III, 38.
68) Ks. Kujot 975, 981, 1030.
69) Zeitschr. Westpreuss. G, V. 1922, zesz. 62, str. 27.
70) „Zatem my, Mściwój, z Opatrzności Bożej książę pomorski, obwieszczamy teraźniejszym i przyszłym, że nie zniewoleni przemocą ani strachem, lecz za własnem i dobrowolnem natchnieniem, za siebie i za swoich następców i dziedziców, ukochanemu synaczkowi naszemu, księciu Przemysłowi, z Bożej łaski księciu polskiemu, dajemy, odstępujemy i przekazujemy tytułem prawdziwej i czystej darowizny za życia (titulo vere et pure donationis inter vivos) całe nasze księstwo pomorskie z wszelkiemi miastami, twierdzami, wsiami, wasalami i kościołami, własnością i panowaniem, z posiadłościami uprawionemi i pustemi. I rzeczone księstwo z wszystkiem powyżej wymienionem postanawiamy w imię tegoż Przemysława posiadać, póki on go w osobiste rządy nie weźmie. Świadkowie ku temu uproszeni lub wezwani są: Wasyl pomorski, Benjamin poznański, Arkemboldus gnieźnieński - wojewodowie, Mikołaj sędzia poznański, brat Pius z zakonu kaznodziejskiego, i wielu innych zakonnych i świeckich.” (Pommer. Urk. nr. 333).
71) Lites I, 232, Scr. rer. Prus. I, 694.
72) Lites I, 404.
73) Lites.
74) Lites I, 282.
75) Zob. wyżej.
76) Lites I, 338.
77) Gesch. der Kaschuben, str. 30. Por. wyżej uw. 55.
78) Ks. Kujot, str. 1200.
79) Tyc, Roczniki Historyczne III, 1928, str. 61.
80) Zob. wyżej, str. 40-41.
81) Roczniki polskie stwierdzają udział Brandenburczyków w zbrodni zamordowania Przemysława.
82) Lites I, 28.
Wacław Sobieski, Walka o Pomorze, Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin 1928
Prof. Wacław SOBIESKI (1872-1935). Historyk, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, a od 1908 był jego wykładowcą. Jeden z twórców tzw. nowej krakowskiej szkoły historycznej, członek Polskiej Akademii Umiejętności, autor ok. 100 prac naukowych z historii Polski, szczególnie z XVI–XVII wieku.
Członek tajnej Ligi Narodowej, Związku Młodzieży Polskiej i Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, współpracował z delegacją polską na Kongresie Pokojowym w Wersalu.
W swojej „Historii Polski” prof. Sobieski przypisał decydującą rolę w opracowaniu planu Bitwy Warszawskiej z 1920 gen. Weygandowi i szefowi sztabu gen. Tadeuszowi Rozwadowskiemu oraz uwydatnił walny udział w walkach 5. armii gen. Władysława Sikorskiego. Minister oświaty płk. Jędrzejewicz zniósł wówczas katedrę historii powszechnej UJ, co oznaczało pozbawienie prof. Sobieskiego pracy na Uniwersytecie. Podupadły na zdrowiu prof. Sobieski zmarł dwa dni po podpisaniu ministerialnego rozporzadzenia.
Prace m.in.: Archiwum Jana Zamoyskiego (1904), Trybun ludu szlacheckiego (1905), Polska a hugenoci po nocy św. Bartłomieja (1910), Żółkiewski na Kremlu (1920), Dzieje Polski, tomy 1-3 (1923-1925), Walka o Pomorze (1928)
Oprac. na podstawie Wikipedii polskiej
Podziel się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami na naszym Forum w dziale Historia Koszalina oraz Historia Pomorza. Jeśli znasz jakieś nieznane fakty lub ciekawostki, przekaż je nam wszystkim. Jeśli nie, włącz się do dyskusji, zaproponuj nowe tematy, zainteresuj się historią swojego miasta i regionu.